For Honor. Graliśmy w nową markę Ubisoftu i chcemy więcej

For Honor. Graliśmy w nową markę Ubisoftu i chcemy więcej

Wojciech Gruszczyk | 30.01.2017, 20:35

Ozdobą ubiegłorocznego E3 była zapowiedź For Honor. Nowa marka Ubisoftu urzekła mnie od pierwszego zwiastuna, ale bardzo długo nie wierzyłem, że starcia wikingów, rycerzy i samurajów mogą odnieść sukces. To był błąd. Ostatnia beta nastroiła mnie bardzo pozytywnie, bo wiem, że z tego kodu może wyrosnąć coś wielkiego.

W For Honor bierzemy udział w pojedynkach rycerzy, wikingów i samurajów, ale w jednym zespole bez najmniejszego problemu mogą pojawić się przedstawiciele Kraju Kwitnącej Wiśni z mieszkańcami mroźnej Skandynawii. Na wszystkich zwiastunach oglądaliśmy przyjemną i efektowną walkę, ale żaden z materiałów nie przygotował graczy na tak ekscytujące zmagania.

Dalsza część tekstu pod wideo

Walka? Od pierwszego spotkania włącza się tryb „jeszcze jeden mecz”

Nie będę ukrywał, że oczarował mnie system walki. Tutaj każdy wojownik może atakować w trzy strony (lewo, prawo, góra), ale jednocześnie musi blokować wszystkie ciosy wyginając jeden z analogów w odpowiednim kierunku. System na początku wydaje się odrobinę skomplikowany, jednak szybki poradnik, kilka walk i każdy bez najmniejszego problemu odnajdzie się w starciach. Trzeba mieć jednak świadomość, że prostota wykreowanego systemu jest tylko i wyłącznie pozorna – w For Honor bohater zachowuje się na polu walki na swój unikalny sposób i opanowanie każdego to prawdziwa sztuka walki. I tutaj właśnie pojawia się największy atut propozycji Francuzów – każdy mecz jest inny od poprzedniego.W jednym zabijam rywala szybkimi atakami (lewo, prawo, lewo, prawo, padł!), innym razem ten sam przeciwnik podbija, miażdży mnie trzema ciosami z góry, ja niczym spanikowana panienka nie potrafię się ogarnąć i padam. Chcę więcej! Trzecie starcie? Loteria, czasami dobrze opanuję sytuacje, zaatakuję, w odpowiednim momencie ucieknę, złapię oddech, zregeneruję wytrzymałość i mogę wyprowadzić kontratak. Od dawna nie miałem okazji zagrać w tak ekscytującą produkcję, bo podczas pojedynków zawsze mamy świadomość, że po drugiej stronie biegnie na nas inny gracz z długim mieczem i tutaj wszystko zależy od naszych umiejętności. Walka opiera się na idealnym opanowaniu postaci, dobrym wyczuciu ataku oponenta i zastosowaniu odpowiedniej taktyki – to wszystko brzmi banalnie, ale mając kontroler w łapie, widząc akcję na ekranie, zdecydowanie za łatwo można spanikować. A ja na początku panikowałem bardzo często, ale z każdym kolejnym spotkaniem i każdym pokonanym przeciwnikiem łapię garściami doświadczenie, coraz to lepiej kontroluję herosa i bawię się wprost wybornie.

W trakcie testów wypróbowałem każdego z dziewięciu dostępnych bohaterów (po trzech na frakcję) i za każdym razem byłem pozytywnie zaskoczony, bo Francuzom naprawdę udało się stworzyć ciekawych i co najważniejsze różnych wojowników. Każdy śmiałek atakuje inaczej, więc każdy wymaga od gracza innej taktyki.

Duel miażdży, ale im więcej graczy, tym traci się unikalny klimat

W becie pojawiły się trzy tryby rozgrywki – 1 vs. 1, 2 vs. 2 i dominacja (4 vs. 4). Największe emocje i najprzyjemniejsza walka dla mnie pojawia się w starciach jeden na jednego. Tutaj nie muszę się martwić o mojego współtowarzysza broni, bo najważniejsze są moje umiejętności. W przypadku rozgrywki dwóch na dwóch nie jest źle, ale cały czas brakuje mi obok znajomego, z którym mógłbym wspólnie atakować, dogadać się, przygotować taktyki… W tych obu wariantach zabawy autorzy zdecydowali się wyłączyć statystyki przedmiotów – jest to bardzo dobra decyzja, bo możemy mieć pewność, że wszystko zależy od naszych zdolności. W tym miejscu nie ma najmniejszego problemu z balansem. Jeszcze przed włączeniem bety martwiłem się, że statystyki broni oraz pancerzy będą bardzo wpływać na zmagania, ale autorzy w mądry sposób rozwiązali tę sytuację.

Trzecim trybem jest dominacja – obok ośmiu graczy na arenie pojawiają się również bohaterowie sterowani przez sztuczną inteligencję, ale jest to typowe mięso armatnie. Gracze nie mają większych problemów z botami, a podczas zmagań trzeba oczywiście przejmować punkty (A, B, C) i zespół po osiągnięciu 1000 punktów musi wymordować przeciwników. W tych starciach istotną rolę odgrywają przedmioty oraz specjalne zdolności wojowników, jednak nie ukrywam, że podczas testów zmagania 4 vs. 4 przypadły mi najmniej do gustu. Od czasu do czasu w dominacji wariuje kamera, namierzanie przeciwników w niektórych momentach zawodzi i zdecydowanie brakuje mi tutaj zgranej ekipy. Odnoszę nawet wrażenie, że w takich większych walkach utracona zostaje świetna atmosfera, która wylewa się z ekranu podczas duelów.Za każdy rozegrany pojedynek zawodnicy są nagradzani punktami doświadczenia dla poszczególnych herosów (poziomy odblokowują między innymi emblematy oraz umiejętności), walutą (można kupować pakiety z przedmiotami) oraz od czasu do czasu deweloperzy nagradzają śmiałków przedmiotami. Zdobyte bronie oraz pancerze wpływają nie tylko na wygląd herosów, ale również pozwalają ulepszyć ich statystyki – poszczególne elementy ekwipunku można dodatkowo ulepszać. System nie jest specjalnie rozbudowany, ale jest wystarczający.

Jest klimat, ale jak z zawartością?

Bez wątpienia klimat w For Honor to kolejny atut całego tytułu. Deweloperzy serwują zmagania trzech stron konfliktu i każdy z dostępnych dziewięciu bohaterów ma swój wyjątkowy charakter. Podobnie zresztą można wyróżnić mapy, których choć podczas testów nie zobaczyliśmy za wiele (tylko trzy), to jednak ich różne warianty (od czterech do sześciu) sprawiły, że dopiero po kilku pierwszych godzinach złapałem się na tym, że tych miejscówek w becie jest faktycznie mało. Są to oczywiście testy, więc sytuacja jest zrozumiała, ale warto na pewno w tym miejscu przypomnieć, że wszystkie dodatkowe tryby oraz lokacje będą dostępne w For Honor za darmo, więc możemy mieć pewność, że nawet po premierze serwery nie zostaną podzielone.

Szkoda jedynie, że autorzy nie zdecydowali się wrzucić do testów choć krótkiej prezentacji opowieści. Nie oczekuje po historii wielkiego trybu, ale chętnie poznam wykreowaną przygodę – może to być przyjemna rozgrzewka przed sieciowymi pojedynkami. Na pewno dużym atutem For Honor jest jednak ułożenie całej koncepcji – deweloperzy wiedzą, że gra na początku nie będzie dostępna dla każdego śmiałka, więc w pozycji znalazło się kilka porządnych poradników, a każdy z herosów ma swój własny tutorial.

Po weekendowym testowaniu For Honor wciąż kłębi mi się w głowie jedno pytanie – czy taka zabawa nie będzie nużyć po pierwszych trzydziestu godzinach? Twórcy nie ukrywają, że głównym elementem produkcji jest tryb sieciowy, więc w tej sytuacji możemy oczekiwać rozgrywki na miesiące. Zawartości w becie trochę brakowało, ale w dniu premiery mamy otrzymać dodatkowe tryby, kolejne mapy i następnych wojowników.

Jeśli Ubisoft zadba o odpowiednie wsparcie (podobne do Rainbow Six: Siege), to gracze na pewno nie będą narzekać… Wszystko jednak rozwinie się w przeciągu następnych tygodni. Ja jednak wierzę, że For Honor nie umrze śmiercią naturalną, a zapoczątkuje nową serię w katalogu Francuzów. To dobre odświeżenie od tych wszystkich wielkich światów, setek punktów na mapach i bieganiu po dachach. Pod względem ekscytujących pojedynków trudno na rynku szukać podobnych wrażeń. Ubi pozytywnie zaskoczyło.

Źródło: własne
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper