metal gear solid master collection vol. 1

Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 - naprawdę warto?

Krzysztof Grabarczyk | 08.07.2023, 18:00

Solid Snake powraca. Nie on jeden, ponieważ powraca cała obsada Metal Gear, z samym Big Bossem na czele. Ogłoszenie prac nad Metal Gear Solid Delta: Snake Eater rozjuszyło zainteresowanie marką. Ostatnia aktywność cyklu przypada na 2018 rok, gdy wydano Metal Gear: Survive. O tej sieciowej wariacji z udziałem nieumarłych najlepiej zapomnieć. Produkt dedykowano najbardziej fanatycznym wyznawcom cyklu. Ci ostatni zaś nie omieszkają pominać zapowiedzianej przez wydawcę kompilacji. 

Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 to zbiór łącznie pięciu kultowych historii. Klasyczne odsłony z czasów MSX'a, a także wielka trylogia Kojimy, pisana w latach 1998-2004. Incydent wzdłuż Shadow Moses, wielka mistyfikacja w Big Shell i wreszcie sam początek i koniec zarazem, Operacja "Snake Eater". Szkoda, że w dalszym ciągu brakuje Metal Gear Solid: The Twin Snakes, czyli legendarnej kolaboracji nieistniejącego studia Silicon Knights z Konami i Nintendo. Tej perełki raczej nigdy nie uda się już pozyskać. Szkoda, ponieważ całość diametralnie zyskałaby na wartości. Pomijając już nieuniknioną absencję Twin Snakes, zastanówmy się nad jednym. Czy ta kolekcja jest warta swojej ceny? 

Dalsza część tekstu pod wideo

Prawdziwe kłamstwa

undefined

"Where's the truth then?" - spytał zaintrygowany Snake. "It's hidden in the lies" - odpowiedziała Eva. Nie wiem czemu, lecz mocno zapadł mi w pamięć ten dialog, wycięty z rozmowy Big Boss'a i Evy w Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Tytuł jest ponadczasowy i absolutnie genialny w przekazie. Nawarstwienie elementów fantastyki z faktami historycznymi, przy koncepcji sięgającej daleko ponad możliwości PlayStation 2 wzbudza historyczny podziw. Właśnie, a jak jest z kwestiami technicznymi obecnie? Gra oczywiście nie może wiecznie przezwyciężać upływającego czasu. Czemu zaczęliśmy od konwersacji naszej pary? Bo widzę w tym analogię do zapowiedzianej przez Konami kolekcji klasyki. Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 zabrzmiało mocarnie w chwili pierwszej zapowiedzi. Zewsząd słyszałem pozytywne głosy chętnych do zakupu. Entuzjazm jednak nieco przygasł. Dlaczego? Konami niespecjalnie bierze się za odświeżenie dawnej jakości. Mówimy tak naprawdę o standardowej kosmetyce. Nic ponadto co już wiemy. 

Prawda ukryta jest w zachłannej metodzie japońskiego wydawcy. Niezależnie od tego, jak piękne opakowanie zostanie przygotowane, otrzymujemy zawartość nie wykraczającą poza jakościowe ramy Metal Gear Solid HD Collection. Właściwie Sons of Liberty oraz Snake Eater to content wyjęty z wycofanej kompilacji. Ta zniknęła w ubiegłym roku z cyfrowej sprzedaży. Przedstawiciele firmy tłumaczyli, że za decyzją stały kwestie licencyjne powiązane z archiwalnymi materiałami historycznymi, jakie wykorzystano w obu grach. Odwołując się teraz do zacytowanego fragmentu rozmowy, mam odmienne zdanie na ten temat. Po pierwsze, Metal Gear Solid Delta: Snake Eater znajdowało się już w przygotowaniu, po drugie, kolekcja miała wrócić do sprzedaży. I wróciła, jako Master Collection. Okazuje się, że druga i trzecia odsłona serii będą zawierać zedytowaną, archiwalną zawartość. 

Bazując na hajpie powstałym dzięki zapowiedzi renowacji Snake Eater'a, Konami wydaje pierwszą z kilku zaplanowanych kolekcji. Zaznaczmy przy tym, że Metal Gear oraz Metal Gear 2: Solid Snake zawarto niegdyś w Metal Gear Solid 3: Subsistence, czyli najbogatszej i jednocześnie najbardziej pożądanej edycji kultowej gry. Zadajmy sobie jeszcze jedno pytanie. Czy znając na wskroś historię walki Solid Snake'a z oddziałem FOXHOUND udamy się raz jeszcze do 1998 roku, by przeżyć to ponownie? Nostalgia lubi kusić. Z jednej strony fajnie jest czasem powrócić w dawne klimaty, wypełnione wspomnieniami. Ale jest właśnie ta druga strona medalu. Dobre wspomnienia nierzadko ulegają nadmiernej gratyfikacji. Z całym, dozgonnym szacunkiem dla Metal Gear Solid, lecz gra mocno się postarzała. W zalewie współczesnych produkcji, cieżko znaleźć moment na takie powroty. I znowu siedzi mi w głowie The Twin Snakes, które stanowiłoby idealną kartę przetargową do zakupu. Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 to wabik. Jak dla mnie ciut za słaby. Piszę to jako wielki zwolennik marki. Bracia Snake bili się na moich oczach nie raz, nie dwa. 

W hołdzie twórcom

undefined

O hołdzie ze strony Konami w kierunku oryginalnych twórców można raczej zapomnieć. Choć wszyscy doskonalem wiemy, kto stoi za wielkim sukcesem marki, kto naszkicował legendarnych bohaterów, tak korporacyjność nie zna sentymentów. Hideo Kojima to w końcu szalony geniusz. Szaleńczym dla wydawcy zapewne byłoby uhonorowanie jego oraz jemu podobnych na liście płac przy grach, które sam tworzył. Kojima i Yoji Shinkawa pracują dzisiaj pod skrzydłem Sony. Historia nigdy nie zapomni ich wkładu w popularyzację Metal Gear Solid, a wraz z serią, wyniesienia narracji w grach na wyższy level. Zarzucę kolejną analogią. Nintendo niespodziewanie ujawniło i natychmiast wydało Metroid Prime Remastered. Odświeżenie uznajmy za bardzo udane i warte swojej ceny. Jedyne, co mnie lekko poirytowało to nie uwzględnienie nazwisk oryginalnych twórców z Retro Studios. Podziękowano jedynie oryginalnemu zespołowi, lecz na tym poprzestano. Dla końcowego odbiorcy nie zawsze ma to znaczenie, lecz dla mnie owszem. 

Ryuhei Kitamura w przeszłości odpowiadał za reżyserię cut-scenek na potrzeby Metal Gear Solid: The Twin Snakes. Ten mistrz japońskiego kina akcji po latach przyznał, że "nie jest zainteresowany żadną nową grą z serii bez udziału jej stwórcy, Hideo Kojimy". Wielu z nas sięgnie po renowację Snake Eatera, lecz pytanie brzmi, czy ktokolwiek wyda 259 złotych na zakup starszych odsłon, które zamiast wyostrzonej jakości oferują coś w rodzaju emulacji? Szanuję twórczy dorobek Hideo. W przeszłości mocno szanowałem również Konami. Z tej japońskiej kuźni wyszedł ród Belmontów wraz z legendarnym cyklem Castlevania, a z mgły pomysłów wyłoniło się Silent Hill. To również nie przypadek, że Akira Yamaoka, autor ścieżki dźwiękowej Cichego Wzgórza, Koji Igarashi, ojciec Castlevania: Symphony of the Night, czy wreszcie Kojima odeszli z Konami. 

Konami dzisiaj kojarzy mi się z dawnym Atari, które za rządów Raya Kassara, traktowało swoich podwładnych jak wyrobników zawartości. Znacie chociażby jedno znane nazwisko ze współczesnego Konami? Firma stosuje metodę, aby sprzedawać to, co sprawdzało się w przeszłości. Stąd Bloober Team przygotowują renowacje Silent Hill 2, a wewnętrzne studio Konami pracuje nad reinkarnacją Snake Eater'a. Metal Gear Solid: Master Collection Vol. 1 to już najbardziej restrykcyjny przykład. Żądana przez wydawcę kwota pachnie zbrodnią. Niespecjalnie przekonuje mnie również fakt o możliwości oddzielnego zakupu każdej z zawartych gier. Teraz, pamiętając wkład Hideo w rozwój marki, jego walkę o ukończenie Metal Gear Solid V: The Phantom Pain oraz niedopuszczenie twórcy do odebrania nagrody podczas gali The Game Awards w 2015 roku, mam zagwozdkę. Nie jestem kojimistą, lecz uważam, że Kojimie należy się szacunek. W Konami nie ma to miejsca. Czy naprawdę warto płacić kwotę niemalże pokrywająca się z nowościami wydawniczymi za emulowany pakiet? W dodatku bez poszanowania rdzennych twórców? Nostalgia nie zawsze wygrywa. A już na pewno nie w tym przypadku. Jakość realizacji i cena są do siebie kompletnie niewspółmierne. Decyzja należy do Was. 

 

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper