Animal Crossing: New Horizons – recenzja gry. Perfekcyjna produkcja na trudne czasy

Animal Crossing: New Horizons – recenzja gry. Perfekcyjna produkcja na trudne czasy

Wojciech Gruszczyk | 05.04.2020, 08:00

Marzec to prawdziwy rollercoaster doświadczeń. Ginąłem od przerażających Yokai, kilkukrotnie niemal rzuciłem padem wyzywając japońskich deweloperów z Team Ninja, męczyłem się przeskakując kolejne poziomy w najnowszej przygodzie Moon Studios, wpadłem w sam środek świata przeładowanego krwiożerczymi demonami, a na koniec... Zatopiłem się w zupełnie innym doświadczeniu. Bez złych emocji, bez narzekania, bez irytacji. Animal Crossing: New Horizons to zupełnie inne poziom rozrywki – idealny na te trudne i niespokojne czasy.

W zaledwie kilka miesięcy świat nie tylko stanął na głowie, a obnażył swoje wszystkie słabości potwierdzając tym samym jedno – jeden błąd może wywrócić życie dosłownie wszystkich. Jak przetrwać w tych niespokojnych czasach? Dla wielu najlepszym wyjściem jest zatopienie się w odmęty elektronicznej rozgrywki, by przynajmniej na chwilę nie myśleć i móc odejść od wszystkich otaczających negatywnych emocji oraz kłębiących się problemów. Właśnie w tych fatalnych czasach Nintendo wrzuciło na rynek Animal Crossing: New Horizons, które jest dla wielu prawdziwym lekarstwem. To nie jest gra dla każdego, ale wszyscy mogą w niej znaleźć chwilę spokoju.

Dalsza część tekstu pod wideo

Animal Crossing: New Horizons – recenzja gry. Perfekcyjna produkcja na trudne czasy

Animal Crossing: New Horizons – gra inna niż wszystkie

Im więcej czasu spędzam w Animal Crossing: New Horizons, tym mam większe wrażenie, że Nintendo nie mogło zapewnić tej gry w lepszym momencie. Założenia najnowszej perełki dostępnej wyłącznie na Nintendo Switchu są banalnie proste – na początku tworzymy swoją postać, by następnie nie trafić do zatłoczonego miasteczka lub na wielką farmę, a po prostu otrzymać swoje włości pod postacią wyspy. Twórcy nie męczą nas kolejnymi paskami zdrowia, nie zmuszają do powiększania umiejętności, nie umożliwiają poprawiania statystyk, a oddają w nasze ręce spokojne doświadczenie, które choć jest przeładowane grindowaniem, to jednak wszystko jest podane na tacy w bardzo lekki i przystępny sposób. Całą inicjatywę przeprowadzki zorganizował niezawodny przedsiębiorca Tom Nook, który jest w zasadzie motorem napędowym produkcji i pozwala graczom cieszyć się wydarzeniami w odpowiednim czasie – szop nie tylko pożycza nam pieniądze na całe przedsięwzięcie, ale jednocześnie systematycznie prezentuje graczowi nowe atrakcje, dzięki którym trudno odejść na dłużej od Animal Crossing.

Produkcja Nintendo jest tak naprawdę „grą w życie” - ten zwrot padł w moim domu podczas rozgrywki i w sumie najlepiej opisuje założenia tytułu. Animal Crossing: New Horizons z jednej strony nie męczy wszystkimi paskami, ale z drugiej staje się bardzo uzależniającym doświadczeniem, ponieważ twórcy oparli produkcję o 24-godzinny system dnia i nocy, który zgadza się z naszą rzeczywistością. To nie jest nic nadzwyczajnego dla naszej branży oraz samej serii, ale twórcy rzucają małe zachęty, które sprawiły, że musiałem przebudować cały swój plan dnia, by zawsze znaleźć czas na przynajmniej półgodzinną sesję na wyspie. Gra nie jest kolejnym klonem Stardew Valley, ale bardzo zgrabnie pozwala opiekować się swoimi terenem – na początku zbieramy zaledwie krzaczki, szukamy nowych okazów robaków, łowimy ryby, by po kilku godzinach móc już podróżować na inne wyspy w poszukiwaniu nowych, niedostępnych na naszym terenie surowców. Produkcja skupia się w zasadzie na zbieraniu, wypełnianiu kolejnych zadań, szukaniu nowych recept na nowe przedmioty do stworzenia, ale wszystko zostało ubrane w niezwykle satysfakcjonujące doświadczenie. Pisząc te słowa w zasadzie trudno mi określić, gdzie znajduje się cała magia Animal Crossing, ale jestem jedną z osób, która przez ostatnie dwa tygodnie w dosłownie każdej wolnej chwili wpadała na swoją wyspę, by zająć się kolejnym zbieraniem. To wszystko jest świetnie napędzającą się maszyną, a deweloperzy zgrabnie rozbudowują nie tylko nasze doświadczenie, ale przede wszystkim pozwalają obserwować, jak z małej i stosunkowo pustej wysepki rodzi się coś naprawdę wyjątkowego. Nie jestem typem, który spędza godziny na tworzenie postaci nawet w najciekawszych RPG-ach, ale w Animal Crossing: New Horizons z uporem maniaka zajmuje się dekorowaniem domku i chętnie nawet oporządzam swój ogródek.

Animal Crossing: New Horizons – recenzja gry. Perfekcyjna produkcja na trudne czasy

Animal Crossing: New Horizons – tutaj wszystko ma swoje miejsce

Jak już wcześniej wspomniałem, Animal Crossing: New Horizons trafiło do mnie po trzech wymagających produkcjach i totalnie zaburzyło mój plan dnia. Mimo to chętnie ułożyłem harmonogram doby, by z samego rana zbierać surowce, później je sprzedawać, przed rozpoczęciem pracy wskoczyć na jedną losowo wygenerowaną wyspę, by znowu poszukać materiałów, później odbyć kilka rozmów z napotkanymi bohaterami niezależnymi i w ostateczności powtarzać te rzeczy wieczorem – już po pracy. Pora dnia ma tutaj ogromne znaczenie, bo przykładowo w nocy można spotkać nowy rodzaj motyla. Jestem też przekonany, że właśnie tym miejscu gra nas jeszcze bardzo pozytywnie zaskoczy, ponieważ twórcy nie zapomnieli o zmianach pór roku, które również przynoszą nowe okazy i zmieniają wydarzenia na wyspach, a dodatkowo możemy liczyć na dziesiątki różnych sytuacji wpływających na nasze doświadczenie. Tutaj jednak wszystko ma swój czas, sprawy rozgrywają się spokojnie i mozolnie, więc trudno też było mi przy konsoli rozsiąść się podczas ośmiogodzinnej sesji, ponieważ dość prędko okazało się, że wykonałem swoje zadania i muszę przykładowo zaczekać na odnowienie surowców lub wybudowanie zleconej inwestycji. Tak, w Animal Crossing: New Horizons nawet budowa ma swój harmonogram, więc nie ma mowy o przyspieszonej rozbudowie naszych włości – twórcy na każdym kroku podkreślają, że ich propozycja to spokojna, relaksująca przyjemność w tym zagonionym świecie. Ma to swoje plusy i ma minusy, bo choć tytuł świetnie sprawdza się w krótkich sesjach, to już na pewno nie jest najlepszym wyborem jako pierwsza i jedyna produkcja.

Deweloperzy niezwykle zgrabnie potrafią zachęcić do zabawy, ponieważ nie tylko musimy oddawać pieniądze wspomnianemu szopowi-biznesmenowi, ale w produkcji pojawia się także nowa waluta nazwana „Mile”. Zespół odpowiedzialny za projekt najwidoczniej odrobił zadanie domowe, ponieważ mile to prawdziwa marchewka rzucona przed oczami wygłodniałego królika – Animal Crossing: New Horizons posiada system osiągnięć, który zachęca do ciągłego wykonywania podobnych czynności. To on nakręca do biegania za rybami, tworzenia przedmiotów lub zbierania kolejnych roślinek, a za osiągnięcie odpowiednich progów otrzymujemy wynagrodzenie, które śmiało inwestuje się w przedmioty. Animal Crossing: New Horizons jest w zasadzie samonapędzającą się maszyną, deweloperzy zapewnili zaskakująco przyjemny grind, ubrali go w kolorowy świat, a poprzez tę skuteczną mechanikę sprawiają, że chcemy więcej, więcej i więcej. Na początku pomyślałem, że nie będę biegał i specjalnie wypełniał wyznaczonych celów, ale po chwili złapałem się na tym, że zaczynałem dzień od przeglądnięcia wyzwań i realizacji poszczególnych zadań. Nie jest to wymagane, nikt do niczego nie zmusza, ale... Jest to zaskakująco przyjemne. Szkoda jedynie, że deweloperzy nie zdecydowali się na pewne uproszczenia, bo choć na początku to nie jest problemem, to jednak od pewnego momentu brakuje chociażby opcji tworzenia kilku przedmiotów jednocześnie – nie zdecydowano się na przyspieszenie zabawy, a oglądanie dziesiąty raz tej samej animacji jest po prostu męczące.

Ciekawym patentem w grze jest również smartfon, który Tom Nook wręcza nam już na samym początku przygody – to przy jego wykorzystaniu mamy stały dostęp do recept, sprawdzimy ile potrzeba rzeczy, by wykonać dany przedmiot, ale także możemy przeglądać wspomniane wyzwania lub mamy opcję tworzenia selfie, ukształtowania terenu, przeglądania spotkanych wcześniej okazów i kreowania wzorów. Szczególnie przypadła mi do gustu ta ostatnia opcja, ponieważ Nintendo nie męczy nas mikrotransakcjami i nie zachęca do kupowania nowych koszulek. Tutaj od początku mamy dostęp do prostego kreatora, który umożliwia tworzenie prostych wzorów – te mogą przykładowo zdobić nasze mieszkanko lub wylądują na koszulce. Banalnie proste? Nie inaczej, ale obawiam się, że system nie może pojawić się w wielu produkcjach, bo daje zbyt dużą swobodę. Nie mogę jednak wyłącznie wychwalać Nintendo za tak pro-konsumenckie decyzje, ponieważ twórcy zablokowali możliwość tworzenia drugiej wyspy na jednej konsoli lub łatwego przenoszenia zapisów pomiędzy konsolami. W prostych słowach – jeśli macie w domu drugiego gracza (dzieciaka?), który chciałby stworzyć własną wyspę, musicie zaopatrzyć się w drugą konsolę i drugą grę.

Tytuł ma też pewien problem z odpowiednim rozkręceniem się. Początek jest odrobinę przydługawy, ale na szczęście, gdy już ruszymy z kopyta, zainwestujemy w domek, będziemy zapraszać na swoją wyspę kolejnych mieszkańców i dzielić się kolejnymi okazami, wszystko nabiera odpowiedniego tempa. Animal Crossing: New Horizons sprawdza się także w jeszcze jednej sytuacji – gra to niezwykłe kooperacyjne doświadczenie. Jak często spotykacie się ze znajomymi na komunikatorach głosowych, by po prostu pogadać o życiu? Teraz możemy nie tylko się usłyszeć, a usiąść na ławce, zobaczyć postać znajomego, a może nawet wyruszyć na wspólne zbieranie krzaczków? W czasach globalnego chaosu, w którym właśnie się znajdujemy, gra Nintendo jest ciekawą opcją na integrację.

Animal Crossing: New Horizons – recenzja gry. Perfekcyjna produkcja na trudne czasy

Animal Crossing: New Horizons – gra w życie

Animal Crossing: New Horizons okazało się dla mnie błogim relaksem po wyczerpującym i przeładowanym emocjami dniu, ale zdaję sobie sprawę, że to bardzo specyficzna produkcja, która narzuca swoje zasady. Chcesz się do nich dostosować? Będziesz bawić się świetnie, ale jeśli liczysz, że spędzisz na wyspie 15 godzin dziennie i za każdym razem będziesz chciał więcej i więcej, to możesz poczuć spore rozczarowanie. Twórcy zapewniają atrakcje, które są umiejętnie dawkowane i pozostawiane do odkrycia. Do tytułu najlepiej podchodzić kilka razy dziennie w odpowiednich sesjach – ale czy każdy może sobie na to pozwolić? Ja musiałem przebudować plan dnia, a produkcja okazała się dla mnie idealną odskocznią pomiędzy innymi czynnościami. Nie jest to jednak tytuł, przy którym chcę spędzać kolejne nocki, bo... Pora dnia temu nie sprzyja. Nintendo proponuje graczom idealne doświadczenie na dzisiejsze czasy, ale gdybym musiał na dwa tygodnie zamknąć się w jednym pokoju, to wiem, że potrzebowałbym dobrej odskoczni od tego cukierkowego świata przeładowanego zbieraniem wszystkiego. Czy w tej sytuacji warto sięgnąć po najnowszy Animal Crossing? Zdecydowanie tak, ale musicie podejść do tytułu na zasadach deweloperów.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Animal Crossing: New Horizons

Atuty

  • Relaksująca przyjemność przeładowana wyzwaniami,
  • Zbieranie bardzo szybko uzależnia,
  • Przemyślany system personalizacji,
  • Ogromne możliwości rozbudowany wyspy i swojego mieszkania,
  • Możliwość odwiedzania innych wysp poprawia doświadczenie,
  • System wyzwań sprawia, że chcesz więcej, szybciej, mocniej, lepiej.

Wady

  • Niektóre systemy są przestarzałe,
  • Skąd ja wezmę pieniądze na drugiego Switcha?

Animal Crossing: New Horizons to doświadczenie inne niż wszystkie. Twórcy stawiają na zbieranie, wypełnianie celów i odkrywanie światów. Dobra odskocznia od tych wszystkich przerażających nagłówków, którymi w ostatnich dniach jesteśmy karmieni.
Graliśmy na: NS

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper