Recenzja: Kholat (PS4)

Recenzja: Kholat (PS4)

Łukasz Ciesielski | 09.03.2016, 20:05

Obecna generacja konsol dostarczyła nam już sporej ilości gier z gatunku horrorów oraz tak zwanych „symulatorów chodzenia”. Polski jest kolejnym przedstawicielem obu typów. Jak krakowska pozycja wypada na tle innych? Przekonajmy się.

W niejednej recenzji wspominałem już, że lubię dobrze opracowane horrory oraz to, że nie pogardzę tytułem polegającym na eksploracji ciekawie zapowiadającego się świata. Z założenia Kholat miał spełniać oba te warunki. Tym bardzie byłem nim zainteresowany, gdyż historia opiera się na prawdziwych wydarzeniach mających miejsce ponad 50 lat temu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsze wrażenie jest nawet dobre - rysunkowe wprowadzenie przedstawia w skrócony sposób tragedię na Przełęczy Diatłowa w paśmie górskim Ural, gdzie w niewyjaśnionych okolicznościach z życiem pożegnało się dziewięciu rosyjskich studentów-alpinistów. Wstęp ten zbudował pożądane przeze mnie fundamenty grozy spowodowanej tajemniczą tragedią. Niestety niedługo po przejęciu kontroli nad postacią fundamenty te zaczęły pękać, gdyż coś, co miało być zagadką przez całą grę, szybko stało się oczywiste. Wciąż jednak nie będę wspominał, co konkretnie mam na myśli, żeby nikomu nie psuć zabawy.

Elementy grozy w horrorze powinny bazować na czymś więcej niż niepokojących dźwiękach tu i ówdzie czy wyskakującym znikąd zagrożeniu w postaci trudnej do zidentyfikowania sylwetki. Polacy nie stanęli na wysokości zadania, ponieważ nie zostałem poruszony niczym, co przygotowali. A przygotowali ogromny otwarty teren pełen gór, pagórków, zboczy, lasów i śniegu, co pod osłoną nocy prawdopodobnie wielu może wprowadzić w niepokój. W moim przypadku, z powodu powtarzalności i braku szczegółów otoczenia, efekt był zupełnie inny. Czułem się znudzony scenografią, a wycie wilków, których nigdy nie zobaczyłem, nie było w stanie mnie nastraszyć.

Głównym zadaniem jest odszukanie prawdy o wydarzeniach z 1959 roku. W tym celu musiałem pozbierać porozrzucane po „Martwej Górze” skrawki notatek. Ich treść stanowiła fabułę gry, która do najwyższych lotów nie należy. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że nie ma ona większego sensu. Pochwalić natomiast mogę system nawigacji, który wymusza na graczu nauczenie korzystania się z mapy oraz kompasu. Jest to element mogący się przydać w rzeczywistości, a tych w dzisiejszych grach jest stanowczo za mało.

Przed aktualizacją do wersji 1.01, otrzymałby ode mnie raczej niską ocenę. Na szczęście łatka poprawiła karygodne mankamenty takie jak potworne spadki animacji, które zmieniały grę w pokaz slajdów oraz doczytujące się tuż przede mną krzaki, kamienie czy szczegóły tekstur. Niektóre, mniej rażące, mankamenty jednak nadal występują. Są to długie czasy wczytywania zapisanego stanu gry, nawet po śmierci, oraz doczytujące się tekstury otoczenia po załadowaniu gry. Nad tym Polacy muszą jeszcze sporo popracować.

Ekipa ze studia IMGN.PRO miała dobre chęci, ale najwidoczniej zabrakło umiejętności i czasu na doszlifowanie produktu. Horroru nie ma tutaj za grosz, a „symulator chodzenia” po ośnieżonych górach i jaskiniach nie jest czymś, z czym obcować można dłużej niż paręnaście minut. Przejście zajmuje około pięciu godzin i jest to chyba najdłuższe pięć godzin w moim życiu.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Kholat

Atuty

  • Głos Seana Beana
  • Nawigacja po okolicach

Wady

  • Nieciekawy świat
  • Beznadziejna fabuła
  • Drobne problemy techniczne
  • Wysoka cena
  • Krótka
  • Brak atmosfery grozy

Przy solidnej obniżce ceny warto chociaż spróbować. Mimo wszystko jeśli nie jesteś fanem gier polegających w głównej mierze na eksploracji lepiej odpuść sobie ten tytuł.

Łukasz Ciesielski Strona autora
cropper