Recenzja: Planet of the Apes: Last Frontier (PS4)

Recenzja: Planet of the Apes: Last Frontier (PS4)

Laughter | 24.11.2017, 17:18

Planet of the Apes: Last Frontier debiutuje na rynku i próbuje wbić się w gatunek zdominowany w ostatnim czasie przez narracyjne gry Telltale Games. Inicjatywa PlayLink mocno promuje trend interaktywnych filmów, a my sprawdzamy, czy znajdzie się dla nich miejsce obok tradycyjnych gier?

Zacznijmy od tego, że Planet of the Apes: Last Frontier nie jest grą. W przeciwieństwie do studia Telltale Games, twórcy nie zamierzają udawać i stawiają sprawę jasno – ich produkcja to interaktywny film animowany, gdzie wyłącznie podejmujemy wybory. Znowu jednak dostajemy iluzję kształtowania historii. Przed napisaniem tekstu ukończyłem tytuł dwukrotnie, aby sprawdzić inne opcje dialogowe. Okazało się, że większość z nich to pic na wodę, a tych mających wpływ na fabułę jest niewiele. Zdecydujecie, aby nie otwierać bramy obcym? Postać obok krzyknie, że tak nie wolno i otworzy ją za Was. Takich scen w grze jest więcej i kolejne przejścia ukazują, jak bardzo oszukiwani jesteśmy. Oczywiście ostatecznie mamy wpływ na finał opowieści i możemy doprowadzić do czterech odmiennych zakończeń.

Dalsza część tekstu pod wideo

Planet of the Apes: Last Frontier #1

Planet of the Apes: Last Frontier osadzono między Ewolucją planety małp, a Wojną o planetę małp. Nie liczcie jednak na jakieś większe odniesienia do filmowej trylogii. Po prostu zostajemy wrzuceni do tego samego świata i w określone ramy czasowe, gdzie małpy są już na pewnym etapie ewolucji i zaczynają powoli zakładać własne społeczności. Narracja przebiega dwutorowo. Śledzimy losy plemienia, które zostało przypadkowe oddzielone od grupy Cezara, i ludzkiej osady zmagającej się ze śmiercią lidera. Obie grupy stają przed widmem nadciągającej zimy i próbują usilnie przetrwać pomimo brakującego pożywienia. Chęć wykarmienia rodziny, lekkomyślność i nieposłuszeństwo doprowadzają do przypadkowego zdarzenia, które uruchamia cały łańcuch niefortunnych sytuacji. Oba gatunki coraz bardziej wchodzą sobie w drogę, a spokojna koegzystencja wydaje się być niemożliwa.

Fabularnie jest ciekawie i twórcom udało się przenieść spokojny charakter narracji, którą fani pokochali w filmowej trylogii Matta Reevesa. Nie zabraknie oczywiście scen akcji, ale to jednak wewnętrzne konflikty, relacje bohaterów i przedkładanie własnego dobra na rzecz większej grupy wychodzą na pierwszy plan. Skłamałbym twierdząc, że mamy do czynienia z wyżynami scenopisarstwa, ale przedstawiona opowieść jest naprawdę miło podana. Pod względem klimatu i atmosfery udało się przenieść ducha filmowej serii. Ma to swoje negatywne odbicie w tym, że tytuł skierowany jest głównie do fanów, którym nadal mało tego świata i czują niedosyt. Osoby nieznające serii mogą narzekać na nudę.

Planet of the Apes: Last Frontier #2

Nie uniknięto jednak klisz i pewnego recyklingu osobowości. Widać to szczególnie po stronie małp, gdzie z miejsca rozpoznacie kopie filmowych bohaterów. Tola to szympans, który w przeszłości doświadczył okrucieństwa ludzi. Tak jak Koba, przesiąknięty jest żądzą zemsty i zaślepiony nienawiścią, co odbija się negatywnie na jego otoczeniu i najbliższych. Clarence to z kolei bardzo inteligentny i spokojny orangutan będący kalką Maurice'a. Pod tym względem twórcy nie wysilili się i zagrali bezpiecznie, oferując nowe, ale bardzo znajome postacie. Panuje przez to pewna odtwórczość, a sama opowieść nie potrafi zaskoczyć. Tytuł jest bardzo podobny do filmów, ale jednocześnie odstaje nieco poziomem skrojonej historii.

Interaktywny film został bardzo pięknie wykonany. Graficznie jest po prostu cudnie i sfera audiowizualna robi bardzo pozytywne wrażenie, szczególnie gdy kamera zbliża się na twarze bohaterów. Ładna i realistyczna mimika dopełnia dzieła. Podobnie jak malownicze krajobrazy okraszone śliczną grą świateł i nałożonymi filtrami obrazu. Czasem zdarzyło się jednak, że w tle zauważyłem dziwnie migoczącą postać. Irytowało też sekundowe doczytywanie tekstur i delikatne zacinki przy przejściach między niektórymi scenami. W oczy rzucają się również wyraźniej słabiej wykonane cienie. To jednak kosmetyka i ogólne wykonanie stoi na bardzo wysokim poziomie. Po zapoznaniu się z Planetą Małp zapragniecie, aby każda filmowa gra narracyjna oferowała taki poziom detali i kunsztu graficznego.

Planet of the Apes: Last Frontier #3

Na koniec zostawiłem kwestię PlayLinka. Wystarczy pobrać aplikację, aby móc sterować grą za pomocą naszego smartfona lub tabletu i zaprosić do zabawy trzech dodatkowych graczy. Niestety implementacja ogranicza się wyłącznie do głosowania w trakcie wyborów i nie jest zbyt angażującą zabawą. Można byłoby to wykonać lepiej. Oczami wyobraźni widzę, jak inni gracze podczas dialogów otrzymują możliwość wyboru kwestii poszczególnych rozmówców. Nadałoby to większej interakcji między użytkownikami i spotęgowało dynamikę dyskusji. Pod tym względem oczekiwałem czegoś więcej, ale niestety – nic z tego. Może innym razem.

Planet of the Apes: Last Frontier to po prostu kolejny film i trwający trzy godziny powrót do postapokaliptycznego świata. Odtwórczy charakter opowieści sprawia, że fani otrzymają znajomą atmosferę i klimat, ale nie mogą liczyć na większą czy bardziej zaskakującą przygodę. Dostajemy więcej tego samego, choć w nieco gorszym wydaniu. W zamian otrzymujemy wybór pomiędzy kilkoma zakończeniami. Ostatecznie jednak podobało mi się to doświadczenie i nie miałbym nic przeciwko, aby obok zwykłych gier powstawało więcej tego typu produkcji uzupełniających w przyjemny sposób filmowe serie.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Planet of the Apes: Last Frontier

Atuty

  • Atmosfera i klimat
  • Świetna oprawa audiowizualna
  • Narracja

Wady

  • Większość wyborów nie ma na nic wpływu
  • Przycięcia i doczytywanie tekstur między scenami
  • Jednowymiarowość bohaterów

Pięknie wyglądający interaktywny film, który spodoba się głównie fanom filmowej trylogii. W swojej kategorii całkiem dobry i przyjemny, choć nieco odtwórczy seans na trzy godziny oglądania – i nic ponadto.

Laughter Strona autora
cropper