Recenzja: King's Quest Chapter 4: Snow Place Like Home (PS4)

Recenzja: King's Quest Chapter 4: Snow Place Like Home (PS4)

Adam Grochocki | 30.09.2016, 18:33

Ekipa The Odd Gentlemen nie spieszy się z nowymi odcinkami reaktywowanego . Dość powiedzieć, że recenzja pierwszego epizodu pojawiła się w pierwszych dniach sierpnia… 2015 roku. Po dwóch świetnych i jednym słabiutkim odcinku przyszedł czas na czwarty, przedostatni rozdział historii króla Grahama.

Król wraz ze swoją wybranką Valanice doczekali się potomstwa w postaci uroczych i hałaśliwych bliźniąt. Prolog pokazuje standardową królewską noc, z którą identyfikuje się każdy, kto posiada dzieciaki. Krzyk, płacz, głód, kupa… w dowolnej kolejności. „Sielanka” nie trwa wiecznie, ponieważ do zamku i królewskiej komnaty wdziera się zły Manannan, który porywa księcia Alexandra pozostawiając zrozpaczonego i bezsilnego Grahama.

Dalsza część tekstu pod wideo

I tak mija całe 18 lat. Graham, skupiony na poszukiwaniu syna, zaniedbał królewskie obowiązki, przestał stosować się do własnych dekretów, a biurokracja królestwa Daventry rozrosła się do niewyobrażalnych rozmiarów. Ku zaskoczeniu wszystkich, jakby nigdy nic, w zamku zjawia się dorosły już Alexander posługujący się imieniem nadanym przez Manannana, a jego poglądy są, delikatnie mówiąc, specyficzne. Tak zaczyna się właściwa przygoda podczas, której Graham popełni masę gaf, podejmie dużo błędnych decyzji i narazi na niebezpieczeństwo swoją rodzinę. Wszystko by zaimponować Alexandrowi.

Podoba mi się, że każdy odcinek skonstruowany jest nieco inaczej. W pierwszym mieliśmy do czynienia z klasyczną przygodówką z kilkunastoma lokacjami i masą przedmiotów. Drugi z kolei oferował jedną wielką łamigłówkę, gdzie ograniczeni czasem musieliśmy załatwiać kilak spraw w jednym momencie. Epizod trzeci to niewielki hub w postaci najwyższej komnaty w najwyższej wieży z dwoma księżniczkami i okazjonalne wypady do małych, zamkniętych lokacji. Tym razem dostaliśmy baśniowe i nieco parodystyczne połączenie „escape roomu” z grą logiczną. Większość lokacji to oddzielne pokoje, które opuszczamy po rozwiązaniu jednej bądź szeregu zagadek.

Tym razem odpuszczono nam wypełnianie zadań i kombinowanie z przedmiotami, a największy nacisk położono na wytężanie szarych komórek. Przesuwanie lodowych bloczków, tworzenie wszelkiego rodzaju kładek (wiszących, pływających etc.), a nawet układanie tetrisowych klocków – na tym spędzimy najwięcej czasu. Poziom trudności rośnie wraz z każdym pokojem, więc można się zaciąć na paręnaście minut, ale…

… cierpi na tym fabuła i znak rozpoznawczy serii - humor. Bardzo rodzinny i dość emocjonalny odcinek został spłycony przez następujące po sobie kolejne zagadki logiczne. Graham za wszelką cenę chce zacieśnić więzy z dorosłym już synem, ale zamiast skorzystać z gagów rodem z familijnych komedii postawili na słowne potyczki pomiędzy zagadkami. Wypada to dość średnio i czerstwo. Rozbrajające, nierzadko absurdalne suchary Grahama zostały zastąpione ojcowskimi radami wątpliwej jakości. Jest trochę zbyt poważnie.

Czwarty odcinek jest wyraźnie słabszy od pierwszego i trzeciego, ale jednocześnie o wiele lepszy od drugiego. Przez umiejscowienie akcji w bardzo monotonnej lokacji gra, która przyciągała wzrok pięknymi i kontrastującymi ze sobą kolorami, stała się po prostu brzydka. Zagadki logiczne, co prawda, są fajnie pomyślane, ale zbyt mocno wpływają na fabułę i postaci. Liczę na solidny finał, bo teraz jest tylko „OK”.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry King's Quest (2015)

Atuty

  • Zróżnicowane zagadki logiczne
  • Wątek „starego Grahama”

Wady

  • Monotonne miejsce akcji
  • Mało humoru

Graham jako smutny król-ojciec trochę rozczarowuje.

Adam Grochocki Strona autora
cropper