Recenzja: Wiedźmin 3: Krew i Wino (PS4)

Recenzja: Wiedźmin 3: Krew i Wino (PS4)

Adam Grochocki | 08.06.2016, 19:34

Instalacja wersji podstawowej, ponad 20 GB aktualizacji, wszystkie darmowe DLC, prawie 5 GB dodatku „Serca z Kamienia” i 14 GB potrzebne na „Krew i Wino”. Po tym maratonie pobierania wyruszyłem na ostatnią przygodę Geralta.

Do dodatku, podobnie jak w „Sercach z Kamienia”, możemy przeskoczyć z aktualnie rozgrzebanej rozgrywki podejmując się dodanego do dziennika questa lub zagrać w samo DLC, wybierając je z menu głównego. W odróżnieniu od poprzedniego rozszerzenia, „Krew i Wino” przedstawia zupełnie nową mapę, która jest spełnieniem marzeń wszystkich fanów sagi Sapkowskiego i cholerną pułapką dla piszącego ten tekst.

Dalsza część tekstu pod wideo

Geralt na wezwanie księżnej Anny Henrietty wyrusza do królestwa Toussaint – krainy zgoła innej niż trawione wojnami lokacje z podstawowej wersji gry. Miejsca, gdzie jednorożce wesoło hasają po zamkowych ogrodach, gdyż rzadkie potwory są pod ochroną miłośników przyrody i z pozoru beztrosko żyjących ludzi. Główny wątek fabularny, w którym Geralt musi rozwiązać kryminalną zagadkę seryjnych morderstw, obfituje w wiele twistów, zaskoczeń, powrotów… No, jest po prostu znakomity! Nie mogę napisać nic więcej, aby nie psuć zabawy. To właśnie ta pułapka, o której wspomniałem wyżej. Dodatek ma tak dużo odniesień do wiedźmińskiej sagi, a w szczególności do Pani Jeziora, że zdradzenie czegokolwiek byłoby zbrodnią. Wspaniała robota.

Zadania dodatkowe to, podobnie jak poprzednio, najwyższa możliwa półka. Weźmiemy udział w turnieju rycerskim, zbierzemy nową talię do Gwinta, zajmiemy się małżeńską kłótnią duchów, zdejmiemy klątwę oraz pomożemy właścicielom winnic. Bywa śmiesznie, bywa przygnębiająco, czasem strasznie – ale zawsze efekt końcowy satysfakcjonuje. Większość zadań jest wielopoziomowa, a ich konkluzje wielokrotnie wywrócą wszystko do góry nogami niczym najbardziej zagmatwana książka Cobena. A to tylko zadania poboczne, które przed premierą Dzikiego Gonu oznaczały zwykle powtarzanie tego samego w różnych lokacjach. RED-om pod tym względem udało się dojść do poziomu, który wydaje się nieosiągalny zarówno dla Bethesdy, jak i dla Bioware.

Cichym bohaterem Krwi i Wina jest samo Toussaint. Mapa dużo mniejsza od Velen, ale za to piękniejsza i bardziej szczegółowa. Dodanie żywych kolorów sprawiło, że gra przyciąga wzrok bardziej niż podstawka. Przepiękne zielone polany, majestatyczne góry na horyzoncie, kolorowe winnice, wielkie budowle, a wszystko to doprawione masą miejsc do odwiedzenia, bowiem na mapie umieszczono kilkadziesiąt znaków zapytania. Bardzo fajnym pomysłem było powiązanie mieszczących się pod pytajnikami znanych z podstawki gniazd potworów, ukrytych skarbów czy osad do oczyszczenia z zadaniami dla winnic. Tym samym, podejmując quest dla takiej winnicy, zaliczymy kilka miejsc, do których trzeba byłoby się specjalnie fatygować, chcąc odkryć każdy zakamarek mapy. Jakby tego było mało, do odszukania mamy jeszcze arcymistrzowskie zestawy rynsztunku Gryfa, Wilka, Kota i Niedźwiedzia oraz zupełnie nowy zestaw Mantikory. Jest co robić w tym Toussaint.

Co ciekawe, po przybyciu do Toussaint, Geralt otrzymuje własną, nieco zaniedbaną winnicę. Staniemy przed zadaniem przywrócenia jej do dawnej świetności, a przy okazji zaznamy trochę luksusu. Pomysł z winnicą nie jest specjalnie oryginalny i na dobrą sprawę nie ma tam nic do roboty. Po wydaniu kilku tysięcy orenów na renowację i wyposażenie wnętrz, wracałem tam tylko po to, aby skorzystać z jedynej w Toussaint skrzyni na przedmioty.

Wywołując przedmioty warto wspomnieć, że wraz z dodatkiem pojawiła się łatka 1.20, która dokonała kolejnej małej rewolucji w ekwipunku. Przedmioty otrzymały swoje podkategorie dla zwiększenia czytelności, wyposażenie podzielono na broń i zbroje, a wraz z nimi podzielono walające się glify. Własne rubryczki otrzymały też eliksiry, oleje i petardy. Tak powinno to wyglądać rok temu podczas premiery „trójki”. Niestety, okna ekwipunku w dalszym ciągu przełączają się bardzo wolno, a i o szybkim nawigowaniu po tych już otwartych nie ma mowy. To samo tyczy się koszmarnie długiego wczytywania gry po śmierci, a odczują to najbardziej osoby grające na najwyższych poziomach trudności.

„Serca z Kamienia” wprowadziły ulepszające rynsztunek runy, zaś „Krew i Wino” dodaje mutacje. Mutacje te mają być lekarstwem na dziesiątki zmarnowanych punktów umiejętności. Wydając dwa, trzy lub pięć punktów, co przekłada się na taką samą ilość wbitych poziomów, możemy zakupić specjalną mutację modyfikującą nasze umiejętności. Możliwości jest kilka, ale aktywna może być tylko jedna naraz. Walczący bez użycia magii zainwestują w mutacje wspomagające kontry lub zwiększające brutalność starć, amatorzy alchemii mogę zafundować Geraltowi raniącą przeciwników toksyczną krew, a fani wiedźmińskich znaków z przyjemnością dodadzą efekt zamrożenia dla Aard, siejący spustoszenie wśród ludzkich przeciwników.

Czas na podsumowanie. W dodatku „Krew i Wino” Geralt (dosłownie) żegna się z graczami i odchodzi na zasłużoną emeryturę. Rozgrywka starcza na około 30 godzin, podczas których nie ma miejsca na nudę. Fantastyczny wątek główny, rozbudowane, niekiedy wręcz wybitne zadania dodatkowe, dziesiątki odniesień i mrugnięć okiem. Żal, że to już koniec, bo może nie jest to najlepsze cRPG w ogóle, ale na pewno najlepsze od czasów Baldur’s Gate i Cyberpunka.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Wiedźmin 3: Dziki Gon

Atuty

  • Fabuła
  • Zadania dodatkowe
  • Kraina Toussaint
  • Stosunek cena/jakość

Wady

  • Ciągle powolna nawigacja po ekwipunku
  • Długie czasy wczytywania po śmierci

30 godzin gry za 84 zł? Czy trzeba pisać coś więcej?

Adam Grochocki Strona autora
cropper