Recenzja: Tekken 7 (PS4)

Recenzja: Tekken 7 (PS4)

Laughter | 05.06.2017, 10:29

Tekken 7 pojawia się na PlayStation 4 po ponad dwóch latach od debiutu na automatach arcade. Machina reklamowa działała prężnie od wielu miesięcy, ale czy faktycznie możemy mówić o tym, że mamy do czynienia z powrotem króla gatunku?

W przypadku Tekkena 7 twórcy nie silą się na rewolucję. Zamiast tego udowadniają, że seria jej nie potrzebuje i wciąż świetnie sobie radzi z dopieszczonym niemalże do perfekcji znanym trzonem rozgrywki… chociaż ten na przestrzeni ostatnich odsłon doczekał się znaczących modyfikacji wymuszających odmiennego podejścia do walki. Zapomnijcie o systemie Bound z Tekken 6 i Tekken Tag Tournament 2. Tym razem narzędziem do przedłużania kombosów jest Tail Spin. Sprawia on, że niektóre ataki posyłają przeciwnika daleko przed nas w taki sposób, że możemy dokończyć serię zaplanowanej wcześniej akcji. Początkowo trudno było mi przyzwyczaić się do nowej mechaniki i byłem karany za nawyki z poprzedniczek. Ostatecznie jednak udało mi się to opanować i stwierdzam, że tytuł dzięki temu jest zdecydowanie lepiej zbalansowany pod względem gry ofensywnej/defensywnej. Kolejną znaczącą na polu walki nowością jest system Power Crush - każda postać posiada cios o takiej wartości, że przeciwnik nie może go przerwać swoimi atakami. Otrzymujemy wtedy obrażenia, ale nasza animacja zostaje wykonana. Jest to pomocne w sytuacji, gdy nie potrafimy znaleźć luki w ofensywie wroga. Funkcja nie jest przesadzona dzięki temu, że można ją karać chwytami i, jak wspomniałem, nie daje pełnej niewrażliwości

Dalsza część tekstu pod wideo

Dochodzimy do całkowicie przemodelowanego systemu Rage. Ten w poprzednikach zwiększał nasze obrażenia i powodowało to sytuacje, w których niektóre juggle’e potrafiły błyskawicznie zabrać ogromną część paska energii. Było to bardzo niesprawiedliwe i nie do końca przemyślane. Teraz Rage daje nam dostęp do jednorazowego użycia jednego z dwóch ataków. Rage Arts to odpowiednik Ultra Combo z serii Street Fighter – prostą kombinacją odpalamy potężny atak zabierający ponad 30% paska życia. Oczywiście użycie go na oślep skończy się zmarnowaną okazją i wystawi nas na kontrę, a obronić się przed nim jest wyjątkowo łatwo. Mechanika bardzo pomaga jednak w walce z osobami, które za bardzo na nas nacierają i nie przykładają szczególnej uwagi do obrony. Drugim atakiem jest Rage Drive, czyli okazjonalny cios dla bardziej wprawionych graczy. Powoduje on, że możemy wykonać "żonglerkę" przeciwnikiem niemożliwą do wyprowadzenia w innym przypadku. To tyle z najbardziej znaczących zmian.

System walki jest niezwykle emocjonujący i dynamiczny. Wyjątkowo proste łączenie poszczególnych ciosów w dłuższe kombinacje to swoista wizytówka serii Tekken. Nie inaczej jest w tym przypadku, dzięki czemu każdy pojedynek wygląda efektownie i sprawia masę frajdy. Tekken bawi bardziej niż kiedykolwiek, bo w przypadku siódmej odsłony mamy do czynienia z prawdopodobnie najbardziej dopieszczoną rozgrywką w historii serii, a na pewno jest to ścisła czołówka, z którą może konkurować jedynie Tekken 5: Dark Resurrection. Duża w tym zasługa debiutantów. Tworząc postacie, twórcy chcieli sprawić, aby gra nimi była przyjemna i prosta dla zwykłych graczy, a jednocześnie wystarczająco skomplikowana dla wyjadaczy. Muszę stwierdzić, że ta sztuka im się udała. Wśród nowych zawodników nie znajdziecie tak irytująco przesadzonej postaci jak niegdyś Bob. Jednocześnie są one zarówno łatwe do opanowania w rękach nowicjuszy, jak i śmiercionośne, gdy kontrolują je zawodowcy. Warto też wspomnieć o Akumie – występujący gościnnie bohater serii Street Fighter czuje się świetnie w nowym środowisku. Granie nim bardzo przypomina macierzystą serię, z której pochodzi, i wymaga kompletnie odmiennego podejścia niż reszta postaci. Spodobało mi się to i udowodniło, że twórcy mocno przyłożyli się do tego zawodnika. Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to nie znalazłem ani jednego elementu, który by mnie irytował lub wydawał się zepsutym. Pod względem walki Tekken zasiada na tronie gatunku i nie ma sobie równych na PS4.

Niestety nie można tego powiedzieć o innych elementach. Twórcy porzucili autorską technologię i skorzystali z popularnego silnika Unreal 4. Gra wygląda poprawnie, ale na standardowym modelu PS4 działa w nieco niższej rozdzielczości niż 900p. Oznacza to, że gra straszy niższą rozdzielczością, co przekłada się na rozmazany obraz. Dodatkowo Bandai Namco postanowiło nałożyć ziarnisty filtr często stosowany w filmach, przez co dodatkowo non stop straszy nas ziarnistość obrazu. Widać to na pierwszy rzut oka, chociaż w ferworze walki nie ma większego znaczenia. Okupione jest to chęcią osiągnięcia stałej wartości 60 klatek na sekundę i faktycznie tak jest – gra nie zwalnia ani na sekundę. Trudno mi jednak odpędzić wrażenie, że twórcy nie do końca zoptymalizowali grę wizualnie i można byłoby z niej wyciągnąć znacznie więcej w sferze graficznej. Tytuł sprawdzałem również przez godzinę na PS4 Pro i tam obraz prezentuje się znacznie lepiej dzięki zauważalnie wyższej rozdzielczości Full HD. Odnośnie samej muzyki, to już kwestia totalnie subiektywna. Część utworów strasznie mi się spodobała, inne nie do końca przypadły do gustu z powodu nazbyt inwazyjnych rytmów elektronicznych. Cieszy obecność dodatku w postaci Jukebox - możecie dzięki niemu ustawić utwory z poprzednich części i wybrać, kiedy dokładnie mają się odtwarzać. Miła, przepełniona wielką dawką sentymentu funkcja.

Największą bolączką tytułu jest tryb sieciowy. Twórcy nie uniknęli problemów wieku dziecięcego. Tekken 7 na premierę ma zwalone dobieranie graczy. Mnóstwo osób cierpi na brak możliwości rozegrania nawet jednej walki w trybie rankingowym i sam do nich należę. Na szczęście z pomocą przychodzą znajomi i w prywatnym lobby gra działa świetnie, nie laguje i łączy natychmiastowo (no, czasem synchronizacja potrafi trwać nieco dłużej). Bardzo spodobał mi się również tryb sieciowych turniejów. W praktyce sprawdza się wyśmienicie, pozwalając toczyć jednocześnie kilka walk między graczami. Nie zmienia to jednak faktu, że gra wieloosobowa leży i wymaga natychmiastowych poprawek. Twórcy zapowiedzieli, że zmienią całkowicie system dobierania graczy – ale kiedy to nastąpi? Tego już nie wiemy.

Samotny gracz nie będzie miał też zbyt dużego wyboru wśród trybów gry. Twórcy zrezygnowali z klasycznych Team Battle i Survivala. Bardzo mnie to rozczarowało, bo uwielbiam wszelkie wariacje przetrwania w bijatykach, a i Team Battle było u mnie często odpalane na domowych spotkaniach. Wielka szkoda, że turnieje możemy rozegrać tylko sieciowo. Cóż, widać, że nawet twórcy Tekkena zdają się spychać lokalne granie na dalszy plan. Tryb arcade jest krótki i składa się z kilku walk, gdzie na końcu czeka nas starcie z jednym z dwóch bossów. Po jego przejściu nie odblokujemy zakończenia postaci. Te zostały zepchnięte do trybu story i... składają się zaledwie z jednej walki dla danego zawodnika, po czym dostajemy wybitnie słabą animację, trwającą przeważnie kilkanaście sekund. Jeśli byliście fanami renderowanych zakończeń swoich ulubionych postaci i podobały Wam się ich wątki poboczne, to Tekken 7 rozczaruje Was na całej linii. Historia skupia się wyłącznie na rodzinie Mishima, a dokładniej konflikcie między Kazuyą a Heihachim. Cała reszta została zepchnięta na bok jak nigdy dotąd.

Historia gry przedstawiona jest w formie długiego filmu, co przywodzi na myśl twórczość studia NetherRealm i ich ostatnie bijatyki w postaci Injustice oraz Mortal Kombat. Niestety sama fabuła jest nierówna. Przyznam się, że kilka scen było świetnych, ale ostateczna konkluzja historii i sam jej poziom pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście Tekken nigdy nie stał opowieścią, ale jednak pod tym względem można było stworzyć coś znacznie lepszego. Narracja podzielona została na dwie perspektywy narracyjne - postaci dziennikarza, który stracił wszystko w wyniki konfliktu między Mishima Zaibatsu a Organizacją G, oraz Heihachiego i Kazuy'i. Nie rozumiem zamysłu nowego bohatera - wydawał mi się totalnie zbędny i niepotrzebnie spowalniał tempo poznawania historii. Potencjał tkwiący w przeszłości rodu Mishima i postaci Kazumi również nie został wykorzystany i te wątki potwornie mnie rozczarowały. Poza trybem fabularnym pozostają na dobrą sprawę tylko tryby Practice, Versus i Treasure Battle, gdzie poprzez toczenie kolejnych pojedynków zdobywa się skrzynki z elementami ubrań do trybu personalizacji i wbija rangi postaci. Czyli absolutna podstawa, która surowością może zniechęcić gracza niedzielnego, chociażby z powodu braku przejrzystego samouczka.

Tekken 7 jest świetną bijatyką i to prawdopodobnie najlepszy przedstawiciel gatunku na konsolach. Całość jest niesamowicie satysfakcjonująca i wciągająca - jednego dnia zdarzyło mi się spędzić z konsolą bite 12 godzin bez dłuższych przerw w graniu i wiem, że wynik ten niejednokrotnie powtórzę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem coś takiego podczas zabawy, ale najnowsza odsłona serii działa na mnie iście jak narkotyk. Niestety całość cierpi na poważne problemy wieku dziecięcego. Nie rozumiem, dlaczego po tak długim czasie przygotowywania portu i przełożeniu pierwotnej premiery o blisko pół roku, tytuł posiada tak rażące błędy z dobieraniem graczy. Jeśli nie macie znajomych z grą, to istnieje wielkie ryzyko, że z innymi osobami po prostu nie zagracie. Łatka jest tutaj natychmiastowo potrzebna. Mimo wszystko król wraca na tron - nie obyło się bez potknięć w postaci pewnych braków, ale fundament gry to dla wielu fanów spełnienie najskrytszych marzeń i klasa sama w sobie.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Tekken 7.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tekken 7

Atuty

  • Satysfakcjonująca i emocjonująca rozgrywka
  • Świetny system walki
  • Pula zawodników i nowi debiutanci
  • Jukebox

Wady

  • Rozdzielczość na standardowym modelu PS4
  • Poważne problemy z sieciowym dobieraniem graczy
  • Nierówny tryb fabularny
  • Brak trybów Survival i Team Battle

Po wielu latach król wraca na tron - nie obyło się bez błędów, ale pod względem wzbudzanych emocji i satysfakcjonującej rozgrywki Tekken 7 obecnie nie ma sobie równych.

Laughter Strona autora
cropper