Recenzja: Call of Duty: Infinite Warfare (PS4) - Sabotage DLC

Recenzja: Call of Duty: Infinite Warfare (PS4) - Sabotage DLC

Tomasz Alicki | 06.02.2017, 18:58

Nareszcie nadszedł moment wydania pierwszego DLC do Call of Duty: Infinite Warfare. Weterani, którzy poznali już każdy zakątek podstawowych map, mają okazję skosztować czegoś nowego. Premiera samej gry spotkała się z mieszanymi odczuciami. Czy poprzez rozszerzenie Infinity Ward pokazało niezdecydowanym, co potrafi?

Sabotage”, bo tak nazywa się pierwsze DLC do najnowszego CoD-a, jest już dostępne na konsolach PlayStation 4, zresztą z miesięcznym wyprzedzeniem. Budowa dodatku w żaden sposób nie zmieniła się w stosunku do poprzednich części. Dostaliśmy cztery nowe mapy do trybu wieloosobowego oraz świeżutki scenariusz do trybu zombie, gdzie bohaterowie będą próbowali przetrwać na zupełnie nowej lokacji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dodatek do trybu z nieumarłymi zdradza bardzo dużo już samym tytułem. „Rave in the Redwoods” w telegraficznym skrócie opisuje to, co czeka nas na najnowszej mapie. AJ, Poindexter, Andre, Sally oraz Kevin Smith trafiają do domku w środku lasu, gdzie czekają ich nowe niebezpieczeństwa pokroju Wielkiej Stopy czy mordercy nękającego pobliskich mieszkańców. Oprócz tego, sceneria zapewnia dokładnie to, czego możecie domyślać się po samym tytule. Walkę zaczynamy w opuszczonym drewnianym domku, a z czasem odblokowujemy przejście do pobliskiego jeziora, płonących ognisk czy pozostawionych przez poprzednich imprezowiczów namiotów.

Tryb zombie przyzwyczaił już graczy do określonego poziomu i po raz kolejny stanowi gwiazdę całego DLC. Urzeka klimat, bohaterowie, humor i przywiązanie do detali. Pierwsze przejścia nowych scenariuszy są niczym małe kampanie w kooperacji. Gracze skupiający swoją uwagę właśnie na tym trybie nie odejdą zawiedzeni.

Tryb wieloosobowy z kolei wzbudzi równie mieszane uczucia, co zwykle. "Sabotage" różniło się od poprzednich DLC już na starcie, bowiem nieco głośniej było o nim mówione w mediach. Wszystko to za sprawą jednej z map wzorowanej na Call of Duty: Modern Warfare 2. Gracze ucieszyli się na niewielki powrót do korzeni, a sam dodatek wzbudził większe zainteresowanie niż zwykle. Ale o powracającej mapie za chwilę.

Neon jest standardową mapą futurystyczną i robi chyba najmniejsze wrażenie wizualne ze wszystkich. Gdyby chcieć opisać najprostszą i najbardziej oklepaną wizję przyszłości, można po prostu odesłać na partyjkę Infinite Warfare. Większość mapy jest sterylnie biała, opływowe samochody wyglądają jakby zaraz miały odlecieć, a kiedy już na chwilę odejdziemy od dominującego koloru, natrafimy wyłącznie na jaskrawe barwy.

Jeżeli jednak odłożyć na bok warstwę wizualną, ułożona w literę „Z” mapa sprawia sporą przyjemność. Snajperzy stoją na kilku długich fragmentach, a preferujący szybką walkę na krótki dystans gracze odnajdą swoją drogę na tyły wroga. Neon pozwala na dosyć dużą różnorodność broni. Tak jak zazwyczaj większość map faworyzuje jeden styl gry, tak tutaj powinien odnaleźć się każdy.

Renaissance przyjemnie pachnie oldschoolem. Wariacja odnośnie współczesnej Wenecji, wallruny wplecione między wąskie uliczki i całość skupiona na niewielkiej katedrze w centralnej części mapy. Wizualnie sprawia mnóstwo przyjemności, a kilka pierwszych partii, nawet mimo licznych zgonów, nie pozwala pozbyć się szerokiego uśmiechu z twarzy. Imponuje nie tylko samo zaprojektowanie mapy, ale również wnętrza mijanych budynków. Warto przystanąć czasami na chwilę w ferworze walki i zerknąć, jak wiele można dowiedzieć się z samych dekoracji.

Noir urzekło większość graczy i jest mocnym faworytem na najlepszą mapę tego dodatku. Futurystyczny Brooklyn stanowi dokładnie to, czego można było spodziewać się po Infinity Ward. Typowy „three-line”, widok na Manhattan i ciemne ściany upiększone kolorowym graffiti. Do tego noc, długie, wąskie ścieżki, budynki ozdobione jaskrawymi neonami… Istna rewelacja!

Sama mapa, oprócz tego, że wygląda zabójczo, jest średniej wielkości i budową przypomina te najbardziej znane, najprostsze mapy w Call of Duty. Trzy równoległe linie, kilka przejść między nimi, środek z oknami dla snajperów… Pod kątem rozgrywki nie będziemy zaskoczeni, ale sam motyw został już dawno sprawdzony i do aktualnego biegania po ścianach sprawdza się idealnie.

Dominion jest z kolei tym, co charakteryzuje praktycznie każde DLC do CoD-a - porzuconym dzieckiem. Wyczekiwana przez niektórych mapa wzorowana na Modern Warfare 2 to po prostu Afghan na Marsie i właśnie to przeszkadza najbardziej. Otwarta, odsłonięta przestrzeń, na samym środku ogrodzona długimi szarymi budynkami. Większość graczy po prostu łapie za snajperkę i nie wstawia czubka buta poza którąś z osłon.

Długie dystanse i ludzie wpatrzeni w okna - Dominion zupełnie nie pasuje do tego, co oferuje Infinite Warfare. Można pobawić się w odświeżanie starych map, ale warto chociaż spróbować zmienić je pod kątem standardów aktualnej odsłony gry. W rezultacie nie ma bieganie po ścianach, jetpack średnio się przydaje, a jak już sama mapa trafi się w lobby, większość wychodzi i szuka nowej grupy.

"Sabotage" prezentuje to, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni poprzednimi dodatkami. Świetne zombie, trzy solidne mapy i jedna, która powoduje westchnienie wśród zawiedzionych graczy. Dla weteranów pierwsze DLC powinno być natychmiastowym zakupem. Zombie praktycznie rozpoczyna całą zabawę od nowa, prezentując zupełnie nowy scenariusz, a tryb wieloosobowy zostaje wzbogacony o kilka kolejnych różnorodnych lokacji.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Call of Duty: Infinite Warfare

Atuty

  • Mapy Neon, Reneissance i Noir
  • Świetna kampania w trybie zombie

Wady

  • Mapa Dominion

Bardzo mocny początek Season Passa. Infinity Ward serwuje fanom nie tylko kolejny świetny scenariusz zombie, ale również kilka kapitalnych map do multiplayera.

Tomasz Alicki Strona autora
cropper