Assassin's Creed

Assassin’s Creed Mirage to powrót do korzeni? Nie do końca tak to wygląda…

Kajetan Węsierski | 20.09.2023, 21:30

Końcówka 2023 roku naznaczona jest wieloma mocnymi premierami. Przez najbliższe trzy miesiące będziemy świadkami debiutu nowych serii, kontynuacji, a także wyczekiwanych powrotów. W gruncie rzeczy każdy powinien znaleźć coś dla siebie i to bez większych problemów. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że liczba pozycji może być wręcz przytłaczająca. A  czas nie jest z gumy. 

Co ważne, będziemy mieli do czynienia z markami, które doskonale znamy. Dość powiedzieć, że pojawią się pozycje, których tytuły są szeroko komentowane i bardzo znane - Alan Wake, Marvel’s Spider-Man, Cyberpunk 2077, czy choćby Assassin’s Creed. Nie trzeba być wcale największym znawcą branży, aby kojarzyć każdą z tych nazw. Mówimy naprawdę o czołówce branży i seriach, które wielokrotnie wyznaczały standardy całych gatunków. 

Dalsza część tekstu pod wideo

W dzisiejszym tekście chciałbym się jednak skupić na grze, która jest częścią niebywale znanej marki. Mowa oczywiście o Assasin’s Creed Mirage, które zadebiutuje już za kilka tygodni, albowiem dokładnie 5 października. I choć wielokrotnie powtarza się, że tytuł wróci do korzeni, oferując tym samym powiew świeżości względem niedawnych tytułów, to nie do końca tak jest… Pozwólcie, że wytłumaczę! 

Powrót do korzeni…

Zacznijmy jednak od elementów, które niewątpliwie przywodzą na myśl wcześniejsze odsłony serii - głównie klasyczną opowieść o Altairze, czy trylogię o Ezio Auditore. Twórcy nieustannie zapewniają - potwierdzając to oczywiście prezentowanymi materiałami z rozgrywki - że ponownie będziemy mieli do czynienia ze znacznie większym naciskiem położonym na elementy skradania. 

Nie jest żadną tajemnicą, że przy trzech ostatnich grach nieco odeszło to w zapomnienie. Stawiano mocniej na walkę na otwartych terenach i bezpośrednie starcia. Tym razem ma być inaczej. Co więcej, znów pojawi się możliwość uśmiercania z zaskoczenia jednym ciosem. I super, bo to przecież definicja skrytobójcy! Czajenie się w tłumie, lub za rogiem i atakowanie wroga, który niczego się nie spodziewa i do końca nie wie, co go trafiło… Pięknie!

Jakby tego było mało, sama gra ma być po prostu mniejsza. I odnosi się to zarówno do skali prezentowanego świata, jak i rozmachu przedstawionej historii. Nie da się nie odnieść wrażenia, że tym razem będziemy działać „we własnym ogródku”, załatwiając sprawy, które niekoniecznie będą miały duży wpływ na cały świat. Bije z tego trochę vibe Assassin’s Creed: Liberation, ale może to być tylko prywatne odczucie. 

Powrócić ma także rzucanie nożami, czy znacznie większe wykorzystanie umiejętności parkour. I pod tym względem brzmi to naprawdę dobrze. Dokładnie tak, jak powinno. I dokładnie tak, jak chcieliby usłyszeć wszyscy ci, którzy od kilku lat czekają, aby raz jeszcze dostać Assassin’s Creeda będącego bardziej grą przygodową z elementami walki, niż pełnokrwistym RPG na setki godzin. 

… Ale nie do końca! 

Jak jednak domyślacie się po tytule, muszę do tej beczki miodu wrzucić nieco dziegciu. Nie potrafię bowiem wyzbyć się wrażenia, ze to nie do końca tak kolorowa sytuacja, jak przedstawiają to twórcy. I nawet wrzucenie kilku znanych i rzeczywistych postaci z historii do świata gry nie pomoże w podbiciu immersji. Dlaczego? Ano prawdopodobnie dlatego, że gra nigdy nie miała być pełnoprawną następczynią Valhalli. 

Miała być dodatkiem, który oferuje coś nieco innego. Gdy jednak w pewnym momencie zrozumiano, że da się z tego stworzyć coś oddzielnego, udano się w tym kierunku. Choćby z tego względu sama mapa będzie przypominała rozmiarem zaledwie niewielki wycinek tego, co oglądaliśmy w poprzedniej części. Zresztą, skompletowanie całości ma się zamknąć w dwudziestu godzinach, a to przy półce cenowej ok. 200 złotych nie brzmi korzystnie. 

Niemniej, my tu nie o tym. Pierwszym zarzutem, jaki mam do obietnic, jest dalsze tkwienie w założeniach z trzech ostatnich części. Jednym z takich elementów będzie na przykład korzystanie z orła, który pomoże nam w patrolowaniu otoczenia. To jednak malutki kamyczek w ogródku. Dużo gorzej wybrzmiewa funkcja zwalniania czasu. W Prince of Persia bardzo to lubiłem, ale przy Assassin’s Creed nie do końca mi to pasuje. Może uprzedzenie, nie wiem. 

Co więcej, w dalszym ciągu będziemy mieli nadprzyrodzone zdolności. I nie chodzi tu nawet o pokonywanie niewyobrażalnie trudnych przeszkód, ale choćby umiejętność przypominającą teleportację. Nie do końca zazębia mi się to z chęcią powrotu do korzeni. Kredo skrytobójców niby będzie tak silne, jak od lat nie było, ale Ubisoft wciąż nie jest w stanie w pełni wyswobodzić się z Origins, Odyssey i Valhalli.

Reasumujac

Tak czy inaczej - czekam. Nie zamierzam ukrywać, że z małym lękiem, ale jednak jestem zainteresowany tym, co zaprezentują nam bardzo utalentowani deweloperzy. Ostatnie gry mnie znudziły, a Valhalla do dziś przytłacza rozmiarem. Może więc będzie to miłe odświeżenie? Może 20 godzin zamiast 200 okaże się tym, co sprawi, że na nowo pokocham Assassin’s Creed i rozpalę w sobie tę iskrę skrytobójcy? 

Może tak być. Choć oczywiście dalej nie jest to gra, której oczekiwałbym, po zapewnieniach, że „wracamy do korzeni”. Czy jednak jeszcze kiedyś Ubisoft zdecyduje się na taki krok? Może jeśli Mirage będzie komercyjnym sukcesem? Albo gdy zdecydują się całkowicie odświeżyć historię Altaira? Jedno jest pewne - mają naprawdę sporo możliwości. My natomiast możemy jedynie czekać i liczyć, ze w praktyce nie dostaniemy ponownie odgrzanego kotleta. Po tylu razach nie będzie już smakował dobrze.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Assassin's Creed Mirage.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper