Recenzja: Godzilla (PS4)

Recenzja: Godzilla (PS4)

Paweł Musiolik | 22.07.2015, 16:15

Kaiju. Król Potworów. Po prostu Godzilla. Niezależnie od wieku, nie ma chyba osoby, która nie znała by tego kultowego potwora z japońskiej wytwórni filmowej Toho. Trafił do gromnej liczba filmów, a do tego wielu gier, które odnosiły różne wyniki. Bandai Namco postanowiło powrócić do tematu kaiju i w sprzedaży pojawiła się Godzilla. Czy warto grze dać szansę?

Tylko i wyłącznie jeśli należycie do fanów Godzilli. Jedynie w ten sposób będziecie w stanie zrozumieć zamysł Bandai Namco dostarczenia gry, w której cała mechanika poruszania się i walki jest drętwa jak filmy z Godzillą. Nie oczekujcie finezyjnych pojedynków z Kingiem Ghidorahem, Mothrą czy Jet Jaguarem. Nie ten adres. Wybrany przez nas kaiju (bo możemy grać nie tylko Godzillą) ma zwrotność odpowiadającą czemuś, co ma 100 metrów i waży z 60 ton. Początkowo nawet dysponujemy jedynie czterema rodzajami ataków i dopiero wraz z późniejszym rozwojem (tutaj nazwanym ewolucją) zyskujemy nowe ruchy, nadające mikroskopijnej głębi walkom. A te, zaskakująco, nie są główną osią gry.

Dalsza część tekstu pod wideo

Podstawowym trybem jest God of Destruction w którym startujemy jako 50 metrowa Godzilla i naszym celem każdorazowo jest zniszczyć generatory energii G. Niszcząc pojazdy G-Force i będące w lokacjach budynki, wchłaniamy energię G, dzięki której Godzilla rośnie. Dorzucono także tutaj licznik combo, czyli im szybciej niszczymy budynki, tym większy mnożnik wchłaniania energii G, dzięki czemu szybciej rośniemy. Atrakcjami w misjach są pojedynki z innymi kaiju, dobieranymi za każdym razem (z nielicznymi wyjątkami) losowo, a niektóre z nich wywołać trzeba wykonując wcześniej odpowiednie kroki. Myślicie, że gra nam cokolwiek podpowiada? Zapomnijcie. Jesteśmy zdani tutaj wyłącznie na siebie i ciągłe eksperymenty. Zwłaszcza że początkowo nie jesteśmy w stanie ukończyć całego wątku fabularnego, a jedynie jego część. Z pomocą przychodzi nam nagrywanie ujęć badawczych, po cztery na każdą planszę. Ich zbieranie odblokowuje także wpisy w encyklopedii wewnątrz gry, więc tutaj mamy podwójną motywację jeśli nie znamy wszystkich stworów od Toho lub po prostu o części zapomnieliśmy.

W tym trybie możemy grać także jako obrońca ludzkości i wtedy podczas walki z najeźdźcą musimy pilnować, by nie zniszczyć zbyt dużej liczby budynków. Jako najeźdźca, ale inny niż Godzilla, możemy sobie grać chociażby Mothrą czy Biollantem.

Oprócz tego mamy jeszcze tryb będący wariacją survivalu. Walczymy w nim z sześcioma innymi kaiju. I to tyle, jeśli chodzi o atrakcje dla jednego gracza. Całości dopełnia sieciowy tryb Versus 1v1 lub 1v1v1... z tym że sieciowa rozgrywka niesamowicie laguje. Próbowałem rozegrać kilkanaście pojedynków - z kilku wyrzuciło mnie w trakcie gry, pozostała część to był festiwal slajdów, który na szczęście dzięki typowi rozgrywki pozwalał jakoś rundę zakończyć. Absolutnie niezrozumiałą decyzją jest brak lokalnych trybów dla dwóch graczy. Na prawdę nie wiem, co pchnęło Bandai Namco do tak głupiej decyzji, zwłaszcza gdy sieciowa gra działa fatalnie.

Wcześniej wspomniałem też o tym, że możemy grać innymi kaiju oraz je ulepszać. Każdorazowo po pokonaniu naszego rywala dostajemy jakąś liczbę jego komórek i za nie właśnie możemy albo odblokować danego kaiju, albo ulepszać Godzillę czy innego potwora. Oczywiście im dalej w las, tym rzadszych komórek potrzebujemy, więc musimy sporo się namęczyć, by pojawił się odpowiedni przeciwnik. To może niektórych na dłuższą metę zniechęcić. Ale to typowo japońskie podejście do takich elementów. I musimy mieć to na uwadze.

Grafika jaka jest – każdy widzi. Prosta, bez fajerwerków. Co prawda lokacje w grze mają nawiązywać do makiet, na których kręcono filmy, ale i tak są za małe i niewiele wrzucono rzeczy do niszczenia. W teorii gra działać ma także w 60 klatkach na sekundę, ale w praktyce spadki płynności zdarzają się często. Ot, urok japońskich średniaków. Perełką jest za to oprawa dźwiękowa, a raczej liczba oryginalnych motywów wyjętych z filmów. Tutaj niejednemu fanowi zakręci się łezka w oku.

Patrząc na całość chłodnym okiem, nie sposób uciec od wrażenia, że to naprawdę nie jest gra dla każdego. Ba, Bandai Namco nawet się nie kryło za bardzo z tym faktem. To gra kierowana przede wszystkim (wyłącznie) do fanów Godzilli. I to oni będą się przy niej najlepiej bawić. Reszta może sobie nie zawracać głowy produkcją, bo i tak nie będzie w stanie zaakceptować kiczowatej formy a'la filmy Toho.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Godzilla

Atuty

  • Godzilla i cała reszta kaiju
  • Tak samo kiczowata jak filmy
  • Licencja, a co za tym idzie - muzyka
  • Przy swojej prostocie i powtarzalności - wciąga

Wady

  • Brak lokalnego trybu rywalizacji
  • Bardzo słaby kod sieciowy
  • Powtarzalna rozgrywka
  • Grafika

Jedna z tych produkcji, którą można określić mianem guilty pleasure. Rozkładając na pojedyncze elementy nie widać zbyt wiele dobrego, ale całość ma w sobie jakąś dziwną moc przyciągania. No i nie ukrywajmy - gra tylko dla fanów Godzilli.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper