X-Men '97 (2024)

X-Men '97 (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Mutanci próbują odnaleźć sie w nowej rzeczywistości

Piotrek Kamiński | 15.05, 21:00

Profesor Xavier znajduje się gdzieś w kosmosie, na ziemi zostając uznanym za, zasadniczo, martwego. Lecz to nie Scott, nie Jean ani nawet nie Hank przejmują po nim szkołę. Według testamentu, nowym dyrektorem szkoły dla szczególnie uzdolnionych dzieci profesora Charlesa Xaviera zostaje... Magneto. Tak niecodziennie rozpoczyna się historia, której zwieńczenie stawia pod znakiem zapytania dalszą egzystencję X-Menów.

Uwaga, będę swobodnie omawiał wydarzenia tego sezonu. Jeśli jeszcze nie oglądałeś, to zapraszam do oceniaczki i pogadamy później.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak bardzo chciałem, żeby Disney tego nie zepsuł! Oryginalny serial "X-Men" był mi bardzo bliski, stanowił istotny element mojego dzieciństwa i dojrzewalnia. Tam też nie brakowało odcinków zapychająch, bo coś tam opowiedzieć trzeba, a główna intryga ma ruszyć naprzód dopiero w kolejnym odcinku, lecz dzisiaj sytuacja wygląda odrobinę inaczej. Marvel proponuje nam nowe rozdanie, a do tego cały sezon trwa tylko dziesięć odcinków, więc dosłownie nie ma miejsca zapchajdziury. Efekt jest absolutnie przeładowany wydarzeniami, zwrotami akcji i emocjami. Powiedziałbym, że wręcz trochę za bardzo... Już tłumaczę.

X-Men '97 (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Sunspot doklejony na siłę

Magneto i jego X-Meni

Biorąc pod uwagę niewielką liczbę odcinków, nie powinno nikogo dziwić, że nie wszystkim mutantom przyjdzie stanąć w świetle jupiterów. Na dzień dobry poznajemy nowego rekruta, niejakiego Roberto da Costę, który jest zasadniczo analogiem Jubilee z oryginalnego serialu - wstydzi się swoich mocy przed rodzicami, wolałby być "normalny". W scenie będącej oczywistym nawiązaniem do oryginału, zostaje on uratowany przed Strażnikami przez Cyklopa i jego drużynę X-Menów. Chłopak postanawia zaczepić się u nich na dłużej i tak jak absolutnie nie da się powiedzieć, że scenarzyści zupełnie olali jego postać, tak spodziewałem się po nim znacznie więcej. Prócz tego wstępu, krótkiej akcji z Jubilee i swoją mamą oraz finału, młody jest praktycznie nieistotnym elementem tła. Wprowadzili go, więc jest, ale równie dobrze mogłoby go nie być i nic by się nie zmieniło.

Podobnie sprawa ma się z wątkiem Sztorm (będę używał polskich imion, przeprasza, nostalgia robi swoje). Nie dość, że absolutnie nie kupuję tego jak szybko padli sobie w ramiona z Forge'em i to do kompletu, wygląda na to, że tak prawdziwie, głęboko, to jeszcze cały ten wątek, od początku po zakończenie, jest kompletnie zbędny. Być może przygotowuje grunt pod nadejście nowego, potężnego wroga, ok, ale poświęcać tyle czasu na opowieść o tym, że tak naprawdę to ta Ororo wcale tych swoich mocy nie straciła, kiedy ma się do dyspozycji tylko 10 krótkich odcinków, to trochę marnowanie czasu antenowego. Mam nadzieję, że rozwiną porządnie ten wątek w następnym sezonie.

X-Men '97 (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Dzieje się tak dużo, że nie ma kiedy oddechu złapać

Czas na imprezę

Kompletnie inną klasę prezentuje natomiast wątek główny. Scenarzyści serialu nie bali się raz za razem atakować nas kolejnymi zwrotami akcji, od Magneto przejmującego szkołę, przez pojawienie się drugiej Jean Grey, na wywaleniu głównych bohaterów w przyszłość i przeszłość kończąc. Historia gna przed siebie jak szalona, niemal co odcinek zmieniając status quo, zabijając istotne postacie, zmieniając kierunek, w którym wydawało ci się, że zmierza opowieść (no, chyba, że znasz komiksy i bardzo szybko domyśliłeś się, że nadchodzi Bastion). Jasne, podróże w czasie zostały wprowadzone do tego świata już dawno temu, więc wszystko to, co się wydarzyło można spokojnie odkręcić, ale nie sprawia to wcale, że w trakcie momenty te robią jakkolwiek mniejsze wrażenie. Wyjście Gambita było jednocześnie epickie jak cholera i dojmująco smutne. To, co stało się z Wolverine'em na koniec przedostatniego odcinka sprawia, że aż człowiekowi ciarki przechodzą po plecach (zastanawiam się, co to oznacza dla postaci na przyszłość). Fabuła wciąga i absolutnie chce się oglądać dalej. Może jedynie lekko doskwiera mi tempo tych wydarzeń. Jeszcze nie zdążyłem dobrze przyzwyczaić się do jednej sytuacji, a tu już atakuje mnie kolejna.

O stylu graficznym i głosach już pisałem wcześniej, więc tylko na szybko. Do zaktualizowanych projektów postaci idzie się dosyć szybko przyzwyczaić, choć nadal twierdzę, że akurat oczy wyglądają teraz dużo, dużo gorzej, rozpraszająco wręcz. Magneto i Xavier sprawiają wrażenie jakby nie spali od kilku dni, mimo że zachowują się normalnie. Cholernie żałuję również, że nie cała oryginalna obsada powróciła do swoich ról. Co się stało, nie chcieli? Disney za mało płacił? W efekcie mamy pięknie grające na strunach nostalgii głosy między innymi Rudej, Sztorm i Cyklopa, ale już tacy Wolverine, Xavier czy Magneto przemawiają do nas wyraźnie inaczej i może się czepiam, ale, kurde, rzuca się to w ucho. Magneto i Wolverine, mimo że inni, są przynajmniej dobrze dopasowani i człowiek szybko się do nich przyzwyczaja, ale Xavier to moim zdaniem totalny miscast. Zniknęła cała potęga i mądrość przywódcy X-Menów. Teraz to po prostu taki tam sobie chłopek - chociaż w ostatnim odcinku, w głowie Magneto, nawet daje radę. Szkoda, że nie udało się zebrać wszystkich - ci, którzy wrócili, wciąż dają radę (minus ryk Scotta w ostatnim odcinku. Aż trudno uwierzyć, że reżyser polskiej wersji stwierdził, że może być).

"X-Men '97" to wciąż przede wszystkim produkcja o walce z dyskryminacją, udający (całkiem skutecznie) proste naparzanie się tych dobrych z tymi złymi, ale ten sezon bardzo mocno wziął się również za tematy rodziny i przynależności. W paru momentach potrafi nawet ruszyć lekko za serce! Poboczne, mniej ważne historie, jak choćby ta z Mojo czy krótka przerwa Sztorm od mutantowania zawsze były częścią serialu, ale tutaj, w tak krótkim i jednocześnie skoncentrowanym na głównym wątki sezonie wydają się odstawać od reszty. Postać Sunspota została ostatecznie potraktowana trochę po macoszemu, co każe się zastanowić po co w ogóle było go wprowadzać, skoro nie było na niego żadnego planu. To jednak tylko pojedyncze mankamenty, w prócz tego bardzo mocnym pierwszym sezonie. Mam nadzieję, że na drugi nie każą nam czekać nie wiadomo ile lat i, że poprzeczka iść będzie wyłącznie w górę.

Atuty

  • Ciekawa, spójna główna intryga;
  • Nie boi się dosyć radykalnie zmieniać statusu quo;
  • Powrót części dawnej, polskiej obsady;
  • Reżyseria walk;
  • Soundtrack;
  • Cameo Petera Parkera i Mary Jane w ostatnim odcinku daje nadzieję, że i tak historia doczeka się kontynuacji;
  • Przewijający się przez cały sezon motyw rodziny i przynależności.

Wady

  • Nie potrafię przyzwyczaić się do wyglądu ich oczu, brzydkie są;
  • Poboczne historie niczego nie wnoszą, a zabierają ograniczony czas antenowy tej głównej;
  • Na ten moment dosyć nijaki Sunspot.

"X-Men '97" to absolutnie jedna z najlepszych rzeczy, jakie Marvel zrobił w ostatnich pięciu latach. Mocna główna nić fabularna z paroma zapadającymi w pamięć momentami, dobra animacja i ten główny motyw muzyczny! Gdyby nie te zapychacze i nierówna polska wersja, byłby majstersztyk.

8,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper