Armia złodziei (2021) – recenzja filmu (Netflix). Żywe trupy

Armia złodziei (2021) – recenzja filmu (Netflix). Żywe trupy

Jędrzej Dudkiewicz | 29.10.2021, 21:00

Gdyby w słowniku miało pojawić się hasło „prequel, o który nikt nie prosił i na który nikt nie czekał”, to myślę, że spokojnie można by – zamiast definicji – wstawić tam plakat filmu Armia złodziei (chociaż pewnie znalazłoby się jeszcze kilka innych tytułów). Produkcja ta właśnie trafiła do zasobów serwisu Netflix i w sumie niespecjalnie mnie dziwi, że chyba nie jest specjalnie reklamowana.

Zanim został częścią drużyny mającej przebić się do skarbca w jednym z kasyn Las Vegas, Ludwig Dieter (w filmie ma inne imię i nazwisko, ale na serio nie ma to znaczenia) żył sobie spokojnie w Niemczech. Jego pasją było majsterkowanie i otwieranie sejfów, do czego miał naturalny talent. Pewnego dnia dostał propozycję dołączenia do ekipy, której celem było włamanie się do trzech słynnych – i ponoć niesamowicie odpornych – sejfów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Armia złodziei (2021) – recenzja filmu (Netflix). Żywe trupy

Armia złodziei (2021) – recenzja filmu (Netflix). Kto dał temu zielone światło?

Pogłoski o tym, że Armia umarłych dostanie prequel, w którym poznamy wcześniejsze przygody Dietera pojawiły się dość szybko. Od początku nie bardzo wiedziałem, kto wpadł na ten pomysł, bo nie kojarzę (ale może się mylę), by była to postać, która zrobiła wielką furorę. Podobnie zresztą, jak i sam film Zacka Snydera, który jednak potrafił tchnąć w opowiadaną przez siebie historię odrobinę życia i po prostu zaserwować przyzwoitą rozrywkę – pod warunkiem, że przymknęło się oko na różnorakie absurdy i machnęło ręką na niewykorzystane okazje (piła mechaniczna jednego z bohaterów, czy informacja, że zasuszone zombie, gdy spadnie na nie deszcz, na jakiś czas „ożywają”). Innymi słowy Armię umarłych dało się obejrzeć bez większego bólu, jako odmóżdżacz film ten prezentował się nieźle.

Tego samego zdecydowanie nie można powiedzieć o produkcji Armia złodziei, za kamerą której stanął Matthias Schwieghofer, który jednocześnie wciela się w głównego bohatera. Z tego, co sprawdziłem wynika, że nie ma on zbyt wielkiego doświadczenia reżyserskiego i tutaj zdecydowanie to widać. Jego film jest zwyczajnie nudny, pozbawiony jakiegokolwiek napięcia – a przecież mamy do czynienia z heist movie, w którym postacie nie dość, że porywają się na niezwykle trudne zadanie, to jeszcze są cały czas ścigani przez służby porządkowe. Wydawałoby się więc, że coś musi pójść nie tak, napotkają na swojej drodze prawdziwe przeszkody, co z kolei sprawi, że będzie można to wszystko oglądać z jakąś ekscytacją. Tak się nie stało.

Powodów, poza marną reżyserią, jest jeszcze trochę. Po pierwsze, beznadziejny scenariusz. Przewidywalny od samego początku, do samego końca, pozbawiony choćby jednego oryginalnego, czy ciekawego pomysłu, pełen za to najróżniejszych – mniejszych i większych – absurdów i nielogiczności. Nie ma tu konfliktu, nie ma emocji. Nie mówię oczywiście, że powinien to być dramat psychologiczny, ale przykładowo można by jakkolwiek rozwinąć kwestię poszczególnych sejfów, sprawić, że ich otwarcie będzie wiązać się z czymś więcej, niż uważnym słuchem Dietera. A dodajcie do tego jeszcze niesamowicie wręcz drewniane dialogi o niczym.

Po drugie, postacie. Dieter już w Armii umarłych był dla mnie dość irytującym gościem, bo Matthias Schewighofer gra go z przerysowaną manierą, ale tam był w o wiele mniejszych dawkach, do tego w interakcjach z innymi osobami jakoś dało się go znieść. Armia złodziei jest jednak oparta głównie na nim i nie dość, że jest ponownie irytujący, to na dobrą sprawę nie dowiadujemy się o nim niczego nowego. Reszta postaci nie jest lepsza. Albo są nijakie, jak Gwendoline, albo nie mają dosłownie żadnego charakteru i można je raczej opisać funkcjami – jak kierowca, hakerka – które pełnią w filmie. Jest jeszcze Delacroix, policjant, który ściga ekipę, ale jest on i głupi i śmieszny, więc już chyba lepiej by było, żeby był nijaki.

Naprawdę nie wiem, kto wpadł na pomysł, że Armia złodziei jest filmem, który warto nakręcić. Wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło, przez co jest to po prostu ogromna strata czasu (a przypomnę, że produkcja ta trwa dwie godziny). Najbardziej jednak się boję, że może to być początek większego uniwersum. Z drugiej strony, w razie co, po prostu nie kliknę „play”.

Atuty

  • Dobre pytanie

Wady

  • W zasadzie każdy element

Armia złodziei (2021), czyli prequel Armii umarłych Zacka Snydera to film bardzo, ale to bardzo nieudany.

2,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper