Recenzja: Clockwork Tales: Of Glass and Ink (PS4)

Recenzja: Clockwork Tales: Of Glass and Ink (PS4)

Adam Grochocki | 25.12.2016, 10:00

Przed Wami druga gra z bardzo bogatego portfolio Artifex Mundi, jaka zadebiutowała na konsoli PS4. Jeśli pamiętacie pirackie , to czas na coś w zupełnie innym klimacie. Przygotujcie się na osadzone w steampunku .

Wcielamy się w Evangelinę Glass, która rusza na misję ratunkową po otrzymaniu listu od swojego mentora – profesora Inka. Dziewczyna przybywa do Hochwaldu, gdzie jest świadkiem sztucznie wywołanych trzęsień ziemi. Profesor wyjawia jej swoje podejrzenia, po czym zostaje porwany i tyle go widzieliśmy. Osamotniona pani Glass musi rozwiązać tajemnicę trzęsień, ale też przede wszystkim odnaleźć i uratować Inka.

Dalsza część tekstu pod wideo

Trochę rozczarowała mnie fabuła Clockwork Tales. Jasne, gry gatunku hidden object często opowiadanie historii traktują pretekstowo, ale zabrakło tutaj dodatkowych wątków czy chociażby uzasadnienia, dlaczego czarny charakter jest czarnym charakterem. Poprzednia gra za pomocą skrzyni wspomnień stopniowo odkrywała koleje życia kapitana Remingtona i motywowała jego działania. Tutaj, odzierając grę z zagadek i eksploracji, wydarzenia dałoby się streścić w trzech zdaniach. Szkoda, że nad tym nie popracowano.

Akcję podzielono na rozdziały składające się z kilku lokacji. Wioska Hochwaldu daje nam do dyspozycji pięć miejscówek, w których musimy wykonać szereg czynności, by kontynuować poszukiwania. Zagadki wynikają jedna z drugiej bardzo naturalnie, dzięki czemu praktycznie zawsze wiemy, co należy zrobić dalej. Jest to nie lada osiągnięcie, bo zamiast lizać ściany i klikać wszystkie miejsca interakcji na każdej z dostępnych plansz, skupiamy się na aktualnym zadaniu. Nawet z wyłączonymi podpowiedziami bardzo łatwo zorientować się w sytuacji i za to gra otrzymuje wielki plus.

Napotykane zagadki kładą duży nacisk na operowanie przedmiotami. Czasem jest to proste „włóż drewno do kominka”, ale zdarzają się miejsca, gdzie musimy wykorzystać kilka przedmiotów w określonej kolejności. Na szczęście jest to bardzo logiczne i nie wymaga abstrakcyjnego myślenia. Dla przykładu, by nabrać wody z pękniętej rury, najpierw wieszamy wiaderko, potem umieszczamy dłuto i pobijamy młotkiem – dokładnie tak, jak zrobilibyśmy to w rzeczywistości. Nierzadko zdobycie wymaganych przedmiotów odblokowuje proste, ale zróżnicowane zagadki. Przelewanie cieczy za pomocą menzurek, ustawianie okręgów, by stworzyć obrazek, zabawa wiązkami światła – wszystko to już gdzieś widzieliśmy, ale wciąż bawi i zapewnia naszemu mózgowi troszkę gimnastyki.

Zaskoczyło mnie stosunkowo mało miejsc, gdzie musimy szukać poukrywanych przedmiotów, co jest trochę dziwne dla gry z gatunku HOPA (Hidden Object Puzzle Adventure). W paru miejscach z rozsypanki przedmiotów składamy jakiś sprzęt (mechanicznego ptaka, rękę mecha itp.), a w kilku innych lokacjach pobawimy się w klasyczne „wskaż dwadzieścia rzeczy wśród miliona dupereli”. Niby jest wszystko, czego oczekujemy od gatunku, tyle że przygotowano tego naprawdę niewiele. Ponadto zagracone biurka, skrzynie, półki i inne zakamarki wydają się prostsze niż w . Nie miałem praktycznie żadnych problemów by w ciągu 2-3 minut znaleźć wszystkie wskazane przedmioty.

Podobnie jak poprzednio, gra wygląda pięknie. Ręcznie malowane tła steampunkowej wersji drugiej połowy XIX wieku urzekają kolorami w rozdzielczości Full HD. Gry Artifex Mundi zachwycają na ekranach smartfonów czy tabletów i nie bardzo mają się czego wstydzić na dużych konsolach, chociaż krótkie, proste i (na szczęście) sporadyczne animacje wyglądają koślawo, rażąc niską rozdzielczością. Bawi za to angielski dubbing, próbujący naśladować niemiecki akcent większości postaci. Przy okazji warto wspomnieć, że gra posiada polskie napisy.

Artifex Mundi dostarczyło drugi solidny tytuł na konsolę PlayStation 4. Zabawa na dużym telewizorze sprawdza się znakomicie, chociaż troszkę szkoda, że szukanie poukrywanych przedmiotów jest tutaj sporadyczne. Trzy godziny zabawy to niezbyt dużo, aczkolwiek wydłużenie tego czasu mogłoby powodować znużenie. Czekam na kolejne produkcje studia, a tymczasem oceniam oczko niżej niż zemstę kapitana Remingtona.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Clockwork Tales: Of Glass and Ink

Atuty

  • Zagadki logiczne
  • Przedmioty używamy myśląc, a nie klikając, gdzie to możliwe
  • Znów jest pięknie

Wady

  • Mało HOPA w HOPA
  • Fabuła praktycznie nie istnieje

Maszyny parowe, źli Niemcy i atakujące zewsząd zagadki. Tylko gdzie więcej ukrytych przedmiotów? Idealna gra na relaks po pracy czy przerwę od zakuwania do egzaminu.

Adam Grochocki Strona autora
cropper