Recenzja: Crash Bandicoot N. Sane Trilogy (PS4)

Recenzja: Crash Bandicoot N. Sane Trilogy (PS4)

Paweł Musiolik | 05.07.2017, 17:16

Crash Bandicoot N. Sane Trilogy jest dokładnie tym, czym chciałem, żeby było. Jest to zbiorcze wydanie trzech kultowych gier z PlayStation, którym nie grzebano w bebechach ani nie zmieniano poziomu trudności, a które tylko odświeżono graficznie do dzisiejszych standardów. I mimo mechanik z lat 90., Crash bawi tak samo, jak bawił mnie 20 lat temu.

Tak, nostalgia to przepotężne oręże w sprawnych rękach. Deweloperzy i wydawcy już jakiś czas temu zauważyli, że najbardziej lubimy to, co bardzo dobrze znamy. Sony od początku tej generacji postanowiło uderzać w nostalgiczne tony, ale dopiero ostatnie kilka miesięcy przynosi nam efekty w postaci gier. Niezbyt udane Parappa, później dużo lepsze LocoRoco, wyśmienite WipEout, a teraz prawdziwy klasyk w potrójnym wydaniu, który powstał dzięki umiejętności negocjacyjnej Sony i współpracy z Activision Crash Bandicoot N. Sane Trilogy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Oczywiście nostalgia jest w stanie sprawić, że grze wybaczymy bardzo dużo – ale nie uratuje ona spartaczonej roboty. Na szczęście, Vicarious Visions, które miało konkretne doświadczenie z Crashem (studio odpowiada za wyjątkowo dobre gry z GBA), pokazało, że dokładnie rozumie, czym jest Crash dla posiadaczy konsol PlayStation. Deweloper podszedł do każdej z trzech gier z należytym respektem i ograniczył się praktycznie do odświeżenia grafiki, by ta odpowiadała dzisiejszym standardom. Trochę dołożono od siebie, ale te zmiany kompletnie nie wpływają na podstawy rozgrywki w Crashu. A te są niezmienione – w każdej z trzech gier mamy do przejścia ponad dwadzieścia lokacji, co zajmuje w najgorszym wypadku mniej więcej kilka minut na jedną. Poza podstawowym celem (ukończyć planszę w pierwszym Crashu, zebrać kryształ w Crashu 2 i Warped), gra zachęca nas do rozwalenia każdej skrzyni, za co zostajemy nagrodzeni białym (lub kolorowym) klejnotem. I można sobie zignorować dodatkowe cele, ale gra robi, co tylko może, by tak się nie stało i byśmy wycisnęli z niej ostatnie soki. Od siebie deweloper dołożył Próbę czasową w odsłonach Crash Bandicoot oraz Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back, które na PlayStation tego nie miały. Dodatkowo z "jedynki" wyrzucono idiotyczny system zapisu postępu przez kody i zamiast tego mamy normalną opcję zapisywania gry wraz z automatem, który robi to za nas. I co ciekawe, Vicarious Visions postanowiło lekko ułatwić zabawę przez dodanie... podpowiedzi na planszach z sekretem. Jeśli więc w danej miejscówce będziemy mogli zdobyć niebieski klejnot, podczas wczytywania gra nam zasugeruje, co powinniśmy zrobić. Jest to na tyle subtelne, że nie traktuję tego w ogóle jako ogłupiania gry pod dzisiejszego gracza, który ma problem, gdy gigantyczna strzałka nie pokaże mu, gdzie ma iść.

Starzy wyjadacze ucieszą się na wieść, że rozgrywkę przeniesiono praktycznie bez strat w mechanice. Drobne problemy sprawia czasami detekcja kolizji, przez którą Crash/Coco są w stanie ześlizgiwać się z krawędzi. Czy psuje to rozgrywkę? Nie. Po prostu starsi gracze muszą porzucić przyzwyczajenia i nauczyć się tych gier na nowo. Początkowo więc może wydawać się, że gry są znacznie trudniejsze, ale tak nie jest.

Okej, ale przecież Crashem nie zainteresują się tylko gracze mający ponad 20 lat i pamiętający czasy pierwszego PlayStation. Crash Bandicoot N. Sane Trilogy to także idealna okazja, by młodsi gracze poznali tego klasyka. Zasadnym więc pytaniem jest to, czy Crash z tak starą mechaniką jest wygodny w obcowaniu tak jak dzisiejsze tytuły. Odpowiedź jest prosta – tak. Gra dobrze tłumaczy, co trzeba w danym momencie zrobić, ale nie podsuwa rozwiązań pod nos. Każde niepowodzenie zachęca nas do stawienia mu czoła i nawet jeśli kogoś sfrustruje, to i tak ostatecznie gracz weźmie się w garść i pokona trudności. Oczywiście najbardziej namęczymy się w pierwszym Crashu, bo nie ukrywajmy – ta odsłona jest najtrudniejsza. Pierwsza część jest także najdłuższa. Ukończenie jej bez sekretów zajmuje ponad 4 godziny, co jest wynikiem o około godzinę lepszym od reszty. Mimo braku większej różnorodności w tym, jak gramy (to dopiero zostało rozbudowane przez kontynuację i doszlifowano to w Warped), nawet przez chwilę nie poczujemy się znużeni. Chociaż całościowo pod względem pomysłów i designu lepiej wypada właśnie część trzecia, w której Naughty Dog miało już na tyle doświadczenia, że pozwoliło sobie na spore zabawy w tworzeniu plansz. Osobiście zeszło mi niecałe 9 godzin na ukończenie całej trylogii.

W przypadku technicznych kwestii deweloper nie zawiódł, dostarczając grę wyjątkowo ładną i kolorową. Crash Bandicoot w oryginale było trochę ciemniejszą i mroczniejszą grą, przez co nowsza wersja może na początku odrobinę razić swoją jasnością, ale zastosowanie współczesnych efektów graficznych pozwoliło na idealne oddane starych plansz w dzisiejszym standardzie graficznym. Również muzyka, mimo że nie została nagrana na nowo, a odtworzona za pomocą sampli, wypada dosyć dobrze. Niektóre utwory są ciut gorsze, lecz powiedzmy sobie szczerze – na to uwagę zwróci jedynie ktoś, kto Crasha zna jak własną kieszeń.

Crash Bandicoot N. Sane Trilogy w cenie, w jakiej jest sprzedawane, to prawdziwa okazja dla starszych graczy, by sentymentalnie przeżyć raz jeszcze czasy ze swojego dzieciństwa. Młodsi mogą sprawdzić na własnej skórze trzy kultowe gry, które przez 20 lat definiowały markę PlayStation. Jestem niezmiernie uradowany, że kolekcję dostaliśmy i nic konkretnego w niej nie zepsuto. Bo takich gier nam brakowało od dawna.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Źródło: własne

Atuty

  • Trzy wspaniałe gry odświeżone do dzisiejszych standardów
  • Niezmieniony poziom trudności
  • Atrakcyjna cena przy tej zawartości
  • Dodatkowa zawartość nie zepsuła odbioru całości

Wady

  • Czas wczytywania na początku
  • W niektórych przypadkach detekcja kolizji szwankuje

Crash Bandicoot N. Sane Trilogy jest niesamowicie udanym hołdem złożonym trzem kultowym tytułom, które zdefiniowały pierwsze PlayStation. Ekipa Vicarious Visions niczego nie popsuła, przez dostajemy to, na co liczyła większość fanów oryginalnych produkcji.

9,0
Paweł Musiolik Strona autora
cropper