Recenzja: King's Quest Chapter 1: A Knight to Remember (PS4)

Recenzja: King's Quest Chapter 1: A Knight to Remember (PS4)

Adam Grochocki | 04.08.2015, 14:25

Trzydzieści jeden lat po części pierwszej (1984!) i siedemnaście lat po ostatniej części ósmej, King’s Quest powraca. W naszej branży opowiadanie o grach z tamtego okresu brzmi jak wspomnienia pradziadka z dwudziestolecia międzywojennego, lecz ekipa z Odd Gentlemen postanowiła zaryzykować i tak otrzymaliśmy dziewiątą już opowieść o królestwie Daventry. Sprawdźmy, czy ryzyko się opłaciło.

Seria King’s Quest opowiadała historię króla Grahama i jego potomków. Kolejne części przedstawiały przygody samego Grahama, jak również jego córki Roselli i syna Alexandra. Kontynuacja opowieści byłaby strzałem w kolano, więc zamiast tego, historię poznajemy w formie retrospekcji będącego w bardzo zaawansowanym wieku króla Grahama. Staruszek opowiada swojej nadpobudliwej wnuczce Gwendolyne jak zmieniło się jego życie, gdy szukając przygód przybył do królestwa Daventry i dołączył do rycerzy panującego wówczas króla Edwarda. Jak mający problemy ze skupieniem, wątłej postury chłopak został królem? Tego dowiemy się z opowieści.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wspomnienia starego króla Grahama ubarwia głos samego Christophera Lloyda (Dr Brown z Powrotu do Przyszłości!). Twórcy po prostu nie mogli wybrać lepiej. Charakterystyczny głos Lloyda idealnie pasuje do opowieści fantasy, a dodatkowo daje nam sporo powodów do śmiechu. Opowiadając historie, dziadek lubi trochę przekręcić fakty, to i owo ubarwić, a czasem trochę podkręcić napięcie. Czasem, gdy zginiemy w jakiejś sekwencji zręcznościowej, stary Graham wspomni, że chyba coś pomylił, bo przecież gdyby zginął, to nie opowiadałby tej historii. Pomysł z osadzeniem w roli narratora starszej wersji głównego bohatera wypada po prostu świetnie!

Rozgrywka to w głównej mierze klasyczna przygodówka ze zbieraniem przedmiotów, zagadkami logicznymi i kilkoma dostępnymi NPC. Grahamem poruszamy się swobodnie po lokacjach, a krzyżyk na padzie służy do zatwierdzania, oglądania przedmiotów i rozpoczynania dialogów. Kwadrat otwiera ekwipunek i to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o sterowanie. I wiecie co? Zupełnie to wystarcza!

W kilku momentach pojawiają się niezbyt trudne sekcje zręcznościowe. To uciekamy przed smokiem, to strzelamy z łuku, a jeszcze innym razem wykonamy proste QTE. Burzy to trochę przygodowy charakter gry, ale jest uzasadnione fabularnie i zwiększa dynamikę. Tym bardziej, że sekcje te okraszone są świetnie dobraną muzyką. 

Zagadki nie są zbyt skomplikowane, ale kilkukrotnie udało mi się zaciąć. Gra nie posiada tutoriali, systemu podświetlania przedmiotów ani notatnika z questami. Początek jest bardzo liniowy, ponieważ mamy jedną lokację i w niej rozwiązujemy zagadki. W pewnym momencie dostajemy do dyspozycji całkiem duży obszar z rozsianymi po nim zagadkami i nikt nie prowadzi nas za rączkę. Trochę zagubiony zacząłem używać wszystkiego na wszystkim, a gdy udało się coś popchnąć do przodu, uderzałem się w czoło, mówiąc do siebie: „przecież mogłem się tego domyślić”. Rozwiązanie jednej zagadki często da nam przedmiot wymagany do kolejnej, a to wymaga niezłej orientacji w terenie i, co za tym idzie, dokładnego eksplorowania lokacji. Bardzo szkoda, że gra nie posiada polskich napisów, bo w paru przypadkach otrzymujemy wskazówki od NPC-ów i zrozumienie ich wymaga co najmniej niezłej znajomości angielskiego. Niestety nikt nie przewidział opcji przewijania dialogów. Nie są słabe, ale nieraz, chcąc przypomnieć sobie informacje przekazane przez postać niezależną, musimy odsłuchać tych samych linijek. Gdy trzeba powtórzyć jakiś fragment zręcznościowy, sytuacja wygląda identycznie. Najpierw trzeba odsłuchać wypowiedzi wszystkich zainteresowanych i dopiero można wziąć udział w zadaniu. Liczę na poprawkę w kolejnych odcinkach.

Podobnie jak w produkcjach Telltale, czasem musimy podjąć decyzje wpływające bardziej lub mniej na rozgrywkę. W większości przypadków skutki wyborów widzimy natychmiast, np. podczas poszukiwania oka bestii mamy kilka ścieżek i obranie jednej blokuje pozostałe. Zdecydowanie rzadsze są poważniejsze decyzje - przykładowo mogłem zabić lub oszczędzić jedną z bestii. Wybrałem drugą opcję, a skutki tej decyzji zobaczę dopiero w kolejnych epizodach. Wtedy też będzie można ocenić, jak bardzo nasza ingerencja namieszała w królestwie Daventry.

Pod względem technicznym King’s Quest zostawia daleko w tyle produkcje od Telltale, które z braku innych przygodowych opcji można nazwać konsolową konkurencją. Jest płynnie, nic nie przycina, loadingi są króciutkie. Działa bardzo dobrze i wygląda przepięknie. Całe królestwo Daventry to podręcznikowy przykład krainy fantasy. Majestatyczny zamek, obłędne widoki, śliczne rzeki, a za moment mroczne lasy i podziemne jaskinie zamieszkane przez potwory. Poziom trzymają także postaci, przypominające bohaterów filmów Disneya. Są mocno przerysowani, a sama ich aparycja mówi nam wszystko o ich charakterze. Fakt, że postaci mają bardzo długie i chude nogi, jest ponadto pretekstem do powracającego dość często, znanego z memów internetowych żartu – don’t skip leg day! Zresztą nawiązań do popkultury jest dużo więcej, a tego nigdy za wiele.

Czy warto? Cały sezon King’s Quest kosztuje w PSN 169zł, czyli dwukrotnie więcej niż w przypadku coraz popularniejszych gier epizodycznych. Wydaje się dużo, ale zawartości w nich też jest sporo. Ukończenie odcinka zajęło mi około 7 godzin, czyli ponad dwukrotnie więcej niż w przypadku tytułów od Telltale. Nie wiemy, jaki poziom będą prezentować kolejne odcinki dlatego polecam zainwestować w pierwszy, kosztujący 42zł, i sprawdzić czy to Wasze klimaty. Jeśli zagrywaliście się Monkey Island, to jestem pewien, że się Wam spodoba.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry King's Quest (2015)

Atuty

  • Zróżnicowane zagadki
  • Piękny styl graficzny
  • Christopher Lloyd!
  • Długi czas gry

Wady

  • Brak możliwości przyspieszania dialogów 
  • Przydałyby się polskie napisy

King’s Quest to bardzo udane przeniesienie gatunku przygodówek na interfejs czysto konsolowy. 

Adam Grochocki Strona autora
cropper