Moje Azjatyckie Kino #1- Czyli co warto obejrzeć.

BLOG
2018V
Moje Azjatyckie Kino #1- Czyli co warto obejrzeć.
Fox460 | 11.11.2016, 21:10
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Wpis ten powstawał od początku Października 2016 roku, z braku czasu tak się odkładało i odkładało, aż wreszcie się napisało. Ten wpis ma was zachęcić do obejrzenia bardzo dobrych, filmów azjatyckich, które są godne poświecenia im czasu. A jednocześnie dowiecie się, jakie filmy już obejrzałem, kto wie może wielu z was nawet nie zna tytułów, które podam w tym zastawieniu. Co jakiś czas będę wam podawał pięć godnych uwagi pozycji.
 

Jako dzieciak dużo oglądałem filmów z Brucem Lee, Jackie Chan’Em, Sammo Hung Kam-Bo oraz kilkoma innymi aktorami. Oczywiście potem dochodzili inne znane twarze, ale to już przy okazji.

Nie można pominąć faktu, że jeżeli chodzi o kino azjatyckie to trzeba je lubić, choć moja przygoda z filmami azjatyckimi wcale nie zaczęła się od filmów karate czy Kung-Fu, wręcz przeciwnie, wszystko zaczęło się od Godzilli z połowy lat 50 czyli z roku 1954 roku. Kiedyś leciało w TV i tak mnie urzekło, że zaczynałem oglądać kolejne odsłony, aż natrafiłem na jakąś scenkę walki gdzie była krótka kopanina. I tak mniej więcej rosło zainteresowanie kinem akcji. Z początku były to klasyki lat 80 i 90 z Hollywoodu, czyli Chuck Norris, Jean-Claude Van Damme, Steven Segal i inni.

To co mnie najbardziej wkurzało w filmach azjatyckich to sam fakt że mocno odstawały jakością obrazu od produkcji Hollywoodzkich, nie zrozumcie mnie źle ale filmy w latach 90 z Hongkongu miały taką jakość obrazu jak początkiem lat 80tych. Dopiero po 2002 roku jakoś obrazu doszła wreszcie do przyzwoitego poziomu. O wydaniach DVD nie pisze bo tez nie było za ciekawie, mocno odstawały jakością od wydań z zachodu.

Trochę popłakaliśmy, trochę powspominaliśmy, więc może czas na moje filmy, jakie uważam za jedne z fajniejszych, tak jak pisałem wcześniej, Azjatyckie kino trzeba lubić, aby je oglądać. Bo siąść przed ekranem TV/Monitora odpalić film i potem po nim pojechać to każdy jeden potrafi. Najważniejsze jest zrozumieć sam film, a zwłaszcza dostrzec jego przekaz, jak i to co oferuję samo filmidło, a uwierzcie mi takie filmy często oferują więcej niż nie jedna hollywoodzka produkcja, tylko nie każdy potrafi to dostrzec np.: piękno danego filmu. Zwłaszcza jeżeli chodzi o kino kopane to Japonia, Chiny, Korea, Tajlandia po prostu żądzą!!.

Kiedy oglądałem Hollywoodzkie produkcję zawsze mi w nich czegoś brakowało, a azjatyckie filmy zawsze miały to coś, co sprawiło, że po latach powróciłem do tych filmów, a no właśnie ale co to było. Był 2003 rok i film…..

ONG-BAK (2003)

OPIS: W poszukiwaniu skradzionej głowy czczonego posągu Ting trafia do przestępczego światka Bangkoku i nielegalnych walk. Ting jest mistrzem w muay thai, z jego wioski znika głowa Buddy mająca 200 lat na swoim koncie, niezwykle cenny artefakt trafia  do bossa mafii. Ting zostaje wysłany na jej poszukiwania.

Fabularnie jest to bardzo prosty film, nie ukrywam że jest on też przewidywalny, co więc jest mocną stroną tego filmu, oraz co sprawiło że powróciłem do kina azjatyckiego, to same sceny walki. Koniec z kiczowatymi linami/gumami,  skokami na 150 metrów i dublerami. Tony Jaa udowadnia w tym filmie, że wszystko można zrobić samemu bez żadnych wspomagaczy czy dublerów, walki oraz akcja to pierwsza klasa, do tego momenty z udziałem Patchtai Wongkamlao pozostały w mojej pamięci na długo. Szybko dało się polubić tego aktora, gdyż uważam że ma on dobry talent komediowy.

Polecam ten film każdemu, kto lubi azjatyckie kino, choć nie znać takiego tytułu to po prostu grzech. To właśnie on sprawił, że obudził się we mnie smok przyczajonego tygrysiego pierdu, a tak całkiem na poważnie. To dzięki Ong Bakowi na dobre zacząłem się interesować azjatyckimi filmami, nie tylko tymi Akcji. Uznałem że warto powrócić do tego kina, olać Hollywood i zainteresować się tymi filmami.  

Jak dla mnie 9/10, bo to przywrócenie wiary w kino kopane, a wszystkie sceny akcji wykonane zostały bez kaskaderów. Szkoda, że kolejne odsłony mocno odbiegały, jakością od jedynki i nie miały nic wspólnego z pierwowzorem. Stanowczo odradzam oglądania Ong-Bak 2 i 3!!. Zwłaszcza jak oglądałeś jedynkę i miałeś wypieki na twarzy, to dwójka i trójka będzie jak wylanie zimnego kubła z wodą na łeb.

PS: Jeszcze pragnę dodać że reżyser Prachya Pinkaew, świetnie dobrał obsadę, będą tu aktorzy zarówno azjatyccy jak i ci z zachodu, w późniejszych jego produkcjach da się tą mieszankę odczuć jeszcze bardziej. To też uznałem za mocny aspekt tego filmu.

Konieczność Obejrzenia : 

OLD BOY (2003)

„Zaśmiej się, a cały świat będzie śmiał się z tobą, zapłacz, a będziesz płakał w samotności”

Ten film to po prostu arcydzieło, jeżeli chodzi o azjatycką kinematografię, druga z trzech odsłon zemsty. Uważana za najlepszą z całej trylogii, mroczne i mocne kino. Oh Dae-su który w 1988 roku zostaje porwany przez nieznanych sprawców i zamknięty w pokoju, gdzie jego jedynym "towarzyszem" jest telewizor. To właśnie z telewizyjnych wiadomości dowiaduje się, że zamordowano jego żonę, a o zbrodnie oskarżono jego. Z początku nasz bohater ma cichą nadzieję że to jakiś żart, lecz kiedy upływają kolejne dni, tygodnie a potem miesiące, zdaję sobie sprawę że padł ofiarą osoby, której w przyszłości musiał się narazić.

Dalej nie będę pisał, ten wpis ma was zachęcić do obejrzenia, a nie streszczeniu ciekawych wątków fabularnych. Napiszę tyle, MOCNE AZJATYCKIE KINO!!. Pierwsza odsłona serii Zemsty to „Pan Zemsta”, potem „Oldboy” a na końcu „Pani Zemsta”. Wybór jest oczywisty, to Oldboy jest najlepszą według mnie odsłoną z całej trylogii. Najbardziej wciąga, zachwyca, intryguję. Scenariusz Oldboya jest wzorowany na japońskiej mandze o tym samym tytule. Niespodzianek w filmie jest naprawdę sporo, bardzo dobrze napisany scenariusz trzyma widza w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty filmu. Park-Chan-wook odwalił tutaj kawał dobrej roboty, film zdecydowanie zasługiwał na więcej niż tylko saturny, złote plamy, kaczki, ten film powinien dostać OSKARA!!.  

Niestety zrobiono kilka podróbek oryginału, np.: „ZINDA” to Indyjska wersja Oldboya która wyszła… źle. Ale jeszcze gorzej wyszła amerykańska wersja, „Oldboy: Zemsta jest cierpliwa” ta podróbka wyszła wręcz tragicznie.  Nie ma nic lepszego od oryginału , tylko Koreańska wersja i tylko Koreańska, żadna innej nie oglądać!!.

Konieczność Obejrzenia :

 

 Fighter In the Wind/Baramui Fighter (2004)

„Człowiek może być biedny. Ale dopóki ma cel i usiłuje go osiągnąć… jest piękny.”

Historia Choi Baedala, młodego Koreańczyka, który po drugiej wojnie światowej, przybywa do Japonii aby zostać pilotem myśliwca. Czar jednak pryska, kiedy Japończycy w dobitny sposób wyrażają swoją niechęć do koreańskiego narodu, walka z rasizmem jest trudniejsza niż mu się zdawało. Wyrusza w góry, aby doszkolić się w sztukach walki. Choi ma teraz nowy cel, pokazać swoją wyższość, wyzywając na pojedynek wszystkie szkoły, jakie znajdują się na terenie Japonii. Film ten jest częściową biografią Masutatsu Oyamy, który zasłynął z osiągów, jakich udało mu się dokonać, między innymi film obrazuję jego największe życiowe dokonanie, 300 walk w trzy dni.

Swoje osiągi jaki  wspomnienia z pojedynków, treningów i nie tylko opisywał jako notatki, to właśnie na ich podstawie powstał ten film. Fighter In the Wind  według mnie to bardzo dobry film,  choreografia walk jest bardzo fajnie zrealizowana, film jest ciekawy od pierwszej minuty. Historia oparta na faktach sprawia, że film staje się coraz to ciekawszy. Oczywiście są pewne elementy lekko nagięte, ale jakoś trzeba było ubarwić historię. Jak to zawsze bywa w Koreańskich produkcjach ten film niesie ze sobą przekaz, chociażby cytat na samym początku, który podałem. Dla ludzi ceniących sobie sztuki walki to pozycja obowiązkowa, do tego jeszcze fajnie dobrana muzyka,która podgrzewa atmosferę filmu.

Warto poświecić czas temu filmidłu,  był to któryś z kolei film, który obejrzałem kiedy zaczynałem się znowu interesować kinem Azjatyckim. Nie żałowałem, ogólnie bardzo mało jest crapów/średniaków jeżeli chodzi o to kino. Aczkolwiek zdarzają się ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

Konieczność Obejrzenia :

 

Dau Fo Sin/Flash Point/ Bezwzględna gra (2007)

Flash Point niejednokrotnie był uznawany jako Prequel do filmu SPL: Sha Po Lang (2005) który również jest bardzo dobrym filmem. Akcja filmu poprzedza fabułę ukazaną w SPL ("Strefa śmierci"). Inspektor Jun Ma reprezentujący policję miasta Hongkong słynie z braku litości ścigając groźnych przestępców. Toczy się wobec niego postępowanie dyscyplinarne o nadużywanie siły i praktycznie jest już przesądzone, iż zostanie przeniesiony do innej jednostki. Dzięki wstawiennictwu przełożonych ma miesiąc, aby wspólnie z zakonspirowanym w szeregach wroga agentem Wilsonem rozpracować wietnamski gang będący zmorą lokalnej społeczności.

Tak mniej więcej przedstawia się fabularnie, jak więc jest pod innymi aspektami. Jeżeli liczysz na dobre kino kopane, jak i  na walki gangów i nie tylko, to będziesz bardzo zadowolony. Co zasługuję na szczególną uwagę, to fakt że Flash Point przedstawia mieszane sztuki walki,  film otrzymał liczne nagrody a sam główny aktor Danie Yen otrzymał nagrodę za "Best Action Choreography". Sceny walk są naprawdę fajne i widowiskowe, do nakręcenia filmu wykorzystano interdyscyplinarnej formy walki z wykorzystaniem takich elementów jak brazylijskie jiu jitsu, judo, boks, karate, zapasy oraz  kickboxing. Film naprawdę godny obejrzenia i polecenia, zawsze się coś dzieje i sama realizacja filmu jest ciekawa. Mimo iż z początku nie wygląda to tak kolorowo, to już po kilku minutach film wciąga.

No i co zasługuję na uznanie, to muzyka, nie wiem czemu ale ona mnie nieźle zauroczyła. Do dziś od czasu do czasu, słucham swojego ulubionego kawałka który występował w filmie.

Konieczność Obejrzenia :

 

Ichi The killer/Koroshiya/ Ichi Zabójca (2001)

„There’s no Love In your punches”

Szef Yakuzy ginie wraz z 300 milionami jenów. Jeden z jego podwładnych, znany z masochistycznych metod Kakihara postanawia odnaleźć swojego pracodawcę oraz kompana. Dowiaduje się, że za wszystkim stoi przerażający Ichi, którego kontroluje inna mafia.

Film wręcz już kultowy, a zarazem przestroga dla wszystkich iż jest to bardzo ciężkie kino!!. Chciało by się napisać że film jest wręcz GENIALNY w swojej PROSTOCIE , ale K^%4a ten film  nie jest prosty, ten film jest genialny w swojej chorobie!!. Film jest po prostu niepowtarzalny, jego trzeba zrozumieć, dlatego napisałem wcześniej że jest bardzo ciężkim filmem. Na pierwszy strzał należy napisać, że Ichi Zabójca to świetne połączenie kilku gatunków filmowych, mamy tu połączenie czarnej komedii z gore, filmu gangsterskiego z dramatem psychologicznym i być może jeszcze coś pominąłem!!.

Film po prostu ryje beret na 102!!, Takashi Mike dostarcza nam tutaj kino nieprzeciętne, czasem wręcz wybitne, scenariusz jest nietuzinkowy a role są naprawdę świetne, zwłaszcza gra aktorska Tadanobu Asano który wciela się w Kakihare, no po prostu mózg rozjechany. O filmie można by naprawdę wiele napisać, ale po co zdradzać dalsze szczegóły, albo ulubione sceny aby pokazać inność tego filmu. Sami sobie obejrzycie a się przekonacie, jak to zawsze bywa w azjatyckich filmach i ten nosi ze sobą pewien przekaz.

Ichi Zabójca to rywalizacja, spustoszenie, krwawa rzeźnia, eeehhh sporo można by tak pisać i pisać o tym filmie. Jednak odsyłam was do obejrzenia, film zasługuję na poświecenie mu tych dwóch godzin i dziewięciu minut.Serdecznie polecam!!.

Konieczność Obejrzenia :

 

Jeżeli chodzi o dzisiejsze zastawienie to już koniec, ale z pewnością podeślę jeszcze kilka filmów które są godne obejrzenia. Jedno jest pewne że jeżeli nic nie oglądałeś z tego zastawienia(w co wątpię) to takimi "Must See" to Old Boy i właśnie Ichi Zabójca, potem można obejrzeć resztę.

 

 

 

 

Oceń bloga:
7

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper