Recenzja: Danger Zone (PS4)

Recenzja: Danger Zone (PS4)

Paweł Musiolik | 01.06.2017, 14:55

Danger Zone nazywane jest przez samych deweloperów duchowym spadkobiercą Burnouta, chociaż tu trzeba doprecyzować, bo dokładniej chodzi tu o jeden z popularniejszych trybów w tej serii, czyli Crash. Zasady były w nim proste – nasz pojazd musi zrobić jak największy karambol w wyznaczonej sekcji. W oparciu o tę myśl stworzono Danger Zone.

Three Fields Entertainment powstało z inicjatywy założycieli studia Criterion, które wymyśliło i stworzyło kultowego Burnouta. Ich pierwsza gra – Dangerous Golf – inspirowana była burnoutowym trybem Crash,  ale daleko było jej do udanej produkcji. Po krótkiej przerwie na VR-owy projekt, deweloper powrócił do pomysłu na rozwalanie wszystkiego, co się da. Tym razem jednak w ręce oddano nam testowy samochód i pozwolono robić karambole w centrum crashtestowym. Mamy więc mały powrót znanego z Burnouta trybu Crash. Dlaczego mały powrót?

Dalsza część tekstu pod wideo

Ponieważ Danger Zone ma niski budżet, co widać i z czym w ogóle deweloper się nie kryje. Dostaliśmy tylko jedną lokalizację akcji – testowy tunel, w którym przedstawiane są nam różne scenariusze. Zaliczenie wszystkich to mniej więcej 2-3 godziny (z kilkukrotnym powtarzaniem każdego), ale nie to jest problemem. Danger Zone jest grą opierającą się po prostu na kręceniu coraz to lepszych wyników i rywalizowaniu z innymi. Krótki czas potrzebny na "ukończenie" całości nie powinien więc nikogo dziwić. Męczy jednak monotonia, która wkrada się już po godzinie. Non stop mamy ten sam samochód, non stop uderzamy w te same pojazdy, non stop oglądamy jedną i tę samą lokację. To jest właśnie problem wywołany niskim budżetem – brak różnorodności, który jest w stanie zmęczyć każdego.

Na szczęście Danger Zone broni się rozgrywką (choć błędów gra się nie ustrzegła). Po zaliczeniu szybkiego samouczka, w którym wyjaśniane są i tak proste zasady gry, czekają na nas trzy główne próby, w których wrzucono po osiem scenariuszy tworzenia karambolu. Początkowe są wyjątkowo proste – jedno skrzyżowanie, kilka nadjeżdżających samochodów, nasz pojazd i cel "zrobić jak największą demolkę". Uderzanie w innych to jedno, ale stworzenie odpowiednio długiej reakcji łańcuchowej to coś trudniejszego. By tego dokonać, oddano nam opcję smashbreaker, którą aktywujemy po określonej liczbie samochodów wprowadzonych w karambol. Gdy z tego korzystamy, naszym samochodem wstrząsa potężna eksplozja, zwiększając mnożnik punktów i jednocześnie pozwalając nam na sterowanie wrakiem przez krótki czas. Na planszy porozrzucano także dodatkowe żetony z darmowym smashbreakerem, więc umiejętne kierowanie samochodową skorupą jest wskazane, zwłaszcza gdy chcemy wykręcić jak najlepszy wynik. Przeszkadza w tym jednak fizyka, która czasami zachowuje się bardzo dziwnie i przykleja samochód do drogi, mimo że w teorii powinien po uderzeniu lecieć kilka metrów dalej.

Jak już wspomniałem – im dalej w las, tym bardziej wymyślne scenariusze nam przygotowano. A to wielopoziomowe skrzyżowanie, a to mamy wjazd na autostradę czy kilka przecinających się dróg. By wykręcić jak najlepszy wynik, musimy kilkukrotnie powtórzyć daną planszę i nauczyć się najbardziej optymalnej trasy destrukcji. To oczywiście wymusza częste wczytywanie całości na nowo. Na szczęście trwa to raptem parę sekund, więc tragedii na tym polu nie ma.

Szkoda, że gra ma tak niski budżet. Ostatecznie dostajemy jeden tryb gry i oszczędną grafikę bez robiących wrażenie efektów graficznych. Do tego ta jedna monotonna lokacja wszystkich misji i brak muzyki, co przy niezbyt imponujących efektach dźwiękowych (eksplozjom brakuje mocy!) przygnębia jeszcze bardziej. Jednak jeśli przymkniemy oko na te niedoróbki, to Danger Zone jawić będzie się jako dosyć przyjemna odskocznia od większych tytułów. Gra, którą odpalimy na 30 minut, porozwalamy się trochę, a potem, ciężko wzdychając, zastanowimy się, dlaczego nikt nie zrobił nowego Burnouta...

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Danger Zone

Atuty

  • Dobrze zrobiony tryb Crash
  • Szybkie czasy wczytywania
  • Prosta, ale wciągająca

Wady

  • Tylko jedna lokacja
  • Czasami fizyka dostaje świra
  • Słabe efekty dźwiękowe

Danger Zone dobrze realizuje znany od wielu lat pomysł. Niestety, niski budżet produkcji woła do nas od samego początku. Jedna tylko lokacja szybko nuży i nie zachęca do spędzania z grą długich godzin.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper