Recenzja: Marvel vs. Capcom: Infinite (PS4)

Recenzja: Marvel vs. Capcom: Infinite (PS4)

Laughter | 23.09.2017, 17:35

Powraca jedyna seria gier, gdzie ekipa z Resident Evil może okładać się z Hulkiem i Spider-Manem. Marvel vs. Capcom: Infinite debiutuje na rynku, a my sprawdzamy, czy kolejna bijatyka z tego roku jest w stanie dotrzymać tempa licznej konkurencji.

Marvel vs. Capcom: Infinite to w moim przypadku istna huśtawka emocjonalna. Już od czasu zapowiedzi aż do dzisiaj wzbudza we mnie ambiwalentne odczucia. Przyznam się, że jestem ogromnym fanem serii i poprzedniczki, która jest moją ulubioną bijatyką ostatnich lat… nawet pomimo niezaprzeczalnych bolączek trapiących tamten tytuł. Swego czasu bardzo ubolewałem nad faktem, że los kontynuacji został przekreślony przez wygaśnięcie licencji. Na szczęście Capcom dogadało się ponownie z wydawnictwem Marvel i przy zapowiedzi najnowszej odsłony odczuwałem autentyczną euforię. Potem przyszła pora na pierwsze materiały, liczne wycieki na temat gry i coraz bardziej niepokojące informacje dotyczące systemu walki. Na końcu otrzymaliśmy tragiczną wersję demonstracyjną. Ta ostatnia to najgorsze, co mogło spotkać tę bijatykę, bo robi koszmarne pierwsze wrażenie i może zniechęcić ludzi do, jak się okazuje, naprawdę przyjemnej gry – chociaż jest tutaj mnóstwo miejsca do narzekania i sporo elementów może rozczarować.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nowa bijatyka Capcomu stara się uniknąć problemów, na jakie cierpiało swego czasu Street Fighter V. Od początku mamy więc dostęp do trybu fabularnego utrzymanego w stylu gier Netherrealm i jest to na dobrą sprawę film trwający około 2-3 godziny, przeplatany kolejnymi pojedynkami z ikonicznymi bohaterami Marvela oraz postaciami Capcomu. Jak nietrudno się domyślić, opowiada on o konflikcie, w wyniku którego doszło do połączenia dwóch odmiennych światów. Ultron i Sigma znajdują wspólny język i łączą siły, aby wyeliminować wszelkie oznaki życia biologicznego, zastępując mieszkańców obu wszechświatów mechanicznymi istotami, a nasi bohaterowie próbują powstrzymać widmo kataklizmu poprzez zebranie legendarnych Kamieni Nieskończoności. Nie ma co się rozpisywać – tryb fabularny jest po prostu tragiczny, głupi i kiczowaty. Historia pełna jest źle napisanych dialogów oraz wydarzeń niewzbudzających żadnego zaskoczenia czy emocji. Crossovery, a w szczególności tak wielkie, mają ten problem, że nie potrafią stworzyć sensownego tła fabularnego. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak trudno uargumentować wystąpienie tak wielu różnorodnych bohaterów z całkowicie odmiennych środowisk. W Marvel vs. Capcom: Infinite dochodzi do tego tragiczne wykonanie gry. Poznając fabułę z Injustice 2, byłem pod ogromnym wrażeniem niesamowitej wręcz mimiki twarzy bohaterów. Tekken 7 zachwycał z kolei renderami i świetnie wyreżyserowanymi pojedynkami. Marvel straszy zaś brakiem jakiegokolwiek stylu, słabo wykonaną mimiką i ogólnymi animacjami rodem z ery wczesnego PS3.

Sama gra sprawia wrażenie budżetowego recyklingu. Zatrważająca większość z puli trzydziestu zawodników to kalki przeniesione żywcem z poprzedniczki. Capcom poszło na łatwiznę i skopiowało modele postaci oraz ich animacje z Ultimate Marvel vs. Capcom 3. Jednocześnie cała gra zmieniła styl artystyczny i odeszła od komiksowej kreski na rzecz bardziej realistycznego wyglądu. Oznacza to, że zawodnicy wyglądają po prostu dziwnie w nowym środowisku. Oczywiście przeszli lekki lifting – poprawiono delikatnie geometrię modeli i zmieniono oteksturowanie, a także dodano po kilka nowych animacji. Dalej jednak gołym okiem widać ich pochodzenie. Tragicznie wyglądają też efekty specjalne. Kanciaste smugi pozostawiane przez Ryu czy rozmazane płomienie przy wyprowadzaniu ataków jako Dante lub Ghost Rider są okropne.

Nie mogę też powiedzieć dobrego słowa o planszach. Studio postanowiło mocno stonować kolory, wszystko jest więc szarobure i mniej ciekawe. Brakuje tutaj tej krzykliwości i widowiskowości. Lokacje miały być efektem połączenia dwóch światów. Mamy niby środowisko Monster Huntera wymieszane z Wakandą Czarnej Pantery, ale nadal uważam, że brakuje tutaj szaleństwa i wyobraźni. Całość stwarza wrażenie zmarnowanego potencjału. Muzyka to w głównej mierze remiksy znanych utworów, z czego niektóre są lepsze, inne gorsze. Mimo wszystko wpadają one w ucho. Szkoda, że motywy postaci nie zmieniają się po śmierci naszego zawodnika, ale to już totalny szczegół nierzutujący za bardzo na odbiór gry.

Narzekałem sporo, ale pora przejść do elementu, który się sprawdza. Marvel vs. Capcom: Infinite to nadal bardzo przyjemna bijatyka. Szalenie szybka i efektowna, gdzie licznik combo potrafi przekroczyć z łatwością liczbę stu ciosów. W przypadku trzonu zabawy studio wykazało się większą chęcią eksperymentowania. Przede wszystkim ograniczono liczbę podstawowych ataków do dwóch rodzajów uderzeń i kopnięć. Oznacza to, że każdy z ciosów specjalnych ma teraz tylko dwie wariacje zamiast trzech. Co więcej, zmniejszono liczbę zawodników w drużynie do dwóch i zrezygnowano z systemu asyst na rzecz szybkiej podmiany postaci. Jeśli graliście w Street Fighter x Tekken, to będziecie mieli ogólny obraz, jak to działa – podczas wykonywania ataków możemy w każdej chwili wcisnąć jeden przycisk i zmienić walczącego bohatera. Sprawdza się to świetnie w przedłużaniu combosów i pozwala na zaplanowanie technicznych pułapek. Wprowadzono również opcję auto-combo dla początkujących. Pozwala ona na łatwe wykonywanie serii ciosów, ale nie daje optymalnych obrażeń i można ją wyłączyć w ustawieniach sterowania.

Kolejnym nadrzędnym elementem systemu walki są kontrowersyjne Kamienie Nieskończoności. Wybieramy jeden spośród sześciu i każdy z nich daje dwie funkcje. Skok Nieskończoności to podstawowy atak kamienia - dzielą się one na krótkie teleporty, chwyty, ataki wysysające energię lub uderzenia odpychające. Burza Nieskończoności aktywuje się dopiero po napełnieniu specjalnego paska i jest bardziej okazjonalną funkcją kamieni. Pozwala ona ożywić poległego towarzysza, zamknąć przeciwnika w niewielkim obszarze lub nadać naszym atakom efekty żywiołów - wszystko zależy od tego, na co się zdecydujemy przed walką.

Wszystko to przekłada się na niezwykle intuicyjny, ale jednocześnie techniczny system walki, pozwalający na ogromne eksperymentowanie. Oczywiście nie jest to najlepiej zbalansowana bijatyka i widać od razu, że niektóre postacie sprawdzają się zdecydowanie lepiej w walce, a zaawansowany gracz nie pozwoli nawet ruszyć się amatorowi. Taki jednak urok serii, która od zawsze opierała się na jak najlepszej optymalizacji długich wiązanek ataków. Walki sprawiają jednak ogromną frajdę, a system jest na tyle skomplikowany by trzymać przy sobie bardziej doświadczonych graczy. Pod tym względem Capcom nadal udowadnia, że wie, jak się robi porządne bijatyki. Najważniejsza rzecz w tej grze nie zawodzi i to się ceni. Dobrze sprawdza się również kod sieciowy. Na blisko sto walk trafiło się dosłownie kilka, gdzie dokuczały mi lagi. W trybach rankingowych nie musiałem długo czekać na przeciwników i szybko dobierało mi graczy. Zdarzały się momenty, gdzie czas ten się wydłużał, ale podczas kolejki zawsze można bawić się w trybie arcade. Rozczarował mnie za to dobór postaci, lecz firma zamierza rozwijać ten tytuł przez całe lata, sukcesywnie dodając kolejnych wojowników. Trudno wybaczyć brak ikonicznych X-Menów, ale znów sytuacja z nimi jest nieco bardziej skomplikowana.

Ostatecznie Marvel vs. Capcom: Infinite jako bijatyka sprawdza się dobrze. Słabo wypada jednak cała otoczka wokół gry – brzydkie wykonanie, słaba jakość trybu fabularnego i ogólny recykling materiałów połączony z brakiem jakiegokolwiek stylu artystycznego. Niedzielni gracze też nie będą tutaj mieli czego szukać. Po zaliczeniu trybu opowieści mogą jedynie walczyć w trybach sieciowych albo zaliczyć wszystkimi postaciami klasyczną drabinkę arcade. Potem pozostaje tylko trening i tryb wyzwań dla każdego bohatera.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Marvel vs. Capcom: Infinite

Atuty

  • Efekciarski system walki
  • Dobry kod sieciowy
  • Przystępna i wciągająca rozgrywka

Wady

  • Budżetowe wykonanie
  • Rozczarowująca pula zawodników
  • Tryb fabularny
  • Nieciekawe areny

Marvel vs. Capcom: Infinite potrafi sprawiać masę frajdy, ale pod licznymi względami jest rozczarowujące. To nadal dobra gra, która ma wielki potencjał na przeistoczenie się w coś dużo lepszego. Wszystko zależy od przyszłego wsparcia i rozwoju gry.

Laughter Strona autora
cropper