Recenzja: FATED: The Silent Oath (PS4)

Recenzja: FATED: The Silent Oath (PS4)

Jaszczomb | 28.03.2017, 20:12

FATED: The Silent Oath stara się opowiedzieć poruszającą baśniową historię niczym ta z Brothers: A Tale of Two Sons. Różnice? Wikingowie i wirtualna rzeczywistość! No, powiedzmy.

FATED: The Silent Oath próbuje przedstawić historię o miłości i stracie, której założenia fabularne nasuwają na myśl perełkę ubiegłej generacji – rewelacyjne Brohers: A Tale of Two Sons. Teoretycznie różnice ograniczają się do perspektywy pierwszej osoby w wirtualnej rzeczywistości i tym, że mamy do czynienia z rodziną wikingów. W praktyce jednak to porównanie jest krzywdzące dla opowieści o braciach, bo FATED: The Silent Oath zawodzi praktycznie w każdym aspekcie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wcielamy się w nieżyjącego wikinga, który otrzymuje szansę powrotu do świata żywych w zamian za swój głos. Mitologię nordycką znam raczej pobieżnie, ale wątpię, by motyw utraty zdolności mowy był jakkolwiek ważny z tego punktu widzenia. Twórcy chcieli raczej oddać nam milczącego bohatera, żebyśmy się z nim bardziej utożsamili, lecz zamiast tego zachodziłem w głowę, jaki interes mogliby mieć bogowie w zabraniu bohaterowi głosu. Jeszcze żeby to miało jakieś przełożenie na fabułę – a gdzie tam! Szybko jednak zrozumiałem, że brak pomysłów i bezsensowne rozwiązania są w FATED: The Silent Oath motywem przewodnim.

Jesteśmy więc niemym wikingiem, który wraca do wioski, by wyjechać z rodziną w dłuższą podróż, ale po drodze lodowy olbrzym zabija jednego z naszych towarzyszy. Chociaż od razu uciekliśmy z miejsca zdarzenia, jakimś cudem mamy jego ciało i urządzamy pogrzeb, poprzysięgając zemstę... zupełnie przypadkiem będąc w jakichś magicznych lochach, bo akurat tam się zatrzymano w trakcie tej ucieczce. I tak nasi bohaterowie idą, idą, idą... aż po drodze ginie jeszcze ktoś i opowieść się kończy. Być może zdradzam tu za dużo, ale gra składa się z jakichś czterech lokacji i całość wygląda jak odcinek czegoś większego... czy nawet pół odcinka. Łącznie około godziny grania (byłoby jeszcze szybciej, gdyby nie ślimacze tempo ruchów bohatera), po której zastanawiamy się, czego właśnie byliśmy świadkami.

Fabularnego bezsensu nie ratują przynudzający aktorzy głosowi, mocno średnia oprawa graficzna ani „wyzwania logiczne”. Cudzysłów stąd, że naciśnięcie kilku run i przejście po oznaczonych płytkach w odpowiedniej kolejności ciężko tak nazwać – a niczego innego tu nie uświadczymy! Przygotujcie się na męcząco wolne łażenie po korytarzowych planszach, strzelanie z łuku (trafiamy do kilku nieruchomych celów i tyle w tym temacie) oraz parę minut prowadzenia powozu. Jest też interakcja - postacie pytają się nas o parę rzeczy, a wtedy możemy przytaknąć lub zaprzeczyć ruchem głowy. Tak, zgadliście, nie ma to zupełnie wpływu na rozgrywkę.

Szukałem jakiejkolwiek zalety FATED: The Silent Oath i znalazłem tylko jedną – gra nie wywołuje mdłości. Kiedy samodzielnie sterujemy bohaterem, obrót kamery prawą gałką zachodzi stopniowo, o wyznaczony wcześniej kąt. Sprawdzone VR-owe rozwiązanie, które działa to tak samo dobrze jak choćby w ostatniej odsłonie Resident Evil... tyle że tutaj chodzi się okropnie wolno. Tak, wiem, już trzeci raz to wypominam, ale jest to niebywale męczące. A kiedy było trzeba iść gęsiego za jeszcze wolniejszą postacią... w piekle są specjalnie miejsca dla deweloperów takich gier.

FATED: The Silent Oath zestawiłem na początku do Brothers: A Tale of Two Sons z uwagi na pozorne podobieństwa. Być może również tutaj oczy by mi się zaszkliły i pomimo krótkiego czasu gry, czułbym się zaspokojony tak przemyślanym i poruszającym doświadczeniem. W FATED: The Silent Oath jednak zabrakło pomysłu na rozgrywkę, dobrego scenariusza, wyrazistych postaci i relacji między nimi, ciekawych zagadek, porywającej akcji, klimatu, bohatera o NORMALNEJ szybkości ruchów czy immersji – a przecież twórcy wykorzystali z PlayStation VR! Jeśli jest to pierwszy odcinek czegoś większego, to wolałbym nigdy nie grać w pełną wersję.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Źródło: własne

Atuty

  • Raczej nie wywoła mdłości

Wady

  • Nieprzemyślany scenariusz
  • Nieprzemyślana rozgrywka
  • Nieprzemyślana implementacja VR
  • Nieprzemyślany praktycznie każdy inny aspekt gry

Jeden z najbardziej nijakich tytułów na rynku. Działać działa, ale poza tym wyczynem Fated nic sobą nie reprezentuje.

2,0
Jaszczomb Strona autora
cropper