Wrocławska Apokalipsa rozmachem dorównała imprezie premierowej PlayStation 4

Wrocławska Apokalipsa rozmachem dorównała imprezie premierowej PlayStation 4

Roger Żochowski | 16.03.2015, 20:05

Gdy jadąc do Wrocławia na "Apokalipsę" zapytałem Kaliego na ile osób planowana jest impreza, ten rzucił tekstem - "900 osób". Znając jego poczucie humoru nie spodziewałem się, że nasza branżowa impreza faktycznie przyciągnie tylu chętnych. Ale w końcu było co świętować. 

Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że nie będzie to suchy opis wydarzenia, a swoista relacja zza kulis. Bez cenzury i "pijarowskiej" gadki - takimi relacjami chcemy Wam pokazać, jak wygląda to wszystko od zaplecza, choć jak pokazała historia mieliśmy w takich momentach zarzuty o brak profesjonalizmu. PSX Extreme zawsze jednak podchodził do wyjazdów nieco inaczej niż większość mediów i z tego też względu podobną politykę chcemy kontynuować na portalu. 



Na Dying Light Party wyruszyliśmy sporą ekipą. Z Warszawy podstawionym przez Techland autokarem wystartowaliśmy z Placu Defilad z SoQiem i Sobkiem, z Opola swoim Mercedesem klasy S śmigał Butcher, a z Gdańska pociągiem PKP (choć podobno nie wszystkie pociągi to PKP!) - Monika. Na miejscu był już JaMaJ i Kali. W autobusie nie brakowało też redaktorów innych redakcji. To zdecydowanie był wesoły autokar i dość szybko słychać było strzały pierwszych puszek z piwem, a niektórzy sięgnęli nawet po trunki cięższego kalibru. Redaktorom nie brakowało też obowiązkowego wyposażenie na takie wycieczki, czyli handheldów. Pojawiły się też niewybredne dowcipy (-Wiesz czym różni się kobieta od lodówki? Do lodówki możesz włożyć jajka.), nucenie utworu "dziewczyny lubią brąz" (w odniesieniu do słynnej już afery z Szejkami), snucie wizji o konsolach kolejnej generacji (PlayStation Stream) oraz określanie czym dzisiaj jest dla niektórych retro (Crash Bandicoot). W takim klimacie doczłapaliśmy się do Łodzi. Brak obwodnicy spowodował, że spędziliśmy tu w korkach ponad 40 minut, a ktoś z tyłu autobusu rzucał tekstami w stylu - "Co to za szare miasto. Czy to już Sosnowiec?". 

Na kolejnych stacjach benzynowych można było zaopatrzyć się w złocisty trunek, albo niezdrowe jedzenie z McDonaldsa. Pani, która nadzorowała wycieczkę za każdym razem liczyła wszystkich osobników i pytała się czy mamy swoją parę. Czuliśmy się jak w gimnazjum, choć z racji wieku nie mieliśmy okazji nigdy do niego uczęszczać. Tak - większość branżowców to już starsi panowie :)  Do Wrocławia, który przywitał nas deszczową pogodą, dotarliśmy około 18:30. W autokarze można było usłyszeć pewną panią, która zamawiała pizzę dla syna z Warszawy. "A to żeby była darmowa dostawa trzeba coś dorzucić? To pan dorzuci jakieś kurczaczki takie jak w KFC". To był sygnał, że czas wysiadać. Zameldowaliśmy się w hotelu jako "dziennikarze inni", cokolwiek to oznaczało. Pokój hotelowy był z widokiem na dźwig, więc z miejsca skojarzyliśmy to z Haram. Póki co jednak pomysł wspinaczki na żurawia sobie darowaliśmy. Gdy wrzuciliśmy na Facebooka zdjęcie z hotelu z kawką w tle - pojawiły się pierwsze głosy niezadowolenia - "Tak bezalkoholowo chłopaki, przez te 18lat czytania nauczyliście mnie innej postawy". Cóż, doszliśmy do wniosku, że nie możemy zawieść naszych czytelników! 



Kilka minut po 19 zmierzaliśmy już na Apokalipsę mijając po drodze klub Sogo, w którym część ekipy miała ochotę się rozgrzać. Naszym celem był jednak Times Event Center Wrocław. Ten nowoczesny, kilkupiętrowy budynek zlokalizowany w ścisłym Centrum Wrocławia i charakteryzujący się przeszklonym dachem i antresolami, został wystylizowany na miejscówkę z gry. Przed wejściem można było zobaczyć charakterystyczną scenografię, gostków paradujących w znanych z gry strojach (SoQ chciał strzelać im w butle), oraz specjalny tunel prowadzący na event oznaczony jako strefa kwarantanny. Nyska z napisem "Good Night, Good Luck", przypominała, że zapowiadany open bar zamieni w kilka godzin niejednego redaktora w człapiącego zombiaka. 


Dalsza część tekstu pod wideo


 
Przy wejściu powitał na sam Kali. W środku obiekt robił ogromne wrażenie. Kilka pięter wypełnionych standami z gry, stanowiskami z Oculusem, banerami i teksturowymi zombiakami. Chętni mogli się zameldować u dziewczyn z charakteryzacji i zmienić w zombiaka. Na parterze oprócz barów była też scena oraz wielki projektor. To właśnie tutaj odbywały się tego dnia główne atrakcje. 




 
Na kolejnych piętrach można było spotkać zaproszonych vipów, w tym Natalię Siwiec, która znów udawała, że potrafi grać. O dziwo tym razem kontrolera nie trzymała do góry nogami, więc jest progres! Na dachu budynku urządzono tzw. Safe Zone, gdzie wpadaliśmy na browarka i podziwiać panoramę Wrocławia. Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się też słodkie babeczki z oczkiem, które bardzo szybko znikały ze standów. Oczywiście nie ma się co oszukiwać - byliśmy stałymi bywalcami baru, gdzie ze specjalnie przygotowanej karty serwowano różnego rodzaju drinki. 4ThePlayers nie znalazł się tam nieprzypadkowo. 


 
Z najciekawszych atrakcji warto wymienić koncert na żywo oraz oficjalne przywitanie gości, podczas którego Techland pochwalił się wynikami. W Dying Light zagrało już 3,5 miliona graczy, co jest rewelacyjnym wynikiem biorąc pod uwagę fakt, że to zupełnie nowa marka. Powiedzmy sobie szczerze - Polska to już nie tylko CDP RED. Polska to również masa świetnie rokujących deweloperów indie, CI Games i rosnący z miesiąca na miesiąc w siłę Techland. Rozmach imprezy, która przypominała polską premierę PS4, tylko to potwierdza. 
 
Po godzinie 23:00 doczekaliśmy się występu finalistki "Mam Talent" - Bereniki Nianadowskiej. Nie chcieliśmy iść do Sogo, więc Sogo przyjechało do nas. Potem mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć pokaz barmański, skosztować drinków molekularnych oraz wziąć udział w kilku mniejszych atrakcjach serwowanych ze sceny głównej. Z rozmów z kuluarach padła informacja, że powstaje już druga część gry, ale nie wiadomo ile w tym prawdy, ile spekulacji, a ile procentów. Jakby co donosiliśmy o tym pierwsi!


 
Na imprezie zaserwowano też ogromny tort z zombiakiem świętując tym samym sukces. Gość, który kroił ciacho wyglądał jak Rafał Maserak, co nie umknęło naszej uwadze. Ktoś zajrzał do sieci i wszystko się wyjaśniło. Pan Rafał był tu za karę! 

 
Oczywiście ekipa PSX Extreme musiała zrobić bardachę. W Vip Roomie PadBaru (ten lokal również był dostępny dla uczestnik imprezy) brakowało literki V, co szybko naprawiła Monika wyjmując swoją czerwoną jak krew zombiaków szminkę. Zarchiwizował to Koso robiąc stosowne zdjęcie. jakby co - wiecie gdzie ich szukać. Doszło też do przepychanki JaMaJa z Sobkiem. Ten pierwszy jako wielbiciel MMA szybko założył mu jednak dźwignię i walka skończyła się nokautem. Sprytny Sobek zdążył jednak użyć tajnej broni - babeczki z lukrem zadając obrażenia marynarce wyglądającego tego dnia jak prezes korporacji ochroniarskiej JaMaJa. O co poszło - to już tajemnica godna Archiwum X!



 
W międzyczasie Monikę podrywali panowie z obsługi pozwalając jej potrzymać swoje guny (gulp), zaś trzeźwy jak świnia Butcher (rano musiał wsiąść za kółko) w trakcie gdy wszyscy skakali na parkiecie, grał namiętnie w Dying Light na ogromnym projektorze. Tego dnia sławę zdobyła też dziewczyna z różowym pasemkiem włosów, która podbijała do facetów i pytała czy postawią jej drinka. Tego wieczoru wszystko było za darmo, więc chętnych nie brakowało. Pogodnie nastawiona do świata niewiasta przyssała się też do Sobka, jednak po kilku minutach gadki & szmatki wypaliła do niego - "Weź nie gadaj do mnie jak Paulo Coelho" - po czym udała się szukać kolejnego partnera, który postawi jej drinka. Jak to powiedział SoQ - "W Polsce patologią jest nie pić". Brutalne, ale prawdziwe. 


 
Powrót do hotelu zaliczyliśmy o 3 w nocy. Naszą dziuplą był pokój redaktora naczelnego Gamezilli, z którym gadaliśmy do rana o wszystkim i o niczym. Tym sposobem zaspaliśmy na śniadanie i wracaliśmy do Warszawy na głodniaka. Zadbał o nas jednak Kali, który w oparach niezidentyfikowanego dymu pojawił się na miejscu odjazdu autokaru wręczając nam wyprawkę w postaci świeżo zakupionych browarów.



Okazało się też, że większość osób zawinęła się autokarem o 1 i wracaliśmy do Stolicy w zaledwie 7 osób. "Bierzemy tył" - krzyknęliśmy rozsiadając się jak królowie i otwierając przygotowany przez Kaliego prowiant. To była długa podróż, bo Paweł z Gamezilli urządził sabotaż chcąc dostać się do Katowic na IEM. Tym sposobem do Warszawy jechaliśmy na około. Ale przynajmniej można się było porządnie wyspać. Przeglądając zdjęcia natrafiliśmy też na dość jednoznacznie wyglądającego Sobka. Mamy nadzieję, że będzie to nowy hit internetowych memów!



A co z Moniką i Butcherem? Monia wróciła do Gdańska swoim pendolino o 7 rano, z kolei Grzegorz zastał przy samochodzie prezent od panów policjantów. Naczelny to ma te przywileje – nie ma co! 

 
To była zdecydowanie jedna z najlepszych i najlepiej zorganizowanych imprez growych w ostatnich latach. Jeszcze raz gratulujemy Techlandowi ogromnego sukcesu. Polski gamedev jest już na światowym poziomie z czego ogromnie się cieszymy
Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper