V-Rally 4 - recenzja gry. Seria wraca na rynek po 16 latach

V-Rally 4 - recenzja gry. Seria wraca na rynek po 16 latach

Roger Żochowski | 29.09.2018, 08:00

Po 16 latach czekania fani V-Rally w końcu mogą zagrać w najnowszą odsłonę serii. Ostatnio jednak na rynku rajdówek zrobiło się bardzo ciasno, więc aby zainteresować klienta nie wystarczy już tylko i wyłącznie szanowana marka.

Za tytuł odpowiada studio Kylotonn znane z serii WRC, więc z jednej strony dobrze, że za grę zabrała się ekipa mająca w tym temacie doświadczenie, z drugiej wydawane dość regularnie kolejne odsłony WRC tej ekipy nigdy nie wyszły przed szereg ustępując miejsca takich tytułom jak Dirt czy Sebastien Loeb Rally Evo. I z V-Rally jest podobnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Twórcy gry czerpią garściami z innych produkcji, ale w tej pogoni za standardami rynku zatracili gdzieś własną tożsamość. V-Rally 4 mota się między grą arcade'ową a symulacją wrzucając zbyt wiele podpatrzonych u konkurencji elementów do jednego wora. Tak jest choćby z trybem kariery, który choć początkowo sprawia wrażenie bardzo rozbudowanego, po kilku godzinach gry zaczyna trochę męczyć swoją powtarzalnością. Zabawę zaczynamy standardowo od kupna auta. Po krótkim tutorialu trafiamy na mapę świata, gdzie zaznaczone są dostępne obecnie wyścigi i eventy w różnych zakątkach naszego globu oraz oferty pracy od specjalistów.

Poza zarabianiem pieniędzy i inwestowaniem w nowe fury musimy też pamiętać o kompletowaniu sztabu mechaników i inżynierów dbających o rozwój technologiczny, tańsze części i szybsze naprawy, oraz agentów, którzy będą pozyskiwać dla nas lepsze kontrakty reklamowe, sponsorów czy znajdą lepiej płatne eventy na mapie świata. Oczywiście nikt nie będzie pracował za waciki - co tydzień musimy wypłacać pensje naszym podopiecznym, a im więcej mordeczek do wykarmienia i im wyższy ich level, tym mocniej szczypie nas po portfelu. Niestety choć element ekonomii nadaje grze nieco smaczku, zatrudnianie nowych osób nie wpływa jakoś znacząco na naszą sytuację i samą grę. Nie czuć tu progresu, satysfakcji i efektów posiadania coraz lepszego sztabu. A nawet jeśli przesadzimy z finansami i będziemy "na minusie", nie czeka nas gameover czy choćby utrata kupionych fur.

Trochę lepiej wypada na tym tle ulepszanie aut. Możemy zwiększać statystyki dostępnych pojazdów inwestując w części usprawniające silnik, hamulce, chłodnicę, elektronikę czy opony, ale aby odblokować ulepszenia wpierw musimy danym autem wyjeździć odpowiednią liczbę kilometrów przekładających się na dni eventowe. Szybkość odblokowywania kolejnych modernizacji zależy też od zaawansowania naszego zespołu choć w mniejszym stopniu. Innymi słowy - autorzy postawili na mocny grind, który z czasem zmienia się w monotonne powtarzanie tych samych tras, aby zdobyć trochę grosza na nowe auto czy ulepszenia. Nawet biorąc pod uwagę urozmaicenia w postaci wyzwań sponsorów oferujących dodatkową kasę za osiągnięcie konkretnych celów (przejechanie odpowiedniej liczby kilometrów daną marką aut, wykonanie skoków na określony dystans etc.), w pewnym momencie zaczynamy odczuwać znużenie.

Rajdowy plac zabaw

Co trzeba jednak pochwalić to zróżnicowanie dostępnych imprez na mapie. Choć głównym daniem pozostają klasyczne rajdy, to gra oferuje też takie warianty zabawy jak V-Rally Cross (ścigamy się z rywalami na zamkniętych torach), Buggy (offroadowe szaleństwo na modłę Motorstorma), wspinaczkę na szczyt lub odwróconą wersję zjazdu z niego (pakujemy dupsko do kilkuset-konnych potworów i zasuwamy ile fabryka dała walcząc z czasem), oraz Extreme-Khana, czyli wariację na temat gymkhany znanej z Dirta (driftowanie, pokonywanie przeszkód i akcje kaskaderskie na swoistym "placu zabaw"). Początkowo eventy są pojedyncze ale im dalej w las tym stają się bardziej rozbudowane, trwają więcej dni, łącza się w kilkuetapowe imprezy. A naszym głównym celem jest wygranie mistrzostw (dostęp do nich odblokujemy wygrywając mniejsze eventy) w każdej ze wspomnianych kategorii. W grze dostępnych jest ponad 50 licencjonowanych pojazdów (można je przetestować przed zakupem tudzież sprawdzić kartę pojazdu z różnymi informacjami) od takich marek jak Cirtoen, Lancia, Mitsubishi, Porsche, BMW, Honda, Ford, Mazda, Audi, Skoda, Opel, Volkswagen, Suzuki czy Renault (boli choćby brak Subaru). Auta podzielone są na klasy szybkościowe i kategorie więc rajdówką nie pojeździmy w wyścigach buggy, furami  z rally crossa nie wystartujemy w zawodach wspinaczkowych itd. Aby ukończyć grę musimy więc na bieżąco kupować coraz lepsze fury w każdej z pięciu kategorii. Dużo grindu oj dużo. Fajnym smaczkiem jest możliwość zmiany tablicy rejestracyjnej a nawet pomalowania auta we własne barwy w prostym w obsłudze ale całkiem rozbudowanym edytorze.

Szkoda jednak, że poziom trudności został źle wyważony i może to jest jednym z powodów owego znużenia. Zazwyczaj wygląda to tak, że albo mamy już odpowiednio dopakowane auto i wygrywamy z palcem w nosie, albo robimy co możemy a kończymy w ogonie stawki. Rzadko kiedy zdarzało się, że walczyłem o punkty plasując się w połowie stawki albo gdzieś zaraz poza podium, a nawet gdy się tak zdarzyło, zarobione pieniądze nie były warte poświęconego czasu, bo pomiędzy etapami rajdu trzeba płacić przecież za naprawy uszkodzeń w autach jak w innych grach rajdowych. Tym samym lepiej jest wybierać w kółko eventy z niższym poziomem trudności i krótszymi trasami niż podejmować się większych wyzwań, bo w tym pierwszym przypadku mamy zagwarantowaną niezłą kasę i oszczędzamy czas. Zwłaszcza, że możemy też przestawić suwak odpowiedzialny z poziom SI naszych rywali, a im trudniej tym więcej pieniędzy zarabiamy. Ustawiając wskaźnik na maksa w zawodach niższej rangi można bez problemu zarobić niezłą mamonę. Złe wyważenie poziomu trudności widoczne jest również na trasach. Jadąc mniej więcej takim samym tempem niektóre odcinki trasy kończymy z 10 sekundową przewagą, by w kolejnym mieć nagle 10 sekund straty. Zauważyłem, że gra żyłuje czasy w miejscach, gdzie mamy bardzo ciasne szykany (np. uliczki w miastach) a tu bardzo łatwo o błąd, bo nie brakuje kamieni, pancernych płotów, wystających aut i innych przeszkód zatrzymujących nasze auto. Z drugiej strony na otwartych terenach gdzie jest dużo prostych i hopek, których pokonywanie nie jest tak wymagające, tytuł daje nam fory a my w łatwy sposób możemy zdobyć nawet kilkunastosekundową przewagę. Dodajmy, że nie ma tu popularnego w niektórych grach cofania czasu - każdy odcinek możemy przed właściwym rajdem przetestować, a gdy pójdzie coś nie tak zacząć od nowa, ale błędów na trasie ot tak nie naprawimy. Irytujące są też trochę kary - czasami gdy wylecimy z trasy nic się nie dzieje, czasami dostaniemy 3, a czasami 10 sekund upomnienia. Najbardziej bolesne jest wjeżdżanie w ludzi i nurkowanie w wodzie, ale odniosłem wrażenie, że element ten jest niedopracowany i niekonsekwentny.

Przez te pola i łąki

Pomijając nierówny poziom trudności - trasy to chyba najlepszy element nowego V-Rally. Brak licencji WRC sprawił, że deweloper mógł zaszaleć w temacie dostępnych miejscówek i są to chyba pierwsze rajdy na tej generacji konsol, w których co chwila podziwiałem otoczenie ciesząc się malowniczymi widokami. W klasycznych rajdach odwiedzimy choćby takie miejscówki jak Japonia, Kenia, Malezja, Syberia czy USA. Trasy w KKW przebiegają przez kolorowe pola, wioski, miasteczka, przejazdy kolejowe z zasuwającymi w tle shinkansenami, nie brakuje świątyń, przejazdu przez bambusowy las, czy liści podrywanych z ziemi gdy przebijamy się przez ubrane w jesienne barwy klonowe drzewa. W USA wpadamy na monumentalne kaniony o zachodzie słońca, przejeżdżając przez jaskinie, podziwiając galopujące konie, paralotniarzy czy ogromne drzewa w parku narodowym Sekwoi. Jest też błotnista malezyjska dżungla z ogromnymi kałużami, wyprawa na sawannę do Kenii czy zimowa Syberia i popylanie pomiędzy składami kolejowymi. Na nie mniej spektakularne widoki natkniemy się w Rumunii czy w Chinach w trybie wspinaczkowym. Zwłaszcza trasa w Azji inspirowana parkiem położonym w Tianmen Mountain z obowiązkową kolejką górską robi niesamowite wrażenie w trakcie jazdy ciasnymi wijącymi się nad przepaściami serpentynami. A przecież w innych trybach zwiedzamy też tak egzotyczne miejscówki jak Boliwia, lotnisko w Kanadzie czy Niger. Łącznie wybieramy się do ponad 15 lokacji, choć na przykład w klasycznych rajdach trafimy tylko do sześciu państw, bo niektóre miejscówki są dostępne tylko w danej kategorii (choćby trasa w Anglii jest tylko w Rally Crossie). Gorzej, że w rajdach mamy zaledwie po 4 odcinki w każdym kraju. V-Rally 4 stoi więc nie liczbą tras a zróżnicowaniem. Odcinki zaprojektowano naprawdę z głową - nie brakuje krótkich oesów na 3-4 tysiące kilometrów, ale i takich na 12, gdzie trzeba się trochę spocić by je zaliczyć.

Gra w ruchu wygląda więc naprawdę dobrze, choć gdy przyjrzymy się wszystkiemu z bliska możemy zobaczyć jak sprytnie zatuszowano niedociągnięcia silnika. Odpowiednia kolorystyka, filtry, zmienne warunki atmosferyczne oraz efekty świetlne i cząsteczkowe robią niesamowitą robotę, co pozwala nieco przymknąć oko na poszarpane krawędzie, pop-in obiektów, słabsze tekstury w tle czy sporadyczne zwolnienia animacji. Modele aut prezentują się przyzwoicie, tarcze hamulcowe rozgrzewają się do czerwoności, kurz i błoto fajnie osadzają się na karoserii, a dźwięk pracy sprzęgła czy mokrego śniegu ugniatanego przez opony może się podobać. Model zniszczeń tak wizualny jak i mechaniczny jest obecny i nic ponadto - auto na trasie może nabawić się różnych awarii (co sygnalizują odpowiednie kontrolki), ale nie liczcie na totalną destrukcję. Odpadnie lustro, zacznie latać klapa, zbije się lampa, pogniecie karoseria, ale koła nigdy nie urwałem. Przednia szyba również zdaje się być pancerna, bo nawet przy solidnych dzwonach nie widać choćby pajączka. 

Miota nim jak szatan

Z modelem jazdy mam pewien problem. Nie jest on tak wymagający jak choćby w Dircie, czuć że postawiono tutaj bardziej na arcade, ale jednocześnie jest on dość ciężki w opanowaniu nawet gdy włączymy wszystkie asysty. Nigdy nie czujemy, że mamy pełną kontrolę nad pojazdem, czasami ciężko znaleźć optymalną linię przejazdu gdy autem miota jak szatan. Na śniegu i asfalcie pojazdy zachowują się wyraźnie lepiej niż na szutrze, gdzie czasami ciężko przewidzieć ich zachowanie. Driftowanie jest satysfakcjonujące, ręczny nieco przesadzony (często magicznie ratuje nas z opresji), a zmiany nawierzchni (błoto, kałuże, lód), choć odczuwalne, to jednak są dość arcade’owe zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę kontrolowane poślizgi. Z drugiej strony tytuł niczym w symulacjach pozwala bawić się półautomatyczną skrzynią biegów. Fajnie, że każdym pojazdem steruje się nieco inaczej, a ulepszenia i zmiany ustawień (kilka predefiniowanych pod asfalt, szuter itp. w tym opcja samodzielnej zabawy ustawieniem hamulców, osi czy skrzyni biegów) wpływają odczuwalnie na sterowanie. Boli jednak to, że pojazdy, które mają bardzo niskie wyważenie są zabójcze w prowadzeniu i ciężko utrzymać je na trasie, gdy przy każdej nierówności terenu, wyjazdu poza drogę dostają wścieklizny. Przy czym jest to chyba pierwsza gra rajdowa na rynku, w którą ciut lepiej grało mi się na padzie niż kierownicy (słabo dopracowany Force Feedback). Auta są wprawdzie bardzo czułe na ruch analoga, ale można to nieco stonować przesuwając odpowiednie suwaki w opcjach sterowania. Poczucie prędkości jest naprawdę odczuwalne i mimo wspomnianych wad jeździ się przyjemnie. Gdy tylko jesteśmy w stanie pogodzić się z irytacją, jaka czasami nas dopada gdy auto zachowuje się dziwnie. 

W opcjach znajdziemy też możliwość dostosowania do własnych preferencji poszczególnych kamer (choćby odległość od deski rozdzielczej czy ukrycie kierowcy). Mamy pięć ujęć - dwie zza auta, ze zderzaka, z maski oraz z kokpitu. Ten ostatni choć klimatyczny (woda i błoto osadzające się na szybie), ze względu na specyficzny model jazdy jest trochę sztuką dla sztuki i wolałem zdecydowanie kamerę z maski tudzież zza auta. Dochodzi do tego możliwość dostosowania pracy pilota (choć gra jest zlokalizowana to brakuje polskiego głosu w aucie). W karierę wpisany jest też tryb multiplayer, gdzie rywalizujemy z graczami z całego świata w eventach o określonych ramach czasowych a zarobione w ten sposób pieniądze trafiają na nasze konto w głównym trybie zabawy. Są też sieciowe rankingi, możliwość tworzenia własnych pokoi i dołączania do innych graczy (niestety na serwerach tłoku nie ma) a nawet klasyczny splitscreen dla osób wciąż kultywujących kanapowy multiplayer.

V-Rally 4 to bardzo nierówny tytuł, do którego mimo frustracji lubię wracać. Grze brakuje trochę własnej tożsamości, choć pójście w arcade było dobrym pomysłem, bo na rynku symulacji konkurencja jest duża. Jeśli tak jak ja łykacie każdą rajdówkę jaka wychodzi na rynek, V-Rally 4 jak najbardziej warto sprawdzić. Choćby ze względu na świetnie zaprojektowane trasy i zróżnicowane warianty zabawy. Przeciętnego Janusza monotonia w trybie kariery, specyficzny model jazdy i źle wyważony poziom trudności mogą do gry szybko zniechęcić.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry V-Rally 4

Atuty

  • Świetnie zaprojektowane trasy
  • Malownicze krajobrazy
  • Kilka różnych kategorii wyścigów
  • Przyzwoita liczba aut
  • Poczucie pędu

Wady

  • Monotonna kariera
  • Zatrudnianie sztabu nie wnosi wiele do zabawy
  • Niedokochany model jazdy
  • Źle wyważony poziom trudności

Fajnie, że marka V-Rally wróciła, ale do najlepszych rajdówek na rynku trochę zabrakło.
Graliśmy na: PS4

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper