Ognistowłosa kontra Mechagodzilla - recenzja Horizon Zero Dawn

BLOG RECENZJA GRY
1208V
user-2104271 main blog image
Gonzi0807 | 07.07.2023, 05:47
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Horizon Zero Dawn to początkowo trochę gra-zagadka. Nie jest to bowiem ani kolejna odsłona jakiejś znanej serii (Assassin’s Creed, GTA), ani też produkcja mająca miejsce w uniwersum na licencji (Batman, Middle Earth), a jej twórcy to studio do tej pory najbardziej znane z serii pierwszoosobowych strzelanek Killzone. Odpalając HZD po raz pierwszy, naprawdę nie do końca wiemy, czego się spodziewać.

 

Jakby tego było mało, nasza niewiedza jest dodatkowo podtrzymywana, a nawet powiększana w pierwszych minutach i godzinach gry, jest wpleciona w fabułę i z niej wynika. Wcielamy się tu w Aloy – dziewczynę znalezioną jako niemowlę w pewnych ruinach przez plemię zwane Nora (przypominające trochę Indian, trochę wikingów). Znalezioną, ale już nie wychowaną. A wręcz przeciwnie – wygnaną, gdyż będącą jakoby przeklętym dzieckiem. Po krótkim epizodzie rozgrywającym się w dzieciństwie protagonistki zaczynamy zabawę na całego już jako dorosła Aloy. Zdeterminowana jak diabli, by udowodnić wszystkim wokół, że nie zasłużyła na banicję, a przede wszystkim by poznać prawdę o sobie i otaczającym ją świecie.

 

I powiem Wam, że opowieść ta wciąga od początku niczym tornado piątej kategorii, a przedstawiony świat jest niezmiernie intrygujący. Kim była matka głównej bohaterki? Dlaczego plemię nie chciało jej zaakceptować? Skąd wzięły się wielkie mechaniczne zwierzęta? I najważniejsze: gdzie i kiedy dzieje się akcja gry? Czy to na pewno Ziemia? Postapokaliptyczna przyszłość? Alternatywna rzeczywistość? A może kompletnie inna planeta, ludzka kolonia? Pytania mnożą się, a szukanie na nie odpowiedzi stanowi nie lada przyjemność, ale też, co bardzo ważne, zostaje na końcu należycie wynagrodzone. I mając po przejściu głównego wątku w głowie całość wizji twórców, można z przyjemnością skonstatować, że fabularnie HZD to naprawdę kawał dobrego, solidnego science-fiction, z niezwykle dziś aktualnym przesłaniem jako wisienką na torcie.

 

Dodatkowo bohaterka gry także prezentuje się całkiem przyzwoicie. Jej osobowość jest zarysowana może nie rewelacyjnie, ale z pewnością akceptowalnie. Spora w tym zasługa aktorki podkładającej głos pod rudowłosą łowczynię. A jest nią nie byle kto, tylko prawdziwa mistrzyni voice-actingu – Ashly Burch. Albowiem zaprawdę powiadam Wam – armia nawet najlepszych grafików czy animatorów nie może zrobić tyle, ile mogą uczynić aktorzy głosowi, by tchnąć życie w wirtualne postacie i uczynić je wiarygodnymi. I choć Ashly nie odgrywa tu tak świetnej roli jak w pierwszym Life is Strange (wynika to po prostu ze scenariusza gry, Aloy nie jest osobowością aż tak niezapomnianą jak Chloe Price), to i tak wywiązuje się ze swojego zadania bardzo dobrze, jak na zawodowca przystało. Zresztą, dla mnie ten głos zawsze już będzie muzyką dla uszu i sama jego obecność to kolejny duży plus gry.

 

Ale nie ostatni, bowiem recenzowana produkcja ma jeszcze jednego asa w rękawie. Rozgrywkę. HZD udaje się to, czego większość branżowych tytułów nie potrafi: połączyć dobrą historię z bardzo dobrym gameplayem. Jego trzon stanowią potyczki z maszynami rozmaitych typów. I muszę napisać, że dawno już nie było gry fabularnej, w której walka byłaby aż tak angażująca. Ponadto – nie należy ona do najłatwiejszych. Grałem zaledwie na trzecim z pięciu dostępnych poziomów trudności i z przyjemnością stwierdzam, iż HZD samograjem nie jest, samo się nie przechodzi. W zasadzie każde starcie z maszyną o naszym lub wyższym levelu lepiej jest zaplanować, jeśli nie chcemy wczytywać gry. Konieczne jest zajrzenie do notesu, skupienie się na słabych punktach wrogiej jednostki, stosowanie odpowiedniej broni, a w przypadku najpotężniejszych przeciwników nawet zakładanie właściwych strojów, które dają nam bonusy do odporności na dane ataki lub żywioły. Podejście à la Rambo (czyli frontalne natarcie) wciąż jest możliwe, ale zupełnie nieopłacalne. Kosztuje bowiem mnóstwo czasu oraz zasobów – amunicji i wywarów leczniczych, które wytwarzamy z cennych surowców (lub kupujemy za ciężko zarobioną tutejszą walutę). Jeśli dodamy do tego możliwość skradania się i ukrywania, zakładania pułapek i min, a także hakowania maszyn (by stawały się naszymi sprzymierzeńcami), okaże się, że w temacie walki HZD oferuje zaskakująco dużo możliwości, które możemy dowolnie ze sobą łączyć i eksperymentować w poszukiwaniu optymalnego rozwiązania. Same zaś potyczki, mimo że są bardzo zręcznościowe, to jednocześnie równie mocno taktyczne, premiują myślenie strategiczne. Aloy toczy tu heroiczne boje z metalowymi bestiami niczym wiedźmin Geralt z potworami, przy czym to nie wszystko, co HZD ma do zaoferowania, jeśli chodzi o gameplay.

 

Mamy tu system rozwoju postaci i zdobywania punktów doświadczenia jak w grze RPG, koło wyboru dialogów (zapożyczone z serii Mass Effect), wygodne zarządzanie obszernym ekwipunkiem, sporo zagwozdek w znajdowaniu właściwej drogi i sekwencji wspinaczkowych (jak gdyby żywcem wyjętych z Tomb Raidera), nieco łamigłówek logicznych oraz porozrzucane tu i ówdzie nagrania i zapiski, które mają za zadanie dopełnienie narracji i pogłębienie naszej wiedzy (zabieg zastosowany chociażby w legendarnym Bioshocku, który tutaj sprawdza się równie znakomicie). HZD stanowi więc mieszankę rozmaitych gatunków i mechanik, może nie zawsze oryginalnych, ale zaimplementowanych z wyczuciem i odpowiednio zbalansowanych. Tutaj każdy element składowy do siebie pasuje. Starałem się bardzo znaleźć coś związanego z rozgrywką, co by nie pasowało do całości, nie działało jak należy – i w sumie to… nie ma takiej rzeczy. Mimo zastosowania różnorodnych składników i korzystania z wielu przepisów, potrawa o nazwie Horizon Zero Dawn wyszła holenderskim „kucharzom” niesamowicie smacznie i strawnie. Gdybym miał wybrać jedno określenie najlepiej opisujące przyjemność płynącą z grania w HZD, byłoby to słowo: miodność.

 

A więc gra perfekcyjna? Zaszczytne miejsce wśród największych dzieł, jakie kiedykolwiek zrodziło to medium? Maksymalne noty? Otóż… nie do końca. Pierwszy problem to postacie. Przy czym uściślam – nie chodzi o Aloy. Ale już drugoplanowi bohaterowie wypadają dość plastikowo (jeśli ktoś woli bardziej ekologiczne porównania, to nie ma sprawy: są po prostu drewniani). I by była pełna jasność, powtarzam: część fabuły dotycząca przeszłości tego świata, szukania prawdy o tym, co doprowadziło go do obecnego stanu, jest świetna. Mam natomiast obiekcje co do jego teraźniejszości. Ot, wydarzenia i mieszkańcy współcześni Aloy już tacy rewelacyjni w przytłaczającej większości nie są. Druga sprawa, której trzeba się czepiać, to stan techniczny gry. Pecetowy port HZD zebrał na premierę spore baty. I po wielu miesiącach od debiutu wciąż do ideału trochę brakuje (chciałoby się powiedzieć: miodu nie ma). Gra chodzi mocno niestabilnie. I nawet biorąc pod uwagę, że nie jestem posiadaczem high-endowego sprzętu, to jednak trudno mi zrozumieć fakt, iż w jednej chwili HZD wyświetla się w okolicy 40 kilku klatek, by w momencie spaść w okolice 20 (tym bardziej że dzieje się to w chwilach zarówno „spokojnych”, jak i bardziej wymagających dla podzespołów komputera). W kwestii optymalizacji twórcy wciąż mają co robić. Ale i tak dla większości graczy problemem większym niż płynność animacji będą zapewne crashe. Gra lubi odmówić dalszej z nią zabawy i wyjść sobie na spacer bez uprzedzenia. Częstotliwość tych awarii zależy zapewne od wielu czynników. Mnie w ciągu 100 godzin rozgrywki zdarzyło się to około 10 razy. Czy to dużo, czy mało – niech każdy odpowie sobie sam. Ale muszę dodać, że bardzo gęsto rozmieszczona sieć ognisk (czyli punktów ręcznego zapisu), jak i częste autosave’y mocno sytuację ratują. Bo nawet jeśli gra wylatywała do pulpitu, to nigdy nie musiałem powtarzać jakiegoś sporego jej fragmentu. Po prostu zapisujcie swoje postępy zawsze, kiedy możecie, a problem crashy stanie się mniej bolesny. Ale nawet uwzględniając powyższe wady, nie mam serca i sumienia, by jakoś mocno ganić za nie ten tytuł, bo zapewnił mi on zbyt dużo naprawdę wyśmienitej rozrywki i dostarczył tony frajdy. Polecam.

 

Data powstania i publikacji recenzji na Steam: czerwiec 2021 roku.

Miłego weekendu. I czytania oczywiście też.

 

Oceń bloga:
13

Ocena - recenzja gry Horizon Zero Dawn

Atuty

  • Rewelacyjna walka
  • Intrygujący wątek główny
  • Niektóre maszyny robią wrażenie!
  • Ashly Burch (gdyby tylko można by wstawić tu serduszka, to bym to zrobił)
  • Długość gry
  • Rozległy świat
  • Ruchome punkty obserwacyjne ;-)

Wady

  • Inteligencja ludzkich przeciwników na poziomie człowieka pierwotnego
  • crashe i spadki animacji
  • Większość pobocznych wątków fabularnych jest mało interesująca
Avatar Gonzi0807

Gonzi0807

Wiem, wiem. Dla wielu to pusta wydmuszka. Drewniane postacie, nuda itd. Ale ja i tak byłem zachwycony. Pamiętajcie; na pecetach za wiele takich gier nie ma, choć ostatnio zaczyna się to szybko zmienić :-)
Grałem na: PC

Komentarze (29)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper