Playtest: Soul Sacrifice

Playtest: Soul Sacrifice

Michał Włodarczyk | 28.04.2013, 11:13

Dawaj to!” - bez chwili zastanowienia odpowiedziałem Rogerowi, gdy warszawiak zapytał mnie, czy byłbym chętny sprawdzić pierwsze sześć godzin przygotowanego z myślą o PlayStation Vita Soul Sacrifice. Najnowsza produkcja Keijiego Inafune od początku zapowiadała się jako jedna z ciekawszych gier na niedopieszczonego handhelda Sony, choć prawdę mówiąc, nie wiedziałem do końca, czego mogę się po niej spodziewać. Dwa wieczory później jestem już o wiele mądrzejszy.

Historia, jaką na potrzeby gry Studio Japan wymyślił scenarzysta, w zachwyt mnie nie wprawiła, choć punkt wyjścia wydał mi się bardzo interesujący. Głównym bohaterem jest tutaj niewolnik pewnego potężnego czarnoksiężnika, który składa swoich ludzi jako ofiary. Zaraz przed tym,  jak protagonista pożegnać ma się ze swoim nędznym życiem, przed oczami staje mu demon, który przybrał formę... organicznej księgi. Na jej stronach zapisane są dzieje okrutnika, a żeby go pokonać, nasza postać musi wniknąć w jej kolejne strony i wziąć udział w bitwach, w jakich szalał czarnoksiężnik. Jak jednak wiadomo, nie ma zwycięstwa bez ofiar...

Dalsza część tekstu pod wideo

Soul Sacrifice określane jest mianem RPG akcji, choć należy w tym wypadku podkreślić wyraz „akcji”. Rozgrywka w nawalance Inafune w największym stopniu przypomina kolejne odsłony Monster Hunter, a sekcji platformowych oraz eksploracji w produkcji Japończyków nie uświadczyłem. Za każdym razem lądujemy w stosunkowo małej lokacji, gdzie musimy „przekopać” pałętające się potwory - bohater może używać w trakcie walk sześciu zdolności (zarówno ofensywnych, jak i defensywnych), użycie których wymaga od ziomka poświęcenia pewnej części ciała. Za miecz służy więc wyjęty z gardła kręgosłup, z kolei wiązkę energii może wystrzelić z wyrwanych oczu. Pomysłowe. Dusze ubitych adwersarzy przydzielamy do jasnej lub ciemnej strony mocy (motyw z Dante’s Inferno), co determinuje rodzaje dopałek, jakie otrzymujemy przed następnymi starciami. Co mi się nie spodobało, to szalejąca kamera, która jest zmorą większości dynamicznych naparzanek z Kraju Kwitnącej Wiśni. Na plus zaliczam wysoki poziom wyzwania, który rośnie z każdą kolejną batalią. Wykręceni bossowie potrafią ostro zaleźć za skórę, a kluczem do sukcesu jest w tym przypadku umiejętne żonglowanie dostępnymi mocami. Te dobierać możemy sobie przed każdą „misją” i widać, że tytuł ten od samego początku projektowany był z myślą o konsoli przenośnej.

Wykonanie techniczne nie powoduje wprawdzie szczękopadu, co miało miejsce przy moim pierwszym kontakcie z Uncharted: Złota Otchłań, choć w dalszym ciągu jest to jedna z najbardziej efektownych pozycji na PS Vita, działająca w dodatku w sześćdziesięciu klatkach na sekundę (choć zdarza jej się czasami chrupnąć). Dochodzimy jednak do elementu, który w przypadku większości z Was zdecyduje o tym, czy Soul Sacrifice kupicie, czy też sobie darujecie. Design. Jest wybitnie japoński. Wygląd praktycznie wszystkich oponentów jest wykręcony niczym świński ogon, a cudaki z Bayonetty to przy lwiej części z nich zwykli goście zbierający „plomby” pod bankomatem. Dla jednych będzie to niezaprzeczalna zaleta, innych gra z miejsca odrzuci. Nawet jeśli kwalifikujecie się do tej pierwszej grupy, to miejcie na uwadze, że rozgrywka jest w gruncie rzeczy monotonna, deweloper nie wysilił się również w kwestii wykorzystania unikatowych możliwości kieszonsolki Sony. Keiji Inafune wielokrotnie podkreślał, że o sile Soul Sacrifice decydować ma tryb kooperacji dla maksymalnie czterech graczy. Podejrzewam, iż w grupie młóci się zdecydowanie przyjemniej, niestety z oczywistych względów nie miałem okazji poszarpać z innymi graczami.

W sumie nie dziwię się, że polski oddział Sony nie bawi się w lokalizację tej gry, gdyż niezależnie od tego, ile starań wydawca włoży w promocję, tytuł ten się po prostu nie sprzeda. Soul Sacrifice to ciekawie pomyślana i dobrze wykonana zabawka, która skierowana jest przede wszystkim do zaprawionych w bojach graczy gustujących w japońszczyźnie. Gry z kraju samurajów bardzo lubię, mimo wszystko zasugerowałem Rogerowi, że jeśli może przekazać wersję recenzencką w ręce kolegi, wcale się nie obrażę. Zanim zdecydujecie się na zakup, proponuję najpierw obadać demo dostępne od jakiegoś czasu na PSN.

 

OCENA WSTĘPNA: 7.5

Źródło: własne
Michał Włodarczyk Strona autora
cropper