Earth Defense Force 5 - recenzja gry. Brzydkie, drętwe, ale wciągające

Earth Defense Force 5 - recenzja gry. Brzydkie, drętwe, ale wciągające

Paweł Musiolik | 20.12.2018, 19:18

Earth Defense Force 5 udowadnia, że gry nie muszą mieć wielkich budżetów, wspaniałej grafiki i rozbudowanej historii by bawić graczy. Gra jest brzydka, drewniana, ale nie żałuję żadnej z 60 godzin z nią spędzonych.

Earth Defense Force 5 jest faktycznie siódmą odsłoną serii, która rozpoczęła życie jako część składanki z PlayStation - Simple 2000. Od tego czasu stopniowo rosła jej siła i znaczenie, zbierając coraz to większe grono fanów specyficznego podejścia do przedstawiania rozgrywki. W serii fabuła jest, ale generalnie większego znaczenia po prostu nie ma. W piątce, Ziemia jest raz jeszcze atakowana przez gigantyczne robale oraz Obce formy życia. My, jako członek elitarnego oddziału Earth Defense Force (choć zaczynamy jako początkujący ochroniarz) ścieramy się więc z mrówkami, osami, żabami, pająkami, latającymi dronami aż po ogromne roboty inspirowane Wojną Światów i stereotypowo przedstawionych kosmitów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabuła? A po co...

To nie tak, że fabuły w EDF5 nie ma w ogóle. Ciężko jest jednak traktować ją poważnie, skoro ona sama siebie traktuje jako gigantyczny pastisz popkulturowego spojrzenia na inwazję obcych form życia. Earth Defense Force jest growym odpowiednikiem, samoświadomych filmów klasy Z. I to jest ogromna zaleta tej gry. Całość została podzielona na 110 misji w których mamy krótkie wprowadzenia i po nich możemy totalnie zapomnieć to, co nam przed chwilą powiedziano. Liczy się cel - rozwalić wszystkie robale/kosmitów w danej misji. Tylko i aż tyle. Gra się rozkręca powoli i nie śpieszy się z podnoszeniem poziomu trudności, dając nam początkowo wybór między trzema z nich, a po ukończeniu całej gry dostajemy dodatkowe dwa, do których bez wypasionego sprzętu nie ma co podchodzić.

Earth Defense Force 5 recenzja PS4 #1

Misje wykonujemy z reguły razem z towarzyszącymi nam grupami jednostek kierowanych przez SI. Te sprawdzają się jako mięso armatnie odciągające od nas wrogów, aczkolwiek, starają się symulować zachowania żywego gracza, a i my możemy o nich dbać, podnosząc walające się wszędzie apteczki.

Te znowuż wypadają, razem ze specjalnymi pakietami broni i zbroi z pokonanych wrogów. Im trudniejszy przeciwnik, tym więcej fantów, a im wyższy poziom trudności, tym lepsze rzeczy lecą. Skrzynki ze zbroją mają wpływ na poziom naszego zdrowia, a broń, którą zdobywamy, możemy potem wykorzystać w trakcie misji. To, co dostajemy jest losowe, a duble danego oręża podnoszą jego poziom, a co za tym idzie - statystyki. I tu od razu zaznaczam, że przy normalnym przechodzeniu gry, nie trzeba bawić się w farmę ekwipunku, bo to, co dostajemy na bieżąco przez praktycznie całą grę jest wystarczające.

Earth Defense Force 5 recenzja PS4 #2

I Herkules dupa, gdy wrogów kupa

Misje mimo jednego celu starają się nam jakoś różnicować środowisko po którym biegamy. A to prowadzimy rozwałkę w mieście, a to latamy po jaskiniach. Wspólny mianownik jest jeden - setki potworów jednocześnie. Atakują nas chmary wrogów, a ich eksterminacja sprawia ogromną frajdę. Niezależnie, czy gramy samemu, czy w kooperacji dla czterech osób maksymalnie. Osobom nieznającym serii warto tu zaznaczyć, że w EDF5 mamy cztery klasy, które wzajemnie się uzupełniają swoimi umiejętnościami. Mamy typowy czołg z wysoką wytrzymałością, polecanego początkującym Rangera, a do tego wsparcie oraz klasę, którą możemy latać po planszy. Kooperacyjnie czuć chemię i spasowanie między klasami, samemu - ekwipunkiem jesteśmy w stanie zniwelować niedobory danej klasy.

Ścieramy się nawet z bossami, choć w większości polega to na schemacie "wal aż padnie", poza jednym, chlubnym wyjątkiem - w jednej misji wskakujemy za stery ogromnego robota i klepiemy po gębie przerośniętego gada. Całość z kilometra wali nawiązaniem do pojedynków Ultra Mana z kaiju.

Earth Defense Force 5 recenzja PS4 #3

Kampowe podejście do całości wychodzi grze na dobre, bo i sami do niej nie podchodzimy zbyt poważnie. Ukończenie wszystkich 110 misji zajęło mi prawie 60 godzin. Ale żadnego dnia, nawet przez sekundę nie czułem zmęczenia grą i ciągle chciało mi się grać. Zdawałem sobie sprawę, że każda misja wygląda tak samo, że animacje postaci są drętwe, a grafika przypomina erę zabiedzonego, wczesnego PlayStation 3. Ale i tak mi to nie przeszkadzało.

Gra dla kogo?

By cieszyć się w pełni Earth Defense Force 5, musimy podejść do produkcji Sandlotu z odpowiednim dystansem. Nie porównywać jej z zachodnimi produkcjami i nie liczyć na fabularną przygodę życia. Nie będę usprawiedliwiał tego, że nawet na PS4 Pro przy większej rozpierdusze gra spada w płynnością do paru klatek. Nie powiem też, że animacje są dobre, gdy nie są. Ale to aspekty, na które przestaje się zwracać uwagę. Niszowość tej serii działa na jej korzyść. Kupując grę, prawdopodobnie dobrze wiemy, z czym będziemy mieli do czynienia.

Earth Defense Force 5 recenzja PS4 #4

Zaryzykuję stwierdzenie, że piątka to najlepsza jak na razie odsłona Earth Defense Force, nawet mimo faktu, że zbyt wielu zmian (seria i tak ich nie potrzebuje) tutaj nie znajdziemy. Ot, po prostu jest więcej wszystkiego - przeciwników, misji, broni. Samemu gra się świetnie, ale jeśli szukacie głupkowatej gry pod kooperację - lepiej nie mogliście trafić.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Earth Defense Force 5

Atuty

  • Mimo prostoty rozgrywki - wciąga jak diabli
  • Wypchana zawartością
  • Pełna pastiszu i podchodząca do siebie z dystansem

Wady

  • Gra jest brzydka
  • Spadki animacji do jednocyfrowych wartości nawet na PS4 Pro

Brzydka, drewniana i niesamowicie prosta. Rozgrywka w Earth Defense Force 5 potrafi mimo tego wciągnąć na kilkadziesiąt godzin i sprawić, że rozwalanie gigantycznych mrówek i żab będzie naszym ulubionym zajęciem.
Graliśmy na: PS4

Paweł Musiolik Strona autora
cropper