Bojowy tercet - graliśmy w For Honor

Bojowy tercet - graliśmy w For Honor

Igor Chrzanowski | 21.09.2016, 20:45

Ubisoft od pewnego czasu lubi serwować nam regularnie jakieś nowe marki. Dzięki temu mamy Watch_Dogs, The Division, Steep, a także For Honor. Jak zatem ostatnia z wymienionych pozycji wypadła w pierwszych testach? Przekonajmy się!

Jak zapewne wiecie w weekend odbyła się zamknięta alpha znakomicie zapowiadającego się dzieła Francuzów. For Honor jest nastawioną na rozgrywkę wieloosobową grą akcji osadzoną w realiach średniowiecza z naciskiem realizm. No może nie jest to poziom do jakiego aspiruje Kingdom Come, ale wciąż ekipa odpowiedzialna za ten tytuł pragnie sprawić, abyśmy poczuli się jak prawdziwy wojownik.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przez weekend mogliśmy bawić na trzech różnych mapach w trzech następujących trybach: Duel, Brawl, Dominion. Każda z udostępnionych lokacji miała dosyć spore rozmiary, jednak były one na tyle duże aby nie było ciasno, a na tyle małe, aby dosyć szybko można było natrafić na błąkającego się rywala.

Design miejscówek naprawdę robi wrażenie. Wszystko jest szalenie klimatyczne, bardzo dobrze rozplanowane i trzyma wysoki poziom w każdym calu. Walki toczone przy Bramie Cytadeli, pojedynki stoczone na Overwatchu i odpierane szturmy na rzeczce przy forcie, wywoływały nie mały efekt „łał”. Dzięki temu jak zaprojektowano pola bitw, mogłem się wczuć w odpowiednie realia i zapomnieć o bożym świecie. Każda z map nawiązywała do jednej z trzech kultur, z których czerpie For Honor.

Jeśli zaś chodzi o poszczególne tryby gry, to omówię je w dwóch fazach. Na początek idą Duele i Brawle. Jak wskazuje nazwa w pierwszym biliśmy się 1 na 1, zaś w drugim 2 na 2. Tutaj zasady są bardzo proste. Stajemy naprzeciwko swojego oponenta i musimy go załatwić, zanim to on załatwi nas – bez żadnych fików mików i udziwnień. Walki toczą się przy tym do reguły trzech wygranych. W tym momencie warto rozpocząć opisywanie mechaniki gry.

Otóż rdzeniem nowej produkcji Ubisoftu jest przede wszystkim system walki! Całość opiera się na dokładnym obserwowaniu tego, co robi twój rywal i umiejętnym przechytrzeniu go. Do dyspozycji mamy trzy kierunki ataku i obrony: wychylenie miecza w lewo, prawo i podniesienie go do góry. Gdy nasze kierunki spotkają się to bronie się od siebie odbiją dając małą szansę na kontratak, unik, a nawet ucieczkę. Niestety bardzo mało jest dostępnych ruchów, bo w sumie to mamy atak lekki, ciężki i popchnięcia w dwóch wariantach. Do tego dochodzą małe kombinacje, ale tego jest tak malutko, że pełna lista zmieściła się na jednym screenie, który zobaczycie w galerii.

Z tego co sam wykombinowałem, to dobrą taktyką jest uderzenie wroga z lekkim doskokiem, następnie popchnięcie wroga i sprzedanie mu dwóch ciężkich ciosów. Wtedy zostanie mu około połowa życia. Jednak dwa razy na to samo się nie da nabrać. Również często stosowaną taktyką w walkach 2 vs. 2 jest rzucenie się we dwójkę na jednego wroga. Całość wygląda tak, że na dwóch różnych końcach stają pojedynkujące się pary i nagle w jednej z nich rywal zaczyna uciekać. Zanim się go dogoni, ten zdąży zadać naszemu przyjacielowi ze dwa solidne uderzenia, które mogą nawet zabić. Można też zepchnąć kogoś z wysokości na dół.

Teraz zaś możemy przejść do trybu Dominacji, który to jest znacznie bardziej rozbudowany i w pełni wykorzystuje rozmiary map. Jeśli zdecydujemy się wejść w takowe zmagania, zostaniemy przydzieleni do jednej z czteroosobowych drużyn – napastników lub obrońców. Zasady również nie są tu aż tak skomplikowane. Mamy do przejęcia trzy punkty, które bronimy lub atakujemy. Za każde przejęcie zdobywamy 100 punktów, za każdą stratę tyle samo jest nam odejmowane, do tego za każdego zabitego minionka lub gracza otrzymujemy bonus. Kto zdobędzie określony wynik wygrywa. Oczywiście są różne inne zawiłości, ale o tym za chwilkę.

Jeśli słowo minionki skojarzyło wam się z MOBĄ to w sumie słusznie, bo w For Honor ich odpowiednikami są niegrywalni żołnierze, których można zdjąć na jedno uderzenie. Ich jedynym celem w tym trybie gry jest po prostu przeć na centralny punkt mapy i walczyć o tak zwany front – czyli jeden z trzech sektorów do zajęcia. Dodatkowe dwa to zwyczajne puste skrzydła, gdzie można na spokojnie się pojedynkować. Także tylko w Dominacji możemy korzystać z umiejętności specjalnych naszych wojowników, na które mamy aż cztery sloty.

Jednak nie możemy ich używać od razu. Albowiem w grze zastosowano tak jakby podwójny system zbierania doświadczenia. Jeden podczas walki jak w Mobach, drugi na postać. Po każdym meczu poziom naszej postaci wzrasta, a wraz z tym odblokowujemy nowe możliwości, takie jak na przykład kolejne umiejętności specjalne. Wracając na pole bitwy. Za prawie każdą naszą czynność dostajemy exp, za który wbijamy levele od 1 do 4, które to z kolei otwierają nam możliwość zabawy umiejętnościami.

Dla przykładu kobieta rycerz mogła leczyć się za zabitych wrogów, odzyskiwać staminę po starciu czy też rzucić małą bombką oszałamiająco-raniącą. Generalnie każdy z 6 dostępnych w alphie wojowników, mógł przy maksymalnym rozwoju wybierać spośród aż 12 odblokowywanych ruchów. Każdy z nich mógł znacząco pomóc w walce grupowej bądź 1 na 1.

Kluczowe znaczenie dla bitw ma ostatnie parę minut, gdzie wiemy już kto jest bliżej zwycięstwa, albowiem po osiągnięciu przez drużynę pewnego poziomu punktów (załóżmy 1000), ta druga traci możliwość automatycznego odrodzenia i jej członkowie muszą zacząć sobie naprawdę pomagać. Jeśli zginie cały zespół odnosimy przedwczesną porażkę. Czasem może zdarzyć się tak, że obydwa zespoły są w takiej sytuacji. Po zakończonym meczu przechodzimy do ekranu końcowego gdzie rozdawane są doświadczenie, kasa i przedmioty!

A to ma duże znaczenie dla kustomizacji postaci. Naszą kreatywność sprawdza się już na samym początku gry, gdy musimy zaprojektować własny herb, który będzie nas reprezentował przez resztę życia, więc to sprawa nie lichej wagi. Następnie w opcjach możemy wejść i zmienić nieco wygląd oraz uzbrojenie naszego ulubionego wojaka. Wymienialne są hełm, miecz, jego rękojeść, ostrze, naramienniki, ochraniacze na nadgarstki i zbroja. Daje nam to różne właściwości. Ulepszamy siłę ataku, redukcję staminy, zwiększamy manę i tak dalej. Jeśli mamy zbyt dużo zbędnego lootu, możemy przekuć go w potrzebne do usprawnień założonego sprzętu monety.

Kasę można spożytkować w jeszcze jeden sposób – kupując losowe przedmioty. Troszkę jakbyśmy kupowali skrzynki, lecz bez skrzynek. Cennik i rodzaje na screenach. Drugorzędne znaczenie mają zmiany wizualne, których jest dosyć sporo. Jeśli chcemy możemy pomalować elementy zbroi, umieścić na nich emblematy, a nawet zmienić materiał z jakiego są wykonane.

Pod względem rozgrywki to już chyba wszystko co miałem do powiedzenia, pora na wrażenia audiowizualne i nieco narzekania. Jeśli chodzi o współczesne standardy to For Honor wygląda naprawdę wyśmienicie. Lokacje mają swój pazur, jakość tekstur jest świetna, a efekty specjalne robią wrażenie. Krew, odkształcone od walki zbroje, całkiem dobre zjawiska pogodowe. To wszystko składa się na przyjemny i wciągający odbiór gry. Ponadto udźwiękowienie stoi na wysokim poziomie. Szczęk zbroi jest taki jaki być powinien, oręża również, odgłosy walki na froncie także, a muzyka wprowadza odpowiedni nastrój. Trochę kojarzy się z Mount & Blade, trochę wrzuca własnego charakteru. Czuć, że grana była na profesjonalnych instrumentach.

Jednak trzeba czasem troszkę po marudzić. Generalnie wiadomo, alpha rządzi się własnymi prawami, więc o niezniszczalne otoczenie, czy też niewidzialne ściany się nie czepiam, ale bolą mnie tu w zasadzie dwie rzeczy. Jedną z nich jest taka pierdółka, że broń przechodzi przez wrogów jak przez roztopione masełko, a to trochę ujmuje realizmowi. Drugi zarzut jest bardziej poważny i może nieco osobisty. O co chodzi? Rozumiem, że to gra multi i sesje powinny być krótkie, ale dlaczego, no dlaczego bitwy kończą się w najciekawszym momencie? Jasne pokonałem wrogów przed bramą i ją sforsowałem, ale może dajmy im szansę na obronę na dziedzińcu? Taka fala ostatniej szansy, gdzie atakującym byłoby nieco ciężej i walka toczyła by się bez respawnów z obu stron? Albo jakiś limit czasowy na przebicie się przez ostatnią linię obrony? To da się zrobić.

Na koniec małe przemyślenia. W co zatem celuje For Honor? W bycie zwykłą zabawką dla graczy, czy może coś poważniejszego? Fabuła zapowiada się ciekawie, rozgrywka sprzyja rozwojowi w stronę e-sportu, zaś sam świat może dać podwaliny pod rozszerzenia o kolejne klasy, mapy i przedmioty.

Jeśli spodobał wam się mój tekst, to zapraszam do zapoznania się z tym co napisał parę dni temu nasz czytelnik REALista, a także na mały gameplay. 

  

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper