Gry, do których podchodziłem parę razy, ale nigdy ich nie ukończyłem

Gry, do których podchodziłem parę razy, ale nigdy ich nie ukończyłem

Mateusz Wróbel | 04.07.2021, 12:00

Każdy z nas ma minimum jedną grę, którą chciałby mieć za sobą, ale z jakichś powodów nie może tego zrobić. U mnie znalazło się ich aż sześć, a poniżej tłumaczę, dlaczego wciąż są na mojej liście.

Dishonored 2

Dalsza część tekstu pod wideo

Dzisiejsze, krótsze niż zazwyczaj zestawienie, otworzy Dishonored 2, które zostało pokochane przez graczy, jak i krytyków. Ci drudzy wystawiali produkcji Arkane Studios tak przychylne recenzje, że jej średnia na platformie Metacritic wynosi aż 8,8/10. Liczba ta robi ogromne wrażenie, bo rzadko kiedy zdarza się, aby tytuł z niszowego gatunku był tak blisko "dziewiątki".

Więc co tak naprawdę nie zagrało w moim przypadku? A właśnie wspomniany wyżej gatunek, za którym nie przepadam. Od małego jestem większym fanem gier, w których skradanie nie jest narzucane odbiorcom na każdym kroku. Sięgając po pełnoprawną kontynuację hitu z 2012 roku (co ciekawe, jedynkę udało mi się ukończyć za jednym zamachem) wiedziałem, z czym będę musiał się zmierzyć, ale za każdym razem odpadam po trzech-czterech zadaniach. Pozycja wydana przez Bethesdę wciąż znajduje się na moim dysku, więc kto wie, może za czwartym razem się przełamię i dotrę do napisów końcowych?

Returnal

Na Returnal czekałem z wywieszonym jęzorem. Wraz z każdą prezentacją Housemarque coraz bardziej zachęcało mnie do kupna swojego "rogalika", który pozwalał nam wskoczyć w buty Selene - astronautki, która próbuje wyrwać się z pętli czasu. 

Założenia brzmiały interesująco i z racji tego, że produkcja znalazła się na mojej półce dosłownie kilkadziesiąt godzin od premiery, nie miałem okazji ani chęci oglądania jakichkolwiek fragmentów rozgrywki udostępnionych przez YouTuberów. Wszystko to chciałem poznać samemu. Pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne, ale w trakcie starcia z pierwszym bossem poległem. Przy drugiej próbie podobnie, ale to dlatego, że nie miałem czasu zwiedzać każdego zakątka planety. Pośpiech był spowodowany tym, że fińscy twórcy nie umożliwili nam zapisywania rozgrywki myśląc, że każdy z zainteresowanych dysponuje przy każdej sesji z Returnal minimum kilkoma godzinami. 

Need for Speed (2015)

Swoją przygodę z grami zaczynałem od serii Need for Speed i gdy tylko widzę gdzieś wspomnienia o tej marce, klikam jak głupi. Sentyment jest ogromny i w ostatnich odsłonach wykonałem niemalże wszystko, na co tylko pozwolili twórcy - nawet w Need for Speed Payback, który przez wielu jest uważany za jedną, wielką porażkę.

Inaczej było natomiast w przypadku Need for Speed (2015) będącym restartem marki - w moim odczuciu, bardzo nieudanym. Kampania fabularna miała zwojować świat, a wyszła bardzo sztampowa. Dobrego słowa nie potrafię powiedzieć także o samym modelu jazdy, który był słaby do tego stopnia, że nie potrafiłem wyczuć żadnych fur. Pierwszym, i raczej ostatnim, plusem tejże produkcji jest fakt, że modele aut stały na wysokim poziomie.

Left 4 Dead 2

Left 4 Dead 2 to zdecydowanie jedna z najlepszych gier od Valve. Świetnie smakuje w trybie kooperacji i można odnieść wrażenie, że pomijając ten tryb, dużo tracimy. Zainteresowani wcielają się w Nicka, Rochelle, Coacha lub Ellisa, więc patrząc na ilość bohaterów, możemy tutaj brać udział w sesjach liczących maksymalnie cztery osoby.

Wymienioną wyżej produkcję bardzo dobrze wspominam i nie potrafię napisać nic o niej złego. Wspólnie z najlepszym kumplem zaczynałem przygodę w wyniszczonym świecie minimum kilka razy, ale tak naprawdę, nigdy nie spotkaliśmy finałowego bossa. Zazwyczaj zabawa kończyła się przy misji, w której przekraczaliśmy most i do tej pory nie wiem, dlaczego nie mieliśmy ochoty kontynuować przepełnionej krwią sieczki.

Shadow of the Tomb Raider

Już na początku warto wspomnieć, że nie jestem największym fanem Lary Croft. Nigdy nie rozumiałem jej fenomenu (zdecydowanie bardziej preferuję serię Uncharted), więc do Shadow of the Tomb Raider podchodziłem z dozą ostrożności. I cieszę się z tego, ponieważ ww. pozycja mocno mnie zawiodła pod wieloma względami.

Przede wszystkim negatywnie zszokowali mnie nijacy bohaterzy, którym z pewnością nie pomogły mizernie napisane dialogi. Nie czuć tutaj ani chemii ani emocji między nimi, przez co dążenie do kolejnych celów nie jest aż tak zachęcające, jak w poprzednich odsłonach marki. "Gruby" minus postawiłbym także przy przewidywalnych do bólu pułapkach i zagadkach, szczególnie tych w grobowcach, które nie zmuszają do odpalenia szarych komórek.

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper