Recenzja: Dead Rising 2 (PS4)

Recenzja: Dead Rising 2 (PS4)

Adam Grochocki | 22.09.2016, 17:56

Wraz ze zremasterowanym na PSN zadebiutowała jego sporo młodsza kontynuacja. Wydane w 2010 roku uzbierało solidną grupę fanów za sprawą specyficznego spojrzenia na apokalipsę zombie i całkiem miodnego, choć banalnego systemu walki. Pozostaje sprawdzić, czy w remaster gra się równie fajnie jak w oryginał. Do dzieła.

Względem pierwszej odsłony przeskakujemy o kilka lat do przodu. Upadło kilka wielkich miast, zginęły miliony, ale w pewnym stopniu ludzkość poradziła sobie z epidemią. Ba, doszło nawet do tego, że powstały ugrupowania walczące o humanitarne traktowanie truposzy… Gdzieś pośrodku tego wszystkiego znajduje się Chuck Greene – twardziel, którego życie załamało się po stracie żony podczas epidemii w Las Vegas. Pałając żądzą wysłania wszystkich martwych z powrotem na cmentarz, Chuck bierze udział w hardkorowym show Terror is Reality, gdzie zwycięża osoba mająca na koncie najwięcej zabitych zombie w określonym czasie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Udział Chucka w tym szaleństwie ma jednak drugie dno – jego malutka córka została ugryziona, więc aby nie przemienić się w żywego trupa, potrzebuje codziennej dawki bardzo drogiego leku o nazwie Zombrex. Bardzo spodobał mi się pomysł Capcomu na tło fabularne. Próbujący wrócić do dawnego rytmu świat i ludzie starający się wieść spokojne życie to dość oryginalne spojrzenie na wątek nieumarłych z przymrużeniem oka, który w popkulturze najczęściej kończy się ogólnoświatową apokalipsą. Jasne, to tylko otoczka, ale za to przemyślana i głębsza niż w przypadku pierwszej części.

Jeśli zaintrygował was pomysł i szukacie czegoś innego niż The Walking Dead to polecam zainteresować się twórczością Miry Grant. Składająca się z książek Feed, Deadline i Blackout trylogia Przegląd Końca Świata pokazuje na ile „normalny” może być świat 20 lat po apokalipsie zombie i jak żyją młodzi ludzie, którzy nie pamiętają czasów sprzed epidemii.

Sama opowieść także wydaje się ciekawsza niż poprzednio. Wrobiony Chuck próbuje dowieść swojej niewinności, a przy okazji musi zadbać o odbudowanie swojej reputacji w oczach towarzyszy, nie wspominając o chorej córce, codziennych dostawach Zombreksu i dziesiątkach ludzi potrzebujących jego pomocy. Wszystko upchnięto w 72 godziny, jakie pozostały do przybycia odsieczy w postaci amerykańskiej armii. Bohaterowie drugoplanowi są żywcem wycięci z szablonu kina klasy B, ale idealnie wpasowują się w konwencję. Areną naszych działań jest kompleks, będący połączeniem hali widowiskowej, szeregu kin, kasyn i galerii handlowych. Układ, wraz z otwartą przestrzenią na środku, jest bardzo podobny do tego z pierwszej części, ale na plus należy zaliczyć solidne zróżnicowanie poszczególnych miejscówek. W zależności od miejsca, zmienia się też wygląd zombie. W kinie szwendają się zombie w garniturach, w kasynie krupierzy i hostessy, przy rusztowaniach łażą budowlańcy i tak dalej. Dodano również szereg prostych minigierek przydatnych wtedy, gdy chcemy się odstresować bądź zarobić trochę zielonych na wydatki Chucka.

Trzon rozgrywki za bardzo się nie zmienił. Chuck dorobił się elektronicznego zegarka (Frank miał wskazówkowy), którym kontroluje upływ czasu. Zadania główne, zwane sprawami (case), pojawiają się w określonych godzinach i musimy je wykonać jeśli chcemy poznać pełne, bardziej optymistyczne zakończenia. Questy fabularne są jeszcze bardziej zróżnicowanie, sprytnie wykorzystując lokacje, pojazdy oraz nowe bronie. Zadania poboczne są kalką pomysłów z Dead Rising – gdzieś na mapie pojawia się ocalały, do którego trzeba dotrzeć i sprowadzić do kryjówki pod presją czasu. Względem poprzedniej części, podążające za nami postacie są nieco inteligentniejsze, potrafią się obronić, ominąć hordę i nie zacinają się na koszach na śmieci. Nie zmienia to jednak faktu, że trzeba mieć oczy dokoła głowy i co jakiś czas po nie wracać.

Czas na nowości, które odróżniają przygodę Chucka od Franka. Wprowadzono pieniądze, zbierane ze zniszczonych bankomatów i wygrywane w kasynach. Kasa przydaje się do zakupu wymyślnych broni, przebrań lub Zombreksu, gdy nie uda się go zdobyć podczas misji. Chuck nauczył się strzelać podczas poruszania i nie nosi przy sobie aparatu. Zniknął też problem z zapisem po śmierci, o którym wspomniałem przy recenzji poprzedniczki.

Największym wyróżnikiem i znakiem rozpoznawczym są tzw. combo weapons. Podczas gry, awansując na kolejne poziomy bądź uważnie eksplorując lokacje, trafiamy na schematy połączenia różnych przedmiotów. Udając się do rozsianych pomieszczeń technicznych, możemy stworzyć unikalne bronie, które nie tylko zadają większe obrażenia, ale też zwiększają zdobywane punkty doświadczenia. Zaczynamy od prostego kija bejsbolowego z powbijanymi gwoździami, ale im dalej, tym ciekawiej. Wiadro z doklejonymi i wwiercającymi się w głowy wiertarkami, wybuchające piłki futbolowe, wózek inwalidzki z zamontowanymi automatami czy wielki pluszowy miś dzierżący CKM – kombinacji przygotowano pięćdziesiąt, więc motywacji do sprawdzenia kolejnych broni jest aż nadto. /Combo weapons/ sprawiają też, że przemierzanie tych samych tras po raz setny aż tak bardzo nie nuży. Zawsze korci, żeby rzucić coś wybuchającego w sformowaną hordę czy rozwalić kilka łbów.

działa sprawnie. Znacznie skrócono ładowanie gry, przez co wczytanie gry to kwestia tylko kilku sekund. Podbita rozdzielczość i 60 klatek na sekundę nie robią szału, ale cieszą dość szczegółowe twarze głównych postaci. Mocno rozczarowują zaś scenki zrealizowane na silniku gry. Praktycznie każdy filmik gubi kilkadziesiąt klatek, przez co fragmenty przypominają pokaz slajdów, a przy grze wydanej 6 lat temu jest to po prostu niedopuszczalne. Sieciowa rozgrywka przez lagi powodujące teleportowanie graczy jest średnio grywalna, ale mikroskopijny plusik za samo umieszczenie trybu wieloosobowego, czego poskąpiło nawet Naughty Dog w Kolekcji Nathana Drake’a.

Odświeżone zaciera słabe wrażanie wywołane przez pierwszą odsłonę. Głównie dlatego, że jest to remaster gry młodszej, bardziej rozbudowanej i w wielu aspektach nowocześniejszej. Z drugiej strony to wciąż ta sama produkcja. Oprócz wyższej rozdzielczości nie uświadczycie tutaj żadnych zmian. Nie pokuszono się nawet o dodanie dwóch, ówcześnie ekskluzywnych dla Xboksa 360 dodatków („Case Zero” i „Case West”). Jeśli nie graliście – warto sprawdzić. Jeśli graliście – nie macie tutaj czego szukać.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dead Rising 2

Atuty

  • Combo weapons
  • Ciekawa otoczka
  • Mini bossowie (psychopaci) stanowią duże wyzwanie

Wady

  • Brak DLC w zestawie
  • Chrupiące scenki przerywnikowe

Dużo akcji, dużo zombie, dużo humoru i… nic nowego.

Adam Grochocki Strona autora
cropper