Pierwszy raz... razy kilkanaście.

BLOG
385V
Rankin | 30.01.2017, 11:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Słyszałem kiedyś, że pierwsze wrażenie jest niezwykle ważne. Postanowiłem to sprawdzić przyglądając się pierwszym grom, jakie ogrywałem na kolejnych platformach w trakcie swojej kariery gracza.

PREHISTORIA

Czyli pierwsze paręnaście lat ogrywania na sprzętach wczesnych generacji.

Atari 2600: Laser Gates

Atari 2600, a ściśle mówiąc jego podróbka zwana potocznie "Rambo" od jednej z postaci na opakowaniu, była moją pierwszą maszyną do gier. Rambo posiadało taką specyficzną cechę, że miało wbudowane kilkanaście-kilkadziesiąt gier, między którymi przełączało się jedną z wajch. W związku z tym trochę trudno mi jednoznacznie wypowiedzieć się, w którą z gier faktycznie tłukłem jako pierwszą, ale nad Laser Gates zdecydowanie spędziłem najwięcej czasu. LG jest niespodziewanie rozwiniętą grą jak na możliwości katarynki, posiada bardzo unikatową, zapadającą w pamięć oprawę dźwiękową i pospołu z innymi strzelankami jakie miałem wbudowane w moje Rambo* pewnie odpowiada za mój sentyment do tego gatunku.

* nieśmiertelne River Raid i Missile Command, do tego Planet Patrol, czyli sidescroller z cyklem dnia i nocy (!), Starmaster, czyli FPP space sim, Plaque Attack i parę innych

Amiga: Block Out

Block Out nie jest grą domyślnie pakowaną do Amigi, szczególnie piracki Block Out upakowany na jednej dyskietce z Sherman M4, ale cóż robić gdy się właśnie taki egzemplarz dostało? Nic nie robić* bo Block Out jest całkiem solidną grą i niezłym następcą Tetrisa, na pewno dużo lepszym od Welltrixa i innych nieudanych eksperymentów. Na dodatek mały polski akcent. Z mojej dawnej perspektywy Blockout (i Sherman M4) konkretnie i Amiga ogólnie była absolutnie gigantycznym skokiem jakościowym w stosunku do Atari 2600. Płynne 3D, efekty dźwiękowe nie piłujące uszu, ogromna ilość kolorów i detali, myszka, klawiatura i cała reszta interesu, wow. A pierwszą nową grą jaką sobie kupiłem rodzice kupili było Battle Squadron, gra będąca klasą sama w sobie, pod każdym jednym względem.

*jedynie dać maszynę do serwisu bo poprzedni właściciel subtelnie rozwalił stację dysków

Commodore 64:ekran ładowania

Własnego Commodore 64 w gruncie rzeczy nie posiadałem, ale dużo natłukłem u kuzyna, który posiadał własny egzemplarz z magnetofonem i kartridżem Black Box (chyba v8, ale głowy nie dam). Ponieważ to był magnetofon, najwięcej nagraliśmy się w ekran ładowania gier, siedząc po kilka-kilkanaście minut, gapiąc się w tęczę (Black Box chyba przerabiał ją na taką czerwono-czarną) i czekając aż maszyna znajdzie i załaduje jakąś grę (nieopisane kasety oznaczały też że w gruncie rzeczy nie było wiadomo co konkretnie wskoczy). Z gier jakie faktycznie wtedy ogrywaliśmy coś mi się smętnie kojarzy Giana Sisters, Rick Dangerous i parę innych bliżej nieokreślonych screenów, za to loading screen oj mocno.

NES: Contra

Oczywiście w tamtych czasach mało kto posiadał oryginalne carty z grami na "Pegazusa" (dzisiaj w sumie nic się nie zmieniło), a królowały składanki [duża liczba]-in-1. Swoich wersji milard-Mariana-w-1 posiadałem kilka, ale przygodę z tą konsolką zacząłem od składanki zawierającej Contrę, Hogan's Alley i parę innych gier, których tytułów nie pamiętam, a przynajmniej jeden chciałbym sobie przypomnieć (samolot, druga wojna światowa, ekran z tyłu w stylu Afterburnera, ktoś pamięta może?). Jak na start z Pegasusem to całkiem nieźle, bo większości kanonu pegasusowego zwyczajnie nie lubię - Marian, dr Marian, Tetris, Jewelry, Duck Hunt itd. nigdy nie porwały mnie tak bardzo jak wszelakie tytuły Amigowe, a Contra, Battle City i Kunio jednak potrafiły mnie przykuć na długo. Samą Contrę w swoim czasie tłukłem mocno i byłem bliski 1CC (zawsze jednak ubijał mnie finalny boss), i to bez kodów na 30 żyć.

Gameboy: Lode Runner

Z oryginalnym GB miałem kontakt bardzo krótki, ot zamieniłem się na weekend z kumplem z klasy wczesnej podstawówki - on mi pożyczył swojego GB wyposażonego w Lode Runner (miał jeszcze parę innych gier, burżuj jeden), ja mu wrzuciłem Brick Game 99-in-1. Wydaje mi się że odrobinę lepiej na tym wyszedłem :^). Sam Lode Runner jest jednak raczej e c h, ani wersja NES, ani GB nie przykuła mnie na dłużej, a ostre zżeranie baterii i słabo widoczny ekran sprawiły, że jakoś nigdy nie szalałem za oryginalnym GB.

DOS: Quake 1

Po paru latach (wspólnego) oglądania loading screenów C64 wspomniany wcześniej kuzyn przesiadł się na absolutną bestię zwaną Pentium 133, wyposażoną w fascynujący system zwany Windows 95, z takimi sztuczkami kuglarskimi jak Skróty Na Pulpicie (!) i wściekłoniebieską zielenią pulpitu. Na tym Pentium 133 miał parę gier dosowych, które odpalał różnymi niezbędnymi wtedy trikami. Miał tam takie gry jak Duke Nukem 3D (spacja przed stripperką #takbyło), Mortal Kombat 3, Destruction Derby, czy Need for Speed 1, ale pierwsze co mi pokazał i w co najwięcej tłukliśmy to pierwszy Quake, który wyglądał wtedy niesamowicie, a przede wszystkim miał przepotężny horrorowy klimat, który działał na wyobraźnię jak mało co. To właśnie ogrywane z doskoku Q1, DN3D, Wolf 3D, oraz (już na  swojej Ami) Cytadela są odpowiedzialne za moje FPSowe skrzywienie, ale takie staroszkolne, którego nie zaspokoją konsolowe głupotki typu Halo czy CoD.

Windows: Heroes of Might and Magic III

Koniec końców zaopatrzyłem się wreszcie we własnego PC, posiadającego Windows już 98 (SE!), Pentium 200 i nawet kartę graficzną S3 (nie mylić z akceleratorem!). Pierwszym co zainstalowałem i uruchomiłem na tym systemie było demko HoMM3, posiadające jedną mapę (Dead and Buried) dla wyłącznie jednego gracza z chorym limitem czasu (4 tygodnie). Po paru tygodniach męczenia tej jednej mapki na wszelkie możliwe sposoby stwierdziłem, że chyba lubię gry strategiczne, szczególnie HoMM3. Hotseat w pełnej wersji nabytej jakiś (dłuższy) czas później - to były emocje, mapy losowe XL, albo mapy losowe z dorzuconą masą smoczych utopii żeby się działo z artefaktami i jazda!

Playstation 1: Crash Bandicoot

Pierwszy kontakt z Playstation 1 nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia. Owszem, Crash, Tomb Raider 3, czy inny Medievil były całkiem ładne, kolorowe, w pełni 3D i w ogóle, ale ja jakoś nie przekonałem się do trójwymiarowych platformówek i nigdy nie mogłem się zmusić do grania w ten gatunek. Na dodatek brak możliwości zapisywania gry bez tajemniczej karty pamięci, niespecjalnie wygodny gamepad, niezbyt szybkie wczytywanie gier z płyty, z mojej perspektywy mój skromny P200 wyposażony w takie hity jak Herosi, Settlersi, Unreal, Total Annihilation, czy inne Fallout był maszyną o kilka klas jakości lepszą. Dziś w sumie nic się w tej kwestii nie zmieniło, jest parę gier PS1, które szanuję mniej czy bardziej (R-Type, Suikodeny, Parasite Eve...), ale są one w zdecydowanej mniejszości, a żadne Residenty czy inne Metal Geary nie zdobyły mojego uznania.

WIEKI ŚREDNIE

Czyli wizyty w kafejkach internetowych i magiczne słowo - emulacja

SNES: Final Fantasy IV

Tak jakoś 15-18 lat temu byłem częstym bywalcem lokalnych kafejek internetowych. Sam już nie wiem w jaki sposób podczas jednej z tych wizyt trafiłem na stronę fantasyanime, zawierającą podwówczas garść "kapliczek" poświęconych wszelakim grom, cóż, fantasy i anime. Część z tych kapliczek zawierała tajemnicze pliki do pobrania, zwane "emulator" i "rom". Pliki te mieściły się na dyskietkach 1,44 MB, więc koniec końców pobrałem pierwszy z brzegu, właśnie Final Fantasy IV. Parę tygodni później, gdy dobrnąłem do zakończenia tej gry, stwierdziłem, że chyba lubię ten nowy, dziwny typ gier RPG. Dziś gry SNESowe ogólnie i Final Fantasy konkretnie nadal lubię całkiem mocno, a czwartą odsłonę serii cenię sobie bardzo wysoko, choć dobrze zdaję sobie sprawę, że dużo w tej kwestii ma do powiedzenia sama nostalgia do przygód Cecyla.

Sega Genesis: Phantasy Star II

Po ograniu kilku tytułów SNESowych przyszła pora na Phantasy Star II. Kompletnie nie miałem pojęcia w co się pakuję odpalając tę grę i do dziś nie wiem jakim cudem miałem w sobie tyle samozaparcia żeby dobrnąć do końca (tej sztuczki nie powtórzyłem już nigdy, choć się ostatnio zbieram do nowego podejścia). PSII nie cacka się z graczem, tylko gnębi go i wciąż rzuca kłody pod nogi, ale ludzie, którzy wytrwają przy tej grze, czeka cały wachlarz emocji oraz niespodziewanych a ciężkich zwrotów fabularnych, a także bardzo unikatowy klimat sci-fi. Dziś Genesis uważam za gorszego krewniaka SNESa, o dużo gorszym hardware (TEN DŹWIĘK), którego gry wymagają znacznie więcej cierpliwości, ale potrafią sowicie wynagrodzić spędzony przy nich czas i takie gry jak PSII, PSIV, Shining Force, czy Shadowrun są dla mnie klasykami starych RPG.

Gameboy Color: Pokemon Yellow

Po dziś dzień nie mam pojęcia, jak to się stało, że zagrałem w poki, i to jeszcze zaczynając od wersji Yellow. Lecące w tamtym czasie w TV anime bardzo mi działało na nerwy z tysiąca różnych powodów, a gdy kumple ekscytowali się grami, czułem raczej obojętność. Pewnego dnia jednak odpaliłem Yellow i wciągnąłem się jak nigdy dotąd, kończąc grę mimo jej ogromnej toporności i braku wielu dziś oczywistych udogodnień typu braku objaśnień zawartości TM, a także tak podstawowych rzeczy jak żywioł ataku, nie mówiąc już o celności i sile. Pamiętam dobrze, że mój skład carrował znaleziony Drowzee, którego kombos hypnosis-dream eater przeciągnął mnie przez praktycznie całą grę. Poza Yellow na GBC ogrywałem jeszcze mocno Silver, które odpalałem często i gęsto, dopóki nie zawiodła bateryjka trzymająca sejwy i zegar gry, ale poza pokemonami chyba nic więcej.

Automaty: Metal Slug

W tamtym czasie jakiś gość wpadł na pomysł otworzenia małego, pierwszego w mojej mieścinie, salonu gier w wozie niczym jakiś nowoczesny Drzymała. Miał tam kilka standardów automatowych typu Mortal Kombat 3, chodzone nawalanki (w tym Violent Storm!) czy inne strzelanki na pistolet, ale żadna nie wciągnęła mnie tak jak pierwszy Metal Slug, który jednocześnie był pierwszą grą, do której się dopchałem w którą chciałem tam zagrać. MS pokazał mi, że na automatach można zrobić gry wyglądające i brzmiące naprawdę nieźle, choć już wtedy PC spokojnie potrafił im dorównać i że nie wszystkie są tak turbomonetożerne (choć MS1 wcale łatwy nie jest!).

C.D.N.?

Oceń bloga:
21

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper