Banishers

Banishers: Ghosts of New Eden - wielka niespodzianka czy wielka kopia?

Krzysztof Grabarczyk | 09.03, 18:00

Trudne pytanie postawione w tytule tekstu jest bardzo retoryczne. Użyte słowo "wielka" pasuje w obu kontekstach. Opowieść o sile relacji, przypięczetowana najlepszym schematem współczesnych gier przygodowych angażuje po sam jej kres. Banishers: Ghosts of New Eden jest grą długą. Przez kilkadziesiąt godzin ciągłej eksploracji świata oraz treści nie dopadło mnie poczucie jakiegokolwiek znużenia. To już potężny sukces sam w sobie. Nie trzeba rewolucjonizować koncepcji. Autorzy ze studia Don't Nod są pojętnymi wzrokowcami. My jako gracze również.

Banishers: Ghosts of New Eden pozytywnie zaskoczyło. Red mac Raith oraz Antea Duarte w niespotykanym duecie: człowieka i zjawy. Historia podjęta w grze jest przepełniona morałem. Ile znaczy dlas nas więź z daną osobą i jak postąpimy w decydującej chwili? Czy skłócimy się z zawodową, a co więcej, moralną etyką by uratować bliską osobę, czy postąpimy zgodnie z wpajanym kodeksem? I wreszcie, co z naszej perspektywy wydaje się słuszne? Deweloper, Don't Nod miesza te wątpliwości w jednym rozdaniu. Siłą gry jest treść i model rozgrywki.

Dalsza część tekstu pod wideo

"Uwielbiamy próbować nowych rzeczy, lecz jestem zdania, że wspólnym mianownikiem jest nasze zamiłowanie, by wymusić na graczu odpowiedzialność wynikającą z podjętych wyborów" - tłumaczył chwilę przed debiutem gry jej twórca, Philippe Moreau. Trudno się z nim nie zgodzić. Poprzednie dzieła studia, jak Remember Me czy niemal kultowy już Vampyr wymuszają trudne decyzje na odbiorcy. Napisanie historii, w której przetaczają się liczne wątki, gdzie winę ponosi każda ze stron to trudne i ambitne wyzwanie. Don't Nod wychodzą z tego egzaminu piątkowo.

Koszmar tej zimy

undefined

Banishers: Ghosts of New Eden opowiada o walce z Koszmarem i następstwem upiornej eskalacji. Pogromcy, Antea i Red mierzą się z arcypotężnym wyzwaniem, którego nie sposób odeprzeć tradycyjnymi środkami - oczywiście tradycyjnymi w fachu Pogromcy. Twórcy bardzo przyłożyli się do opisania pracy Pogromców, z naciskiem na wszystkie detale. Od szczegółowej dokumentacji podejmowanych rytuałów po rodzaje zjaw. Fakt, sam bestiariusz mógłby być lepiej dobrany. Przez niemal całą grę toczymy boje z kilkoma typami widm. Jednak, i to nie powstrzymuje naszej chęci do eksploracji świata, który choć nie grzeszy otwartością, to jest przemyślany pod kątem konstrukcji.

"Klucz to zaangażowanie ludzi w grę, nie tylko poprzez strzelanie, i odkładanie umysłu na bok" - dodaje Moreau. Banishers również stosuje się do tej wypowiedzi. Nie należy do grona produkcji, przy których można się odprężyć, nie angażując szarych komórek. Tytuł przekazuje mnóstwo treści. Od poprawnie spisanych notek, po inteligentne i czasem przedłużone dialogi. Don't Nod bawią się wątkiem miłosnym. Twórcy zachęcają, aby poznać tę opowieść z dwóch stron. W przypadku gry mówimy o złożonych obietnicach, gdy para wyrusza na nierówną walkę z dziełem Koszmaru. "Koncepcja miłosnej historii była dla nas oczywista, gdy postanowiliśmy stworzyć historię o duchach" - twierdzi Stephane Beauverger. "Jaka jest specyfikacja ducha? To emocje, żale, melancholie, tajemnice, oraz niedopowiedzenia kogoś, kto za chwilę odejdzie na dobre" - to prawda, Stephane. Każdy napotykany w grze duch jest formą emocjonalnej ekspresji, echem dawnego życia, a podjęte czyny rozliczamy w skórze Pogromcy.

Pojętny uczeń

undefined

Antea często uważa Red'a za ucznia pojętnego, co nie tylko wynika z faktu więzi, jaka utworzyła się pomiędzy dwójką bohaterów. Banishers: Ghosts of New Eden systemowo wiernie naśladuje God of War czy trzeciego Wiedźmina (konstrukcja zadań pobocznych). Spójrzmy na trzon rozgrywki. Rzut kamery i system walki w oczywisty sposób przywołuje metody wynalezione przez autorów ze studia Santa Monica. Pytanie, czy jest to problem? Jak na skalę i budżet projektu (AA), Banishers świetnie radzi sobie w kategorii gry przygodowej. Nawet jeśli stanowi systemową, sprawnie złożoną kopię, ciężko odmówić jej grywalności. Jak wspominałem w pierwszym akapicie - wielka niespodzianka, czy wielka kopia - w obu przypadkach gra jest kusząca. Jest po prostu wielka, solidna i chętnie do niej wracam, by poznać następstwa drugiej złożonej obietnicy.

Banishers: Ghosts of New Eden naturalnie posiada swoje wady. Powiedzmy, że natłok podsystemów może przytłoczyć w kontekście świata przedstawionego. Animacja nierzadko się potyka, nawet w ustawieniach wydajności. Pomimo tego, gra jest świetnym, angażującym doświadczeniem. Wymaga skupienia i czasu. Właśnie, ani przez moment nie zniechęca, a wręcz przeciwnie - motywuje do odkrywania każdego zakamarku. Każda lokacja, każdy detal, każdy wpis wydają się być na swoim miejscu. Nic nie jest dodane na siłę. To koncepcyjny sukces, nawet jeśli stanowi pochodną znanych (i lubianych) rozwiązań. Czy Banishers: Ghosts of New Eden jest wielką kopią czy wielką niespodzianką? Jest wielkim osiągnięciem i wyróżnieniem w dobie popularyzacji gier usługowych.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Banishers: Ghosts of New Eden.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper