Recenzja: Watch_Dogs 2 (PS4)

Recenzja: Watch_Dogs 2 (PS4)

Jaszczomb | 28.11.2016, 13:32

Wiele złych słów padło pod adresem przehypowe’owanego , a jednak była to świetna i oryginalna produkcja, o czym przypomnieliśmy niedawno w Tanioszce. Teraz już bez wygórowanych oczekiwań – czy sequel dopracował formułę „GTA ze smartfonem w dłoni”?

Udało się. Twórcy zrozumieli, że poważna historia zemsty z wyjątkowo drewnianym bohaterem nie pasuje do hakerskiego sandboksa i oddali nam uroczą krucjatę grupy hipsterów przeciw Wielkiemu Bratu. Krucjatę, w której najważniejsi są followersi w Internecie i smartfonowe aplikacje, a karabiny, snajperki i wyrzutnie granatów pochodzą z drukarki 3D. Tak, wiem, co myślicie. Ale ma to sens… na swój pokrętny sposób.

Dalsza część tekstu pod wideo

Napisałem o „uroczej krucjacie”, bo nowe realia są tak naiwne i niewiarygodne, że nie sposób ich nie polubić. Dostajemy tu grupę młodych hakerów DEDSEC, którzy są typową paczką „cool nerdów”. Mamy więc hipsterskie ubrania w jaskrawych kolorach, dziwaczne przybijanie piątek i nieustanne dogryzanie sobie głupimi tekstami. Nasi spece urzędują w zdominowanym przez grafitti i murale San Francisco, gdzie uświadamiają sobie, że władza kontroluje mieszkańców i muszą coś z tym zrobić. Ich akcje szybko nabierają absurdalnie ogromnych rozmiarów, ale gra nawet przez moment nie pozwala nam myśleć, że to my jesteśmy tutaj terrorystami. Ale to nie jest poważna fabuła o niebezpieczeństwach ze strony hakerów. To kolorowa komedia z kilkoma gorzkimi momentami i nie miałem najmniejszego problemu, by zaakceptować wszystkie jej nieścisłości czy głupawe momenty.

By porwać się na korporacje zarządzające miejskim systemem, potrzebna jest ogromna moc przerobowa. Członkowie DEDSEC-u wymyślili więc, że wykorzystają setki tysięcy smartfonów ich fanów… których jeszcze nie mają. Dlatego też każda misja próbuje być efektowna, dzięki czemu po jej wykonaniu przybywa nam followersów. Popularność w Sieci zwiększamy także rozwożąc ludzi po mieście (świetne zadania poboczne z niespodziewanymi zwrotami), robiąc sobie selfie w wyznaczonych miejscach (przechodnie często wcinają się, niszcząc ujęcie!) czy biorąc udział w wyścigach. Bałem się o ten system, ale wypada sensownie i niczego nie narzuca. Nie chcecie robić sobie zdjęć w idiotycznych pozach, to nikt Was do tego nie zmusi.

Za followersów i znajdźki dostajemy dodatkowo punkty wydawane na umiejętności, a tych jest cała masa – od możliwości hakowania rozmaitych urządzeń, przez polepszenie jazdy autem i korzystania z broni, po takie rzeczy jak nasłanie na kogoś miejscowego gangu czy tworzenie bomb zbliżeniowych. Do gustu przypadło mi zdalne kontrolowanie samochodów. Można w ten sposób np. wjechać autem wypełnionym ładunkami wybuchowymi do bazy wroga czy też zwyczajnie odwrócić uwagę hakującego nas gracza. Szczególnie zapadło mi w pamięć, gdy uciekałem przed policją i schowałem się w podziemnym parkingu. Zablokowałem za sobą bramę, lecz skorzystali z drugiej i zaczęli przeszukiwać teren. Gdy byli już blisko, zhakowałem auto na drugim końcu parkingu, odciągając uwagę i przypadkowo rozjeżdżając jednego z funkcjonariuszy. Było warto!

No właśnie – zabijanie. Skoro mówimy o młodych ludziach, którzy na co dzień siedzą przed ekranem komputera, nie powinno być mowy o otwartej walce, a już na pewno nie o odbieraniu życia. Tutaj niespodzianka – w grze nie trzeba nikogo zabijać. Jest oczywiście broń palna czy materiały wybuchowe, ale grający po cichu gracze mogą skorzystać z paralizatora i podduszania wrogów od tyłu. Można też przyciągnąć uwagę strażników i zamienić jakiś terminal w, dajmy na to, rażącą prądem pułapkę. Co prawda potrafią oni cucić omdlałych kolegów, ale takie już uroki pacyfizmu w grach – jest ciężej. Ja zwyczajnie się ciesze, że jest możliwość odejścia od zabijania, bo nie wpisuje się ono w fabułę i jej lekki ton. Nie liczcie jednak na jakąkolwiek nagrodę z tej racji.

Pamiętacie uważne obserwowanie lokacji w jedynce poprzez kamery bezpieczeństwa? Tym razem są one dostępne, ale szybko zdobywamy drona i w ten sposób szukamy wejścia na lokację czy oznaczamy przeciwników, zupełnie zapominając o standardowym monitoringu. Jest też zdalnie sterowane autko potrafiące skakać i wyciągać przedmioty z ciaśniejszych miejsc, a przy okazji elegancko odwraca uwagę strażników. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze – dostajemy możliwość chwilowej dezorientacji przeciwników w każdym momencie, hakując ich smartfona lub słuchawkę w uchu. Wtedy szybkie eliminacje czy strzały paralizatorem załatwiają sprawę i większość misji robi się zbyt prosta. Po drugie – sztuczna inteligencja szału nie robi. Wrogowie kryją się tak, że zwykle można ich w coś trafić, a słowa „współpraca” to pewnie w życiu nie słyszeli… chociaż mają kolektywną świadomość – jeden Was wykryje i nagle wszyscy wiedzą, gdzie jest nasz bohater.

Moje dwa główne zarzuty co do pierwszego Watch_Dogs to nijaki protagonista i beznadziejny model jazdy. Pierwszy problem załatwiono wyśmienicie, lecz w przypadku tego drugiego – niesmak pozostał. W sumie jest trochę lepiej, chociaż i tak miota tymi maszynami, jakbyśmy jechali po lodzie. Z drugiej strony obecny jest „klej” pod kołami i czego byśmy nie odwalali na drodze, pojazd nagle odczuje powieloną siłę grawitacji i za żadne skarby się nie przechyli, nie mówiąc już o dachowaniu. Ostatecznie jest znośnie – tyle w tym temacie.

Po wyjątkowo przygnębiających kolorach poprzedniczki, cieszy wybraniem słonecznego San Francisco. Na prawdziwą pochwałę zasługują jednak same postacie. Na scenkach przerywnikowych ich ruchy wypadają bardzo naturalnie, a we właściwej rozgrywce wcale nie jest gorzej. Bohater korzysta z metalowej kulki na sznurku i wykorzystanie jej w walce jest wyjątkowo efektowne. Pięknie wyglądają też parkourowe animacje, lecz tutaj mamy zgrzyt – niespecjalnie jest się po czym wspinać. Kiedy już musimy się dostać na dach jakiegoś budynku, w pobliżu jest zwykle podnośnik, który wystarczy zhakować. Ale może to i dobrze, bo dość często zdarzało się, że nie chwytała odpowiednia animacja i spadałem z góry albo w ogólnie nie mogłem złapać się jakiejś krawędzi.

Dochodzimy do sieciowych atrakcji i mamy tu trzy tryby – proste (i dość nudne) misje polegające na współpracy, pomoc policji w złapaniu jakiegoś gracza i hakowanie innej osoby, podczas gdy ta stara się nas odnaleźć i zabić. Ostatni rodzaj zabawy był hitem w i sprawdza się ponownie w sequelu. Nie trzeba się też martwić, że gracze masowo będą nawiedzać naszą grę, ale w razie czego można zupełnie wyłączyć funkcje sieciowe. I tak, po premierze były duże problemy z połączeniem, lecz ja recenzowałem grę już po wydaniu odpowiedniej łatki i wszystko działało całkiem dobrze. Nie widziałem jednak zapowiadanego przenikania innych graczy do mojej gry poza trybami zabawy, ale możliwość pomachania do nich i tak nie zapowiadała się interesująco.

Ogromnie podobała mi się pierwsza część, a druga dopracowuje niemal wszystko, zupełnie zmieniając podejście do przedstawianej historii. Jest lekko, zabawnie i nad wyraz przyjemnie. Najwięcej robi tu ekipa DEDSEC i ich wzajemne relacje, a do tego dochodzi świetny otwarty świat, jeszcze więcej niż poprzednio opcji hakowania, bogate drzewka umiejętności i możliwość zaliczania misji na różne sposoby – czego chcieć więcej? Z czystym sercem wystawiam wysoką ocenę.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Watch Dogs 2

Atuty

  • Lekki ton „uroczego terroryzmu”
  • Członkowie ekipy DEDSEC
  • Sensowne możliwości zabawy bez zabijania
  • Nowe umiejętności i opcje hakowania

Wady

  • Model jazdy nadal kuleje
  • Sztuczna inteligencja nie zachwyca
  • Drobne problemy z parkourem

Niech nie odrzuci Was naiwna fabuła i hipsterska otoczka – Watch Dogs 2 to wyjątkowo solidna gra z otwartym światem, której twórcy zrozumieli, czego gracze chcieli od początku.

Jaszczomb Strona autora
cropper