W co graliśmy w weekendy i nie tylko 2014 - Dark podsumowuje.

BLOG
657V
W co graliśmy w weekendy i nie tylko 2014 - Dark podsumowuje.
Mr.Darko | 31.12.2014, 09:55
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Nie wiem co tu wpisać, więc olewam.
 

Nie przepadam za podsumowaniami. Zwłaszcza tymi, które mają dotyczyć danego roku, bo to masa przypominania sobie pewnych rzeczy. Kiedy dochodzimy do momentu, w którym trzeba sięgnąć do głębin pamięci i wydobyć stamtąd na światło dzienne tytuły gier, które ogrywało się przez cały rok - sytuacja robi się jeszcze mniej komfortowa. Zresztą to nie jest jedyny problem, bo niby co tak naprawdę zawrzeć w podsumowaniu? Każdą grę, która w jakiś sposób nam się spodobała? Notka rozrosłaby się w takim wypadku do granic absurdu, ale... mimo to spróbuję streścić ten rok w jednym wpisie nie tworząc opasłego potwora. Opiszę tylko te tytuły, które zrobiły na mnie największe wrażenie. No to zaczynamy.

 

Początki bywają ciężkie

Zwłaszcza początki roku, kiedy to głowa pełna najróżniejszych pomysłów, przyrzeczeń, zobowiązań itp. itd.

Po dwóch miesiącach zbierania kurzu przez moją PS4, w końcu pojawił się tytuł, który pozwolił mi na tydzień przypomnieć sobie, że mam w domu next-gena. Mowa o Outlast, który zapewnił mi te 7 dni doskonałej rozrywki, a granie w nocy, ze słuchawkami na uszach budowało niepowtarzalny klimat. Przekradanie się w cieniu, kryjąc się przed zdegenerowanymi fizycznie i psychicznie pacjentami Mount Massive Asylum dostarczało silnych zastrzyków adrenaliny.

Niestety trzeba go było sobie dawkować po maksymalnie 1 - 2 godziny dziennie, żeby wystarczył na dłużej. Po tygodniu zabawy z Krzyśkiem Wędrowniczkiem (pozdro dla kumatych) konsola wróciła do roli zbieracza kurzu, a ja dalej bawiłem się masterowanie klas w Bravely Default (najlepszy jRPG 2014 i mniejsza, że wyszedł w grudniu 2013).

 

Okolice kwietnia/maja oznaczały spore zmiany, ponieważ pożegnałem 3DSa i powitałem PS Vitę. Jeżeli miałbym wybrać najczęściej używaną konsolę w roku 2014, to zdecydowanie wygrywa tutaj Vita - konsola, która w oczach wielu (w tym także firmy Sony) zdaje się być systemem martwym, ewentualnie znajduje się w fazie agonalnej. Osobiście uważam, że handheld ma jeszcze szansę na rozwinięcie skrzydeł, bo potencjał tkwiący w nim jest ogromny.

Dla fana jRPG/japońszczyzny ogółem - jest to system z potężną bazą gier i dla ludzi śledzących na bieżąco Przeglądy, jest oczywistym, ze na Vitę pojawi się jeszcze wiele interesujących tytułów. 

Szczęśliwie zakup Vity zbiegł się z promocją na Personę 4 Golden, którą bez wahania zakupiłem i wsiąkłem na ponad 50 godzin. Tytuł zdecydowanie bardziej nastawiony na historię, budowanie Social Linków, niż na levelowanie oraz walkę, które zostały zepchnięte na boczny tor (grind tylko dla chętnych). Wisienką na torcie, tego bogatego w zawartość tytułu jest oczywiście pozyskiwanie nowych person - przednia zabawa niczym kolekcjonowanie pokemonów. 

Jednak tytułem, który trafił najmocniej w moje serce w 2014 na Vicie, było Velocity 2x. Gra ukazała się także na PS4, ale moim zdaniem - skrzydła rozwija w pełni dopiero na przenośniaku Sony. Velocity jest niezwykle dynamiczny, bowiem łączy w sobie elementy scrollowanego space shootera oraz sekcji platformowych. Cała rozgrywka polega na wystrzeliwaniu tysięcy laserowych promieni, szybkim teleportowaniu się, ratowaniu ludzi ze szklanych więzień oraz zbieraniu czerwonych kryształów. I szczerze Wam powiem - bawiłem się przy tej grze wyśmienicie. Do przejścia czeka blisko 60 poziomów, a wszystko to dopieszczone bardzo dobrą, kolorową i żywą oprawą graficzną oraz przede wszystkim świetnym soundtrackiem. Tak dobrej elektroniki nie słyszałem w grze od dawna. 

Na Vicie ograłem jeszcze szereg innych, bardzo wciągających tytułów (Killzone: Najemnik, Uncharted Złota Otchłań, Disgaea 4, Gravity Rush, Atelier Rorona, Muramasa Rebirth, Rainbow Moon i inne - te dwa, pierwsze tytuły pokazują jak zaprzepaszczany jest potencjał handhelda. I za to wielki, środkowy palec w stronę Sony).

 

Bang, bang, bang

Maj upłynął natomiast pod hasłem: "We're gonna be doing one thing, and one thing only - killing nazi's." Do czytnika PS4 zawitał Wolfenstein: The New Order (albo jak mówi Gość - De Niu Ołda) i nie opuszczał go przez jakiś czas. Powrót oldskulu w tej grze, był czymś doprawdy odświeżającym. Brak automatycznej regeneracji życia przywitałem ze szczerą radością. Tak samo jak możliwość dzierżenia w obu dłoniach olbrzymich spluw i robienia krwawej miazgi ze zwyrodniałych Niemców (żadnych tam wymyślonych nazistów, nazywajmy rzeczy po imieniu). Nowy Wolf, to takie Inglorious Basterds wśród gier. Cieszą również polskie akcenty. New Order to solidna gra, długa jak na FPS-a i niezła graficznie. Szkoda, że jest to tytuł "na raz".

W tym momencie moja zabawa z konsolami zatrzymała się w martwym punkcie i wyglądało to jak na poniższym zdjęciu.

 

Stan taki utrzymywał się do końcówki września, a jako że gracz nie znosi próżni, to zainteresowałem się ponownie grą Fallout: New Vegas, tym razem w wersji PC. Dorwany za grosze z pakietem wszystkich DLC pozwolił mi na to, na co nie pozwoliła wersja PS3 - komfortową rozgrywkę do samego końca. Bez freezów, zwiech, klatkowania. NV stawiam obok F1 i F2, bo Obsidian wykonał tutaj bardzo dobrą robotę i F3 wygląda przy tym jak mocno upośledzona wersja zrobiona na odpierdziel. Podróżowanie po pustyni Mohave to czysta przyjemność (do momentu, aż trafimy na Deathclawa). Jak to ujął Daaku - "Obsidian musiało rzeźbić w gównie (silnik Bethesdy), ale udało mu się wyjść z tego obronną ręką". W pełni się z tą opinią zgadzam.

Drugim tytułem, który namiętnie męczyłem (z przerwami od premiery - czyli od marca) było Diablo 3: Reaper of Souls w wersji PC. Zdecydowanie gra potrzebowała dodatku (to jest dodatek, a nie żadne DLC - na równi z Dragonbornem) na miarę i skalę podaną w RoS. Dopiero dzięki niemu Diablo stało się godne swojej nazwy. Dodanie nowego aktu, mroczniejszego i lepiej rozplanowanego wyszło grze na dobre. Przeprojektowany system lootu, zamknięcie Auction House, wprowadzenie Szczelin Nefalemów i nowej klasy - Krzyżowca. No i wreszcie boss, który budzi respekt i jest sensownym wyzwaniem - Maltael. Wszystko to złożyło się na setki godzin gry w co-opie ze znajomymi i przedzieranie się przez kolejne poziomy Udręki.  

 

Sezon wielkiego, nudnego ogóra zniszczony przez Nintendo

Pod koniec września zdecydowałem się na zakup Wii U. Konsola przyszła w zestawie z dwoma grami - Mario Kart 8 oraz The Legend of Zelda: Wind Waker i to ten pierwszy tytuł zawładnął moim wolnym czasem na długo. Bardzo grywalne w singlu i jeszcze bardziej w multi wyścigi, gdzie zwycięzca nie jest pewny, aż do ostatnich metrów przed metą. Nie ma nic bardziej przyjemnego w wirtualnej rozrywce niż ciśnięcie skorupą w zbyt pewnego wygranej Zduna i wyminięcie go ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Ewentualnie można przyjąć killer face.

 

Pomimo dłuższej przerwy, planuję do gry wrócić. Zrobię to jednak dopiero po zakupie DLC. Jeżeli planujecie zakup Wii U to wyścigi od Nintendo będą świetnym początkiem z tą konsolą. MK8 jest wypełniony zawartością po brzegi. Mamy tutaj masę torów do wyboru, wiele postaci oraz pojazdów (+części do nich) do odblokowania, a także dla lubiących wyzwania możliwość masterowania poszczególnych wyścigów. Gra oferuje litry miodu wylewające się z ekranu, przyjemną dla oka grafikę oraz bardzo płynną rozgrywkę.

 

Brace yourselves,  winter is coming. 

Końcówka roku to dla mnie 3 tytuły, z których jeden był ogromną niespodzianką, ale o tym dalej w tekście. Trójca, o której mowa to: The Evil Within, Lords of the Fallen oraz szumnie zapowiadanym Dragon Age: Inquistion

W formie bonusu (dla mnie) dodam jeszcze dwa tytuły na Wii U, o których wspomnę w końcówce wpisu, ponieważ pojawiły się niespodziewanie i skradły mi te ostatnie dni grudnia. Wracając jednak do nieświętej trójcy, to zacznijmy od:

The Evil Within, który okazał się bardzo udanym horrorem. Przypadł mi do gustu na tyle, że postanowiłem zgłosić jego recenzję na konkurs. Oczywiście śmieszna ilość znaków jakie wyznaczyła sobie redakcja nie wystarczyła, aby opisać grę w zamierzony sposób, więc po jakimś czasie ukazała się recenzja właściwa. Shinji Mikami jest nadal w formie i nie mogę się doczekać kolejnego tytułu od mistrza gatunku.

Tytuł największej niespodzianki mijającego już roku przypada, bezapelacyjnie, polskiemu (trzeba jednak wspomnieć o dużej pomocy niemieckich developerów) The Lords of the Fallen. Coś co miało być bezczelną zrzynką z serii Souls pokazało, że naśladować też trzeba umieć i okazało się tytułem zaskakująco dobrym. Z niezwykle grywalnym system walki, bardzo dobrą grafiką, ciekawą eksploracją oraz tym co osobiście uwielbiam, czyli zbieractwem i żonglowaniem ekwipunkiem. Grę ukończyłem 3 razy (byłem blisko 4). Czekam spokojnie na część drugą.

A jak wypada ostatni z trójki wymienionych tytułów, czyli Dragon Age: Inqusition? Jak dla mnie jest to RPG roku, ale nie dlatego, że jest to tytuł mega, super genialny, pozbawiony wad itp. itd. Dominacja Inkwizycji wynika z faktu, że w obecnym roku nie miała  tak naprawdę godnego rywala. Nie przeczę, że tytuł do zaoferowania ma dużo - m.in. całkiem ciekawą historię, wyraziste postacie, ładną grafikę i ciekawie zaprojektowane lokacje. Starcia ze smokami stanowią wyzwanie (przynajmniej do pewnego poziomu). Niestety gra cierpi na syndrom "wrzućmy do gry tak wiele rzeczy, ile się da". Rozmywa to wątek główny i sprawia, że gubimy się trochę w opowiadanej historii. Cieszy mnie, że Inkwizycja nie jest 100% sandboxem, bo wtedy pewnie nie dałbym rady dotrwać do końca. Po pewnym czasie robi się bardzo monotonnie i tutaj pojawiają się moje obawy odnośnie nadchodzącego Wiedźmina 3. Czy gra udźwignie ciężar i będzie w stanie utrzymać zainteresowanie od początku do końca? Czy twórcy sensownie zagospodarują świat i dobrze go wypełnią zawartością? Maj przyniesie odpowiedzi na te pytania. 

Końcówka grudnia to dwa tytuły na Wii U, które ogrywam obecnie - Earthbound oraz ZombiU. Pierwszy to ciekawe podejście do tematu jRPG, gdzie często mamy do czynienia z przekraczaniem czwartej ściany oraz totalnym pastiszem gatunku, gdzie nawet przeciwnicy są wyniesieni do granic absurdu (vide hippisi). Za zbawienie świata odpowiedzialna jest banda dzieciaków uzbrojonych w kije bejsbolowe, proce i inne przedmioty właściwe dla czasów współczesnych (tak, tak nie będziemy się rozbijać po żadnej bajkowej krainie).

Co mogę rzec o ZombiU? Najlepszy survival z zombie w rolach głównych, w jaki miałem okazję grać. Ta gra przeraża i jest ostentacyjnym pokazaniem gołej dupy w stronę tych, co to lubią stosować argument, że na Wii U są tylko gry dla dzieci. Szkoda, że Ubi nie pociągnęło tematu i nie wydało drugiej części, bo gra z pewnością na to zasługuje. Zastosowano tutaj fajny system znany m.in. z Dark Souls, gdzie po naszej śmierci możemy odzyskać utracone fanty. Musimy jedynie znaleźć i zabić postać, którą sterowaliśmy poprzednim razem, a która po śmierci zamieniła się w zombiaka. Jeżeli się to uda - odzyskamy jego/nasz dobytek. Jeżeli zginiemy w drodze po niego - wszystko przepadnie. Graficznie ZombiU pokazuje pazur - brawa dla grafików, bo to nadal robi wrażenie.

 

Podsumowania tego podsumowania (incepcja normalnie) nadszedł czas

Podsumowując, rok 2014 był dla mnie całkiem udanym rokiem w kwestii growej. Zakup nowych maszynek i ciekawych tytułów pozwalał w miarę sensownie zagospodarować czas poświęcony na moje hobby. Dwie główne sprawy, które wrzucam do koszyka rozczarowań, to pierwsza połowa roku w wykonaniu Playstation 4. Dobrych tytułów, w które chciałoby się zagrać było jak na lekarstwo i trzeba było czekać długo, aż coś w temacie ruszy (mimo, że to i tak w większości multiplatformy uratowały jej tyłek). 

Drugie rozczarowanie to Destiny - tytuł, który był zapowiadany na mesjasza , a okazał się marketingową wydmuszką, która nie oferowała tak naprawdę niczego nowego w temacie online shooterów. Sztuczne ograniczenia w eksploracji, powtarzalność czynności i chamskie wycinanie elementów z gry, tylko po to żeby je później opchnąć jako DLC...

Niestety nie mogę gry zmieszać totalnie z błotem, bo ma ona pewne niepodważalne zalety. Strikes, PVP, raidy to faktycznie się Bungie udało. Dają frajdę nawet za 20 razem, ale to za mało, żeby sprostać oczekiwaniom, które podsycali sami twórcy. 

Rok 2015 zapowiada się bardziej interesująco niż ten mijający i oczekuję, że wytoczone zostaną ciężkie działa ze wszystkich trzech fregat, a my jako gracze zostaniemy zmieceni w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Nie lubię pisać podsumowań, ale jednak to udało mi się jakoś dokończyć. Czy za rok będzie podobnie? Czas pokaże. Szczęśliwego Nowego Roku!

 

 

 

Oceń bloga:
25

Po napatrzeniu się na Megan olałeś resztę tekstu, prawda?

jawohl!
58%
nein, nein, nein!
58%
Pokaż wyniki Głosów: 58

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper