Recenzja: Song of the Deep (PS4)

Recenzja: Song of the Deep (PS4)

Jaszczomb | 22.07.2016, 13:18

Serie Spyro the Dragon i Ratchet & Clank, Sunset Overdrive – gdzie w tym wszystkim miejsce na baśniową przygodę wzorowaną na Child of Light? Insomniac Games oszalało i zamiast kolorowego platformera wydało… dobranockę.

Myślałem, jak mógłbym nawiązać do baśniowego klimatu i rozpocząć ten tekst w wyjątkowy sposób. Nie mając ciekawszego pomysłu, otworzyłem swoją recenzję sprzed dwóch lat. We wstępie krótka rymowanka. Nieźle. Doszedłem jednak do wniosku, że nie ma co silić się na kolejną, bo mimo że w obu przypadkach mamy do czynienia z interaktywną baśnią, perełka Ubisoftu była tego warta. Nowa produkcja studia Insomniac – niekoniecznie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Song of the Deep to historia młodej Merryn wychowywanej przez rybaka. Ojciec ten, gdy wracał z połowów, śpiewał dziewczynce o mitycznych potworach zamieszkujących morskie głębiny. Pewnego razu nie wrócił do domu i zrozpaczona Merryn, wiedziona snem, w którym widziała tatę uwięzionego na dnie oceanu, zbudowała łódź podwodną i ruszyła mu na ratunek.

Silna i zaradna, choć młoda bohaterka, poszukiwanie bliskich, baśniowy klimat – brzmi całkiem jak . I to dobre skojarzenie, ale zamiast tamtejszego turowego RPG-a, tutaj dostaliśmy tzw. metroidvanię, czyli dwuwymiarowego platformera, gdzie ogromne plansze mają masę poblokowanych przejść, a te pokonujemy stopniowo, zdobywając nowe umiejętności. Oprócz tego, i tu usłyszymy tu narratora komentującego nasze poczynania oraz doświadczymy pięknie zaprojektowanych lokacji. Gdyby tylko sama rozgrywka stała na podobnym poziomie…

Jak na metroidvanię przystało, wraz z postępami odblokowujemy wspomniane umiejętności, które tutaj pełnią rolę ulepszeń łodzi podwodnej. Ciskanie kul magmy i lodu, wystrzeliwany hak, rakiety – wszystko to odblokowuje przejścia do kolejnych lokacji i pozwala rozwiązywać zagadki, ale też sprawdza się w walce. I chyba właśnie z tego powodu deweloper pomyślał, że potrzebujemy mrowia przeciwników na każdym kroku. Co chwilę na Merryn rzucają się meduzy, ryby miotające pociskami i inne podwodne stwory i choć zręcznościowy system walki jest w porządku, częstotliwość tych starć szybko zaczyna irytować. A opuszczenie gardy skutkuje zgonem i powrotem do checkpointa, więc trzeba mieć się stale na baczności.

Obok walki, drugim filarem są zagadki, choć zwykle ogranicza się to do aktywowania przełącznika czy przytargania części mechanizmu usuwającego blokadę. Czasem dostajemy pomysłowe wyzwanie (np. manewrowanie po ciemku, zdając się na sonar), innym razem gra atakuje nas stanowczo zbyt długą serią zagmatwanych łamigłówek z kolorowymi laserami. Jest też parę zagadek, których nie miałem okazji pokonać, bo z jakiegoś powodu przejścia otwierały się same. Tak mi się tylko wydaje, bo czegoś nie dostrzegłem? Powiedzcie to wrogom unieruchomionym w ścianie czy innym elemencie otoczenia. I to są jeszcze te „pomocne” błędy. Duże spadki klatek w lokacjach, gdzie musiałem szybko manewrować między przeszkodami – tego już nie wybaczę.

Rozgrywka wypada więc dość marnie. Czy oprawa ratuje sytuację? No, na pewno nie jest to arcydzieło na miarę . Mamy tutaj odmienne, piękne tła, lecz na krawędziach łodzi podwodnej i przeciwników widać ząbkowanie. Na plus wypada portrecik bohaterki, oddający jej aktualne emocje (porównanie do Dooma wydaje się być trochę nie na miejscu), ale nie czyni to całości specjalnie wartej zapamiętania

Na tle tej „tylko” dobrej oprawy graficznej mamy kobiecy głos narratorki i muzykę znakomicie odzwierciedlającą sytuację na ekranie. Problem w tym, że zmęczony nieustannymi walkami i spokojnymi nutami sekwencji bez potworów, zdarzyło mi się kilkukrotnie zasnąć. To taka dzika mieszkanka irytacji, relaksu i nudy – tym bardziej że historia rozwija się wolno i przewidywalnie… chociaż wszystkie elementy bajki dla dzieci posiada.

chce być jak baśń, ale to nie baśń – to gra. Nie wiadomo zresztą, do kogo skierowana. Dla najmłodszych za dużo tu zręcznościowych starć i zapamiętywania, gdzie należy wrócić z nowymi ulepszeniami. Dla starszych – często irytująca przeprawa przez mało wciągającą historię. Dodatkowo, podobnie jak w , nie zadbano o polonizację, co zupełnie niszczy najmocniejszą, baśniową stronę tytułu. Insomniac Games zajęte jest nowym Spider-Manem i zlecili ten tytuł kilkunastoosobowej grupie wydzielonej z pełnego składu. Pewnie była to grupa praktykantów, bo nie wierzę, żeby wyszło to od ojców Spyro i Ratcheta. Nie jest to zła produkcja, tylko brakuje jej duszy. Brakuje tu czegoś wyjątkowego, czym swego czasu oczarowało graczy… no, dobrze wiecie, o jakiej grze mowa.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Song of the Deep

Atuty

  • Baśniowy klimat
  • Ładna oprawa audiowizualna
  • Zręcznościowy system walki…

Wady

  • … tyle że tych starć za dużo
  • Nierówny poziom zagadek
  • Sporo błędów
  • Brak polskiej wersji

Song of the Deep do taka bajka na dobranoc – początkowo bawi i zachęca do siebie, stopniowo usypiając gracza. A jak nie zaśniecie, czeka Was zmęczenie i irytacja. Pomysł ciekawy, lecz niedopracowany.

Jaszczomb Strona autora
cropper