Recenzja gry: J-Stars Victory VS+

Recenzja gry: J-Stars Victory VS+

Mateusz Gołąb | 20.07.2015, 15:50

J-Stars Victory VS+ to kolejny dowód na to, że Japończycy nie stawiają sobie wysoko poprzeczki, jeżeli chodzi o gry nawiązujące do największych popkulturowych marek. Szkoda, że nie postarali się nawet na 45-lecie znanego magazynu.

Nie oczekuję od tego typu crossoverów atrakcyjnej fabuły, choć wydaje mi się, że zgodnie z maksymą „chcieć, to móc”, da się napisać znośny scenariusz przy nawet najbardziej wybuchowej mieszance bohaterów. Ba, komiksy Shōnen Jumpa maja do tego niezły potencjał! Niestety w przypadku tej produkcji, najwyraźniej nikomu się nie chciało. To może chociaż rozgrywka jest tu tym elementem, który potrafi przykuć na długie godziny do telewizora? Jeżeli po dziesiątkach podobnych do siebie japońskich brawlerów macie jeszcze jakiekolwiek nadzieje, to nie przynoszę dobrych wieści. To absolutnie nie jest tytuł, przy którym możemy godnie świętować jubileusz Shōnen Jumpa. J-Stars Victory VS+ jest niczym fanfik zaniedbującego szkołę gimnazjalisty. Upchano w nim więcej postaci niż treści i nie da się go nawet pochwalić za solidne rzemiosło.

Dalsza część tekstu pod wideo

Bo z plusem, to znaczy lepiej. Prawda?

W grze znajdziemy 52 bohaterów pochodzących z 32 dwóch różnych serii. To ogromna gratka dla fanów japońskiego komiksu. Niestety głównie dla fanów japońskich, bo lwia część postaci, w które możemy się wcielić okaże się raczej nieznana wśród graczy z naszego kraju. Jeżeli nie jesteście hardcore’owymi mangowcami, to nie będziecie mieli pojęcia kim są bohaterowie Kochira Katsushika-ku Kameari Kōen-mae Hashutsujo, Saiki Kusuo no Psi-nan, Sakigake!! Otokojuku i kilku innych serii, choć z pewnością ucieszycie się obecnością Son Goku, Luffy’ego, Naruto i Ichigo.

Niestety system walki, choć na zwiastunach wydawał się nieco bardziej oryginalny od reszty arenowych brawlerów jakich w Kraju Kwitnącej Wiśni pełno, to przy bezpośredniej styczności z grą okazał się równie płytki. Mamy do dyspozycji słaby i silny atak, ich specjalne wariacje oraz postacie asystujące. Do tego po załadowaniu paska możemy odpalić wraz z resztą drużyny specjalny tryb, co daje nam dostęp do najbardziej niszczycielskiego ciosu dla kierowanego przez nas herosa. Najgorsze jest to, że największa zaleta tej produkcji, czyli ogromna liczba bohaterów, nie idzie w parze z różnorodnością. Wszystkimi gra się dokładnie tak samo, a wszelkie różnice są czysto kosmetyczne. Bohaterowie inaczej się poruszają, ich moce wyglądają inaczej, ale w praktyce nie robi to żadnej różnicy. Zwycięży ten kto bardziej mashuje i ma odrobinę więcej szczęścia.

Wbrew pozorom Kenshin i Kirua to jeszcze całkiem znane postacie z komiksów wydawanaych przez Shueisha

Na sztuczną inteligencję nie ma co liczyć, bo jest głupia jak but. Nasi towarzysze latają/biegają gdzieś po okolicy bez celu i od czasu do czasu trafią przeciwnika. Nawet wydanie im jednej z czterech dostępnych komend na niewiele się zdaje. Co gorsza o wygranej lub przegranej meczu decyduje ilość „fragów”, a sterowani przez komputer wojownicy często nie ogarniają, że mają mało życia i dobrym pomysłem byłby taktyczny odwrót. Wielokrotnie zdarza się tutaj przegrać przez głupotę komputerowego towarzysza, który ładuje się prosto pod pięści przeciwnika mając zaledwie kilka punktów zdrowia. Jeśli jakimś cudem zaciągniecie do zabawy kumpla, to popadniecie w drugą skrajność i gra nagle zrobi się zbyt łatwa.

Dzieci lubią powtarzalność

To może chociaż tryby zabawy nadają J-Stars Victory VS+ jakiegoś lepszego wymiaru? Niestety.  Praktycznie każda opcja zabawy jest taka sama. Urozmaicenia są tylko z nazwy. Wyróżniać się tutaj miał tryb fabularny zwany J-Adventure. Owszem, wyróżnia się tym, że jest najgorszym elementem całego programu. Oto bóg zebrał bohaterów i dał im łódkę. Płyńcie po morzach i walczcie ze sobą o tytuł mistrza. Na pewno nie będzie to tytuł mistrzowski w kategorii „najlepszy scenariusz”. Te historie mają ogromny potencjał na dobrze napisany crossover. Wystarczy chcieć. Dodatkowo boli brak animacji postaci. Rozmawiający ze sobą bohaterowie to wycinanki, które od czasu do czasu stękną lub wypowiedzą pojedyncze słowo. Reszta dialogów to ściany tekstu. Nie wyobrażam sobie komu chciałoby się przechodzić wszystkie 4 mierne historyjki poprzeplatane nudnymi jak flaki z olejem pojedynkami.

[ciekawostka] 

Na koniec zostawiłem oprawę graficzną, bo jest iście skandaliczna. Gra prezentuje się nieźle, jak na erę wczesnego PS3 albo nieźle zrobionego remastera z PS2. Mimo tak biednych szat nadal potrafi nieco przyciąć, gdy za dużo efektów cząsteczkowych wskoczy na ekran. To doprawdy zaskakujące, że można świętować 45-lecie marki tak słabo wyglądającym tytułem. I żeby nie było, że rzucam słowa na wiatr. Zerknijcie na jakiekolwiek screeny z gier Naruto, które nawet na konsoli minionej generacji wyglądały o niebo lepiej. J-Stars Victory VS+ to nie tylko mało szczegółowe modele postaci, ale kompletnie ascetyczne i pozbawione szczegółów, malutkie areny. Nic nie usprawiedliwia tak niskiej jakości tekstur przy stosunkowo niewielkiej skali bitew.

Nikt nie przyjdzie na takie urodziny

Najciekawsze w całej grze jest element encyklopedyczny. Można sobie poczytać odrobinkę o bohaterach i seriach, z których pochodzą. Fanservice jest jedynym elementem, który może komukolwiek przypaść do gustu. Jeżeli siedzicie na tyle głęboko w komiksach z gatunku shōnen, że znacie nawet te najbardziej japońskie tytuły, to być może sięgniecie po ten produkt z czysto fanowskiego zacięcia. Zaręczam jednak, że za długo w niego nie pogracie.

Ta gra naprawdę tak wygląda na aktualnej generacji konsol... Gdyby chociaż fajnie się grało! To sobie poświętowaliśmy rocznicę...

Niestety Jump Stars Victory VS+ nie broni się praktycznie niczym, choć z pewnością na rynku znajdują się o wiele gorsze brawlery. Problem leży w tym, że jeżeli graliście w te „lepsze” produkcje, to nawet nie zerkniecie w stronę tego tytułu. Lepiej zaczekajcie na nowe Ultimate Ninja Storm. Może niewiele się zmienia w serii o przygodach Naruto, ale przynajmniej nadal jest ładnie i całkiem solidnie. Szkoda, że zmarnowano tutaj tak ogromny potencjał, a okrągłą rocznicę świętujemy na smutno z produkcją, która powinna być sprzedawana w kioskach za dwie dychy.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry J-Stars Victory Vs

Atuty

  • Wielu legendarnych bohaterów w jednym miejscu
  • Duża liczba z nich jest grywalna
  • Encyklopedia

Wady

  • Nudna jak flaki z olejem
  • Wszystko jest tu takie samo
  • Słaba sztuczna inteligencja
  • Oprawa graficzna
  • Zmarnowany potencjał rocznicowy

Taki prezent dla fanów z okazji 45 lecia jednego z największych magazynów komiksowych w Japonii jest niczym białe skarpetki w prezencie na urodziny. Są nijakie, nudne ale w sumie da się w nich chodzić. No i wyraźnie jest to podarunek na odwal się.
Graliśmy na: PS4

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper