Recenzja: Dead Rising 4: Frank's Big Package (PS4)

Recenzja: Dead Rising 4: Frank's Big Package (PS4)

Paweł Musiolik | 13.12.2017, 15:27

Dead Rising 4 po debiucie rok temu na Xboksie One zostało wręcz zrównane z ziemią. Capcom Vancouver zebrało po uszach od fanów za odejście od formuły serii i zrobienie w ich opinii z marki zwyczajowego średniego open worlda z zombiakami. Czy krytyka była słuszna? Czy wersja na PS4, zawierająca wszystkie dodatki i poprawki, jest w jakimś stopniu lepsza?

Dead Rising 4 krytykowano przede wszystkim za porzucenie tego, co czyniło serię Dead Rising unikatowym tytułem. Limit czasowy połączony był z ogromnymi możliwościami interakcji, jakie oferowały wcześniejsze produkcje. Dead Rising było grą, w której musieliśmy przede wszystkim planować, myśleć i zapamiętywać, by za jednym zamachem zrobić jak najwięcej. Troska o ratowanych przez nas ludzi mogła irytować, ale... podnosiła poprzeczkę i wymagała zaangażowania.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dead Rising 4: Frank's Big Package #1

Rezygnacja z limitu czasowego w Dead Rising 4 nie jest więc największym problemem gry. Z mojej perspektywy to zmiana pożądana, bo wcześniejsze odsłony, mimo że w teorii dawały nam sporo czasu, to jednak wymagały przynajmniej dwukrotnego zagrania w kampanię, by się odpowiednio do wszystkiego przygotować. A archaizmy, nawet w remasterach, po prostu bolały. To, co psuje najbardziej Dead Rising 4, to... ogólne spłycenie całej rozgrywki. Nawet z wszystkimi poprawkami, aktualizacjami i dodatkową zawartością Dead Rising 4: Frank's Big Package to zwyczajowa gra oferujące otwarte lokacje z setkami zombie na horyzoncie. "Czwórce" znacznie bliżej gatunku musou niż powrotowi ku korzeniom serii, jak to Capcom Vancouver opowiadało przed wydaniem gry na Xboksie One. Zamiast planowania i uczenia się lokacji na pamięć, po prostu składamy sobie broń i zabijamy kolejne setki, jeśli nie tysiące trupów jednocześnie. Jeśli kogoś uratujemy, to ocalały po prostu z automatu zostaje odhaczony jako uratowany i biegnie sobie do schronu. I nawet nie musi dobiegnąć żywy - gra i tak uważa, że go uratowaliśmy.

Zarzuty leciały także w kierunku świrów, z którymi możemy walczyć. W poprzednich odsłonach pełnili rolę minibossów, okropnie wymagających przeciwników wyróżniających się spośród całej fali zombie. Każdy miał swoje indywidualne cechy, walczył inaczej i przedstawiał sobą jakieś tło do wydarzeń. Tutaj zostali oni sprowadzeni do troszkę silniejszych przeciwników, których czasami możemy zabić przejeżdżając autem (albo nawet nie musimy ich dotykać, bo sami znikają, a misja zostaje zaliczona). Tak, mimo roku poprawek i aktualizacji, produkcja nadal jest zabugowana, czasami w niesamowicie absurdalny sposób. Niech za przykład posłuży nawiedzające mnie przez dwie godziny gry wołanie ocalonej dawno temu kobiety. Na szczęście tytuł pozbawiony jest większych spadków animacji (przynajmniej na PS4 Pro) i działa w tych 30 klatkach, nawet gdy na ekranie oglądamy setki truposzy.

Dead Rising 4: Frank's Big Package #2

Czy to oznacza, że czas poświęcony na ukończenie Dead Rising 4 uznaję za zmarnowany? Niekoniecznie. Ale przez te kilka godzin całość przypominała bezrozumną zabawę z bieganiem, rozjeżdżaniem zombiaków, okresowym szukaniem znajdziek, jeśli akurat coś się nawinęło, i wykonywaniem od dzwonu misji. Tak jak pierwsze odsłony Dead Rising ukazywały pewnego rodzaju ślepy konsumpcjonizm podczas Czarnego Piątku, tak Dead Rising 4 staje się autoparodią siebie, kierując spłyconą rozgrywkę ku mało wymagającym graczom. Ogromne ograniczenie interaktywności gry czy zamknięcie wielu lokacji, by gracz przypadkiem nie poczuł się za swobodnie, po prostu tej serii nie przystoi.

Sprawę w teorii mają ratować pozostałe dodatki, które Capcom dorzuciło do Dead Rising 4: Frank's Big Package. Najsensowniejszy wydaje się tryb kooperacji, w którym wraca limit czasowy i rozgrywka opiera się na przetrwaniu kolejnych dni. Ciężko mi jednak zrozumieć logikę, która podyktowała zamknięcie  klasycznej formy gry w osobnym trybie. Podobnie jest zresztą z Capcom Heroes, które wydawało się być czymś ciekawym. Ot, zamiast zbierania i tworzenia przedmiotów, możemy zakładać kolejne stroje ikonicznych postaci Capcomu, zyskując na określony czas umiejętności specjalne. Jest Mega Man, Dante, Ryu, Amaterasu czy Mr. Bison. Gra wtedy staje się bardziej arcade'owa, ale... poza strojami i lekką zmianą rozgrywki dostajemy znowu tę samą kampanię dla jednego gracza, więc by w ogóle zacząć czerpać garściami, musimy przebrnąć przez prolog i początkowe sprawy, żeby zyskać dostęp do całego miasteczka.

Dead Rising 4: Frank's Big Package #3

Zawartość paczki zamyka tryb minigolfa oraz dodatkowa minikampania fabularna Frank Rising, która dzieje się po wydarzeniach z Dead Rising 4. Frank występuje wtedy w formie nowego ja, zyskując inne niż normalnie zdolności. Mamy więc parę godzin grania dodatkowo (jeśli będziemy chcieli zrobić 100%), ale sam dodatek nie jest jakoś przesadnie wartościowy.

Ostatecznie, jako paczka, Dead Rising 4: Frank's Big Package sprawdza się dobrze. Wypchana zawartością, jest w stanie zaoferować łącznie dziesiątki godzin zabawy. Problem zaczyna się, gdy zaczniemy patrzeć na jakość tego, co zaoferowała ekipa Capcom Vancouver. Bo to wszystko jest po prostu nijakie. Ni to bawi, ni to wkurza. Gra, którą skończymy i za tydzień zapomnimy, że w ogóle w nią graliśmy.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Kod do recenzji dostarczył polski dystrybutor gry - Cenega.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dead Rising 4

Atuty

  • Polska wersja
  • Sporo zawartości na płycie
  • Bawi, jeśli nie oczekujemy po grze niczego konkretnego

Wady

  • Uproszczenia względem poprzednich gier
  • Błędy techniczne
  • Drętwe sterowanie i detekcja kolizji
  • Ogólna nijakość gry

Dead Rising 4: Frank's Big Package sprawdza się jako zbiorowe wydanie Dead Rising 4, oferując mnóstwo zawartości. Szkoda tylko, że gdy popatrzymy na to, co oferuje gra, zobaczymy uproszczoną do granic możliwości produkcję, która nie potrafi wzbudzić jakichkolwiek emocji.
Graliśmy na: PS4

Paweł Musiolik Strona autora
cropper