Recenzja gry: Short Peace: Ranko Tsukigime’s Longest Day

Recenzja gry: Short Peace: Ranko Tsukigime’s Longest Day

Roger Żochowski | 19.04.2014, 17:51
Myślałem, że w grach Goichi Sudy już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Cóż - po raz kolejny się myliłem. Takiego projektu świat jeszcze nie widział. I nie chodzi mi tylko o grę, bowiem ona jest jedynie częścią Short Peace. Jeśli jesteś fanem anime, kliknięcie dalej powinno stać się dla ciebie w tym momencie priorytetem.  
Początkowo nie do końca rozumiałem czym tak naprawdę jest ta składanka, jednak w trakcie prezentacji na imprezie w Berlinie, na relację z której zapraszam na łamy PPE we wtorek, Goichi Suda wytłumaczył wszystkim "O co chodzi jakby". Otóż Short Peace to nazwa pakietu, na który składają się cztery krótkometrażowe firmy anime ("Possessions", "Combustible", "Gambo" i "A Farewell to Weapon") oraz jedna gra, tytułowe Ranko Tsukigime’s Longest Day. Wkładając płytkę do konsoli w sekcji wideo znajdziemy ponad godzinny film animowany zbudowany ze wspomnianych odcinków oraz klimatycznego intra. I na tym chciałbym się w pierwszej kolejności skupić.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Jeśli choć trochę liznęliście temat japońskiej animacji będziecie zachwyceni tym, jacy artyści zaangażowali się w tej projekt. Całość otwiera film "Possessions", który toczy się w czasach feudalnej Japonii. Samotny podróżnik chcąc schronić się przed szalejącą burzą w lesie zamyka się w opuszczonej świątyni. Niedługo potem nie jest w stanie z niej wyjść musząc stawić czoła bardzo nietypowym duchom. Cała historia jest momentami straszna, ale ogólny wydźwięk jest mocno humorystyczny i ma drugie dno. Karykaturalna kreska może się podobać, a dziwne stworzenia nawiedzające świątynie przypominają momentami dzieła Miyazakiego. Za "Possessions" odpowiada japońska gwiazda filmów animowanych - Shuhei Morita. Animacja została nawet nominowana do Oskara.

 
Drugi w kolejce jest "Combustible", wyreżyserowany przez legendę filmów anime - Katsuhiro Otomo. Jeśli nazwisko nic Wam nie mówi, to wspomnę tylko, że artysta ten ma na swoim koncie kultową nie tylko w Japonii Akirę. "Combustible" to opowieść o tragicznej miłości, której areną jest Tokio w epoce Edo. Bohaterami są tu Waka i Matsukichi, dzieci bogatych kupców dorastające w sąsiedztwie i nawiązujące z biegiem lat coraz silniejszą więź. Niestety sielanka nie trwa wiecznie. Film został bardzo oryginalnie zrealizowany - początkowo cała historia przedstawiona została jak w scrolowanych bijatykach, tyle że ekran przewija się cały czas w lewo. Nie brakuje tu symboliki i odwołań do japońskiej tradycji. 

 
Trzeci w kolejce jest "Gambo", film wyreżyserowany przez Hiroakiego Ando (Five Numbers!, Steamboy), do którego projekty postaci stworzył Yohiyuki Sadamoto (Neon Genesis Evangelion). Jedna mała dziewczynka i kilku mieszkańców wioski cudem przeżyło atak demona siejącego zniszczenie i śmierć w okolicy. Wśród ocalałych jest także samuraj, który mówi dziewczynce by ta się modliła, bo tylko to może im teraz pomóc. Skutkuje to przywołaniem tajemniczego białego niedźwiedzia, z którym mała bardzo szybko się zaprzyjaźnia. Czy będzie on w stanie przeciwstawić się piekielnemu oprawcy? Gambo w porównaniu z poprzednimi dwoma filmami jest niezwykle brutalny i momentami cechuje go chory wręcz klimat, nie wspominając nawet o goliźnie.  Kreska przypomina obrazy malowane pędzlem, co prezentuje się naprawdę stylowo. 

 
Pakiet zamyka film "A Farewell to Weapon", za który odpowiedzialny jest Hajime Katoki (Gundam). Niewielka grupka żołnierzy przemieszcza się po pustkowiu w opancerzonym transporterze kierując się w stronę zgliszczy jednej z japońskich metropolii. Postapokaliptyczny klimat udziela się od samego początku, a bohaterowie naszpikowani są różnego rodzaju broniami i urządzeniami rodem z przyszłości. Podczas przedzierania się przez opustoszałe i zniszczone miasto grupa trafia na bojowego robota, z którym musi stoczyć pojedynek na śmierć i życie. To zdecydowanie najbardziej efektowny film ze wszystkich czterech i nie brakuje w nim wybuchów, efektownych akrobacji bohaterów czy dynamicznie zmieniających się scen. 


 
Co tu dużo pisać - filmowa część Short Peace to znakomita robota w dodatku podana w 1080p, więc każdy fan anime powinien to bezwzględnie zobaczyć. A jak na tym polu sprawdza się gra? Produkcja Goichi Sudy jest piątą częścią składanki, więc zastosowano tutaj motyw odwołujący się do koncepcji filmów. Animowane wstawki opowiadające historię i pchające fabułę do przodu również stworzyli różni artyści Japonii, że wspomnę chociażby persony odpowiedzialne za Animatrixa czy klimatyczne animacje z Kill Billa. Suda nie byłby jednak sobą, gdyby nie stworzył gry łamiącej kolejne schematy. Gracze wcielają się w Ranko, seksowną i spokojną uczennicę za dnia, która w nocy zmienia się w jeszcze bardziej seksowną, ale bezwzględną zabójczynię likwidującą swoich demonicznych wrogów. Żeby było ciekawiej - jej ojciec jest jedną z najwazniejszych osobistości na kuli ziemskiej, z racji tego, że kontroluje większość... podziemnym parkingów (w Japonii miejsca parkingowe są przecież na wagę złota). Podpadł jednak swojej córeczce, więc ta za cel stawia sobie jego zlikwidowanie. Nie obawiajcie się to żaden spoiler. Dowiadujemy się o tym w genialnie zrealizowanym intrze. A dalej jest tylko lepiej. 
 
Ranko Tsukigime’s Longest Day to dwuwymiarowa platformówka, w której przez większość czasu podążamy w prawo. Bohaterka potrafi skakać, odbijać się od ścian, ślizgać po spadzistych powierzchniach i atakować pojawiających się na planszy wrogów. Nasza heroina może też kontrować ataki przeciwników, a jeśli załatwia ich wystarczająco szybko jest w stanie wywołać reakcję łańcuchową, która automatycznie zniszczy znajdujących się w pobliżu oponentów nabijając licznik combosów. Niektóre obszary plansz wymagają od nas pokonania wszystkich wrogów, aby otworzyła się brama do dalszej części poziomu. A musicie wiedzieć, że Ranko cały czas goniona jest przez złe dusze, więc trzeba działać szybko. Dziewoja nie ma paska mocy, a wrogowie nie mogą jej nic zrobić (poza przeszkadzaniem), jednak gdy złe moce w końcu ją dopadną zaczynamy poziom od początku. Atrakcyjna niewiasta nie jest jednak bezbronna - gdy dusze są już bardzo blisko może użyć pistoletu i spowolnić na jakiś czas pościg. Liczba strzałów jest wprawdzie ograniczona, ale pokonując wrogów możemy naładować sobie magazynek. W grze liczy się więc przede wszystkim dynamiczne przemieszczanie się po planszy, timing i korzystanie z wszelkich ułatwiaczy pokroju platform zwiększających naszą prędkości. Wszystko jest z pozoru proste, ale sprawia naprawdę sporą frajdę. 




 
Niestety gra jest bardzo krótka i można ją ukończyć w niecałą godzinę. Tytuł składa się z zaledwie 10 poziomów (śmigamy po hotelu, garażach, metrze, centrum handlowym czy w towarzystwie góry Fuji), które pękają w około 2 minuty. Ba, czasami scenki animowane oglądamy dłużej niż gramy. To oznacza również, że w grze nie uświadczymy platynowego trofeum. Bardziej wymagające plansze stawiają nas oko w oko z bossami, co zazwyczaj odbywa się w nietypowej konwencji. Raz naszym zadaniem jest walka z ogromnym smokiem (projektował go jeden z designerów serii Final Fantasy) w formule dwuwymiarowego shootera (trzeba szukać słabych punktów gada). Innym razem sylwetki postaci zmieniają się w 8-bitowe bitmapy, a arena, na której walczymy, wygląda jak plansza ze starego Mario Brossa. W jednym z etapów zasiądziemy nawet za sterami futurystycznego motocykla, a tempo gry nieprzyzwoicie wzrośnie. Trzeba w tym momencie wspomnieć, że do produkcji gry Suda zaprosił twórcę Tokyo Jungle chcąc uczynić ją jeszcze bardziej szaloną. I widać to na każdym kroku. Przeciwnicy w postaci różowych ptaków, skrzatów czy ogromnego psa to tutaj standard. W trakcie starć ekran atakuje istna feeria barw i kształtów, cyfrowych eksplozji, smug czy orientalnych motywów. Takich kompozycji nie wymyśliłby przewracający się w grobie Picasso. A na animacjach pomiędzy poziomami nie brakuje przecież japonek biegających bez majtek, przystojnych bishonenów, na widok których kobiety sikają po rajstopach czy całej masy motywów rodem z Czarodziejek z Księżyca czy Kapitana Daimosa. Suda naśmiewa się z wielu stereotypów i robi to jak zawsze w swoim stylu.
 
 
Cieszy fakt, że lokalizacja praktycznie nie naruszyła pierwowzoru. Wszystkie dialogi są po japońsku, a i elementy cut-scenek nie zostały w żaden sposób pozmieniane. Niestety angielskie napisy podłożono w bardzo brzydki sposób zasłaniając część ekranu paskudną ramką. Co gorsza tłumaczenie bardzo często nie nadąża za dialogami, co sprawia, że nie wiemy tak naprawdę kto właśnie wypowiedział dane słowa. I to obok krótkiego czasu gry jest chyba największą wadą tego tytułu. Niemniej jednak fani anime, którzy zrozumieją znaczenie słowa "Short Peace" podchodząc do pakietu jak do integralnej całości, zapewne z radością postawią go na swojej półce. Tym bardziej, że zamawiając tytuł w niektórych sklepach można załapać się na taki rewelacyjny, 288-stronicowy artbook, przedstawiający storyboardy, szkice koncepcyjne i screenshoty ze wszystkich czterech filmów. 


 
Short Peace bardzo ciężko jest mi ocenić, ale podszedłem do niego jak do pakietu. Filmy prezentują się znakomicie, jednak 40 dolców to trochę wygórowana cena jak na godzinny seans i tak krótką grę. Fakt, poszczególne poziomy można ukończyć na różne sposoby korzystając z alternatywnych ścieżek, szukając nowych kostiumów dla Ranko, rozwalając złotych przeciwników, pobijając własne rekordy czy polując na poukrywane artworki, ale to wciąż mało. Nie ma się więc co oszukiwać - osoby zainteresowane tylko grą poczują ogromny niedosyt, gdy po niespełna godzinie ujrzą napisy końcowe. I to niestety nie będzie kolejny żart Sudy, a smutna rzeczywistość. Ta gra wciągnęła mnie bez reszty i zostawiła nagle bez ostrzeżenia z ręką w nocniku. Mimo to jestem pewien, że znajdzie się nisza, do której ta składanka przemówi. I wiem to z autopsji.  

PS: To jedna z niewielu gier, w której creditsy oglądałem z zaciekawieniem i nawet przez chwilę nie pomyślałem o skipowaniu. Ma człowiek słabość do tych Azjatek oj ma...
Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Short Peace Ranko Tsukigime's Longest Day

Atuty

  • Cztery znakomite filmy anime
  • Prosty, ale satysfakcjonujący gameplay
  • Szalona fabuła
  • Masa smaczków dla fanów japońskiej popkultury

Wady

  • Gra jest stanowczo za krótka
  • Słaba lokalizacja

Świetne filmy anime i niezwykle interesująca gra, która niestety bardzo szybko się kończy...

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper