Recenzja: Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek (PS4)

Recenzja: Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek (PS4)

Adam Grochocki | 26.01.2017, 20:34

Artifex Mundi na dobre rozgościło się na PlayStation 4. Po pirackim Nightmares from the Deep i steampunkowym Clockwork Tales czas na detektywistyczną przygodę w amerykańskim Maple Creek w Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek. Sprawdźmy, czy konsolowa edycja wydanej w 2011 roku gry bawi równie dobrze, jak wspomniane tytuły.

Główna bohaterka budzi się w zniszczonym przez burzę miasteczku. W wyniku wypadku utraciła pamięć i tylko pojedyncze przebłyski pomagają jej złożyć do kupy wydarzenia z ostatnich dni. Po co pani detektyw pojawiła się miasteczku i co odkryła przed wypadkiem? Tego dowiemy się w ciągu kolejnych trzech godzin, w ciągu których zagadka kryminalna przerodzi się w historię rodem z Archiwum X.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabuła Enigmatis jest ciekawsza niż w poprzednich grach. Prowadzone przez naszą bohaterkę śledztwo szybko zaczyna zataczać co raz szersze kręgi, a gromadzone wskazówki, zdjęcia oraz wycinki z gazet i dokumentów stopniowo rysują pełny obraz wydarzeń. W pokoju podniszczonego pensjonatu mamy zresztą tablicę, na której umieszczamy znalezione wskazówki. Dzięki zebranym poszlakom dokumentujemy przebieg śledztwa, a przy pomocy prostej dedukcji pani detektyw wyciąga kolejne wnioski. Szkoda, że nasza ingerencja ogranicza się do przypinania karteczek. Myślę, że żaden fan przygodówek nie pogardziłby tablicą dedukcyjną w stylu Sherlocka Holmesa od Frogwares.

Rozgrywka to klasyka gier HOPA (Hidden Object Puzzle Adventure). Po każdej planszy poruszamy się z wykorzystaniem kursowa przypominającego lupę. Lewa gałka przesuwa go szybko, a prawa powoli, jeśli zależy nam na precyzji. W interaktywnych miejscach wyświetla się proste menu kontekstowe z jednym możliwym działaniem. Może to być zbliżenie, dokładny opis jakiegoś elementu otoczenia lub miejsce użycia jednego ze znalezionych przedmiotów.

Znalezione w różnych miejscach rzeczy nie wystarczają, by pchnąć fabułę do przodu. Najważniejsze rekwizyty otrzymujemy w nagrodę za odszukanie określonej liczby przedmiotów w minigrze charakteryzującej gatunek HOPA. Przenosimy się na ekran zawalony wszelkiego rodzaju rupieciami i musimy wskazać rzeczy, o które prosi gra. Pozornie banalne zadanie potrafi zaleźć za skórę, gdy po kilku ładnych minutach dalej nie widzimy liścia wśród kilkudziesięciu gratów z piwnicy. Zabawa z ukrytymi przedmiotami jest jak zawsze przednia, aczkolwiek nie ustrzegła się uchybień. Niektóre przedmioty okazują się malunkami umieszczonymi w różnych miejscach, przez co łatwo je przeoczyć na początkowym etapie gry. Ponadto w jednym przypadku nazwa obiektu nie została przetłumaczona. Zamiast męskich slipek musimy wskazać „briefs”…

Oprócz sekwencji HO i operowania przedmiotami, Enigmatis dostarcza też kilka zagadek logicznych. Są to z reguły proste zabawy w układanie puzzli, składanie porozrywanej gazety czy dopasowywanie głów do ciał postaci na mozaice. Zaciąć się trudno, a jeśli nawet tak się stanie, to z pomocą przychodzi system podpowiedzi prowadzący nas za rączkę. Ostrzegam jednak, platyna wymaga ukończenia gry bez podpowiedzi, więc uważajcie, żeby niechcący nie wcisnąć przycisku ze wskazówkami (góra na krzyżaku).

Enigmatis serwuje miłą dla oka, ręcznie malowaną grafikę. Maple Creek to maluśkie i upiorne miasteczko jakich wiele we wszelkiej maści kinowych slasherach. Znalazła się nawet zapyziała stacja benzynowa, na której nastoletni bohaterowie próbują (najczęściej bezskutecznie) zatankować samochód. Domki z długimi werandami, malutki pensjonat czy wieża radiowa idealnie oddają klimat amerykańskich horrorów. Pomimo posępnej aury i panującego mroku, udało się sprawić, by plansze przykuwały wzrok jaskrawymi i kontrastującymi ze sobą kolorami. Tradycyjnie już w oczy kłują przerywniki filmowe, wykonane w niskiej rozdzielczości, ale nie zapominajmy, że gra pochodzi z 2011, gdy Artifex Mundi nie myślało jeszcze o urządzeniach Full HD.

Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek to kolejna dobra gra z gatunku HOPA od studia Artifex Mundi. Można przyczepić się, że to znów to samo tylko podane w innej otoczce, ale taki już urok gatunku. Ważne, że do zabawy może usiąść każdy i rozpocząć zabawę bez zbędnych samouczków. Ładna grafika, przyjemne zagadki, a do tego fajna historia sprawiają, że zakup mogę z czystym sumieniem polecić. Czekamy na kolejne pozycje z bogatego portfolio studia.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Enigmatis: The Ghosts of Maple Creek

Atuty

  • Prosta, ale ciekawa historia
  • Jak zawsze szukanie ukrytych przedmiotów
  • Ładna, klimatyczna grafika

Wady

  • Brzydkie przerywniki filmowe

Kolejny przykład na to, że gatunek HOPA ma się bardzo dobrze.

Adam Grochocki Strona autora
cropper