Recenzja: Toren (PS4)

Recenzja: Toren (PS4)

Andrzej Ostrowski | 16.05.2015, 13:30

Piękna i bestia, dosłownie! Mało który tytuł wzbudził we mnie tyle mieszanych uczuć. Parokrotnie chciałem odłożyć pada, stwierdzając, że mam już zwyczajnie dość tej gry. Kiedy jednak ze względu na obowiązek grałem dalej, to w pewnym momencie produkcja całkowicie mnie oczarowała, powodując, że zapomniałem o całym otaczającym mnie świecie…

Historia krąży wokół kobiety na początku określanej jako Księżycowe Dziecię. Została zamknięta w tajemniczej wieży, w której ma do wykonania jedno i tylko jedno zadanie – zabić smoka. Problem polega na tym, że do tej pory nie potrafiła tego zrobić. Powiem więcej – ginęła w każdej potyczce, będąc uwięziona w przerażającym cyklu reinkarnacji, musząc niczym Syzyf kontynuować pozornie niewykonalne zadanie. Produkcja rozpoczyna się fazą wczesnodziecięcą. Raczkowanie trwa niewiele dłużej niż kilka sekund, szybko przenosząc nas do trochę dłuższego okresu dziecięcego. Po nim następuje wiek nastoletni, a ten z kolei kończy się dorosłością. Nie myślcie jednak, że mamy jedno życie czy gramy ciągle tą samą postacią. O nie, nie. Jeśli zginiemy, to giniemy „naprawdę”. Parokrotnie zresztą gra zabije nas sama. Słowo-klucz: reinkarnacja. Na szczęście poszczególne fazy przechodzimy tylko raz.

Dalsza część tekstu pod wideo

Śmierć nie jest jednak tylko wczytaniem punktu zapisu. Każdorazowo usłyszymy głos wspierającego nas mędrca, który będąc narratorem, wprowadza nas w całą opowieść. Sam w sobie mówi metaforami, odwołującymi się do całej masy trudnych spraw. Rozważa naturę śmierci, upływ czasu, a także nawiązuje do wytworzonej przez człowieka kultury i roli, jaką pełnią w niej ludzie. Sama wieża zaś jest niemalże żywcem wyjęta z przypowieści o wieży Babel. Ludzie w Toren zbudowali ją z mniej więcej tego samego powodu, co w Biblii. Nawiązań do jednej z najważniejszych książek ludzkości nie brakuje. Jednym z pytań, jakie zadaje gra, to kwestia złożenia w ofierze pojedynczej osoby dla zbawienia wszystkich innych. Polemika z męczeńską śmiercią Chrystusa? Tak, ją też tutaj znajdziemy. A na dodatek to tylko jeden z dwóch wątków, bo w tle cały czas dzieje się jeszcze historia jadącego nam na ratunek wojownika. Tą jednak poznajemy już ze zbieranych w grze fragmentów mitu.

Całość klimatu jest wspierana przez fantastyczną ścieżkę dźwiękową przypominającą utwory Joe’a Hisaishiego tworzącego dla studia Ghibli. Z początku są spokojne, a potem coraz bardziej niepokojące, idealnie wspierając wciągający jak odkurzacz klimat. Macie zresztą próbkę. Muzyka tuż obok historii i klimatu jest największym plusem całej gry. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, iż więcej ich już nie odnajdziemy.

Dzieje się tak, gdyż rozgrywka w Toren to prawdziwy koszmar. Dawno, ale to naprawdę dawno nie widziałem tak niedorobionej gry. Całość w założeniu nawiązuje do ICO, ale przy nim Toren jest niepełnosprawnym ruchowo dzieckiem. Animacje są koślawe, wręcz niedołężne. Kamera jest irytująca i nie raz zasłoni nam całe pole widzenia lub zwyczajnie zwariuje, a to dopiero wierzchołek góry lodowej! Produkcja wręcz kipi od błędów. Znikające obiekty, przenikanie się tekstur, wypadnięcie z planszy, błędy zmuszające do restartu etapu z racji braku możliwości jego ukończenia, rwanie dźwięku, zawieszanie się animacji… mogę wymieniać długo. A to wszystko w ciągu zaledwie dwóch godzin, bo na tyle nam Toren wystarczy! Czy ktokolwiek tę grę w ogóle testował?! 

Na dodatek sam tytuł nie oferuje zbyt wiele zabawy. To jest gra logiczna, więc czepianie się szczątkowej walki czy przeskakiwania z platformy na platformę nie ma sensu, ale łamigłówki są po prostu leniwe. Omijaj wrogów, przeskocz gdzieś, przesuń pudełko, rozpal pochodnię – powtórz. Na dodatek większość nie wymaga w ogóle myślenia, bo od razu widzimy rozwiązanie. Jedynym wyjątkiem są dwie, góra trzy zagadki, przy których da się pochwalić twórców za kreatywność. Chyba w żadnej grze nie wykorzystywałem swoich własnych skamieniałych zwłok w celu przekradnięcia się. To jednak zbyt mało jak na dwie godziny gry.

Dochodząc do konkluzji, muszę stwierdzić, że ocenę wystawiałem z bólem serca. Problemy techniczne czy leniwie zrobiona rozgrywka jednak w żadnym wypadku nie pozwala mi myśleć o wyższej. To nie są drobne rzeczy, a naprawdę poważne niedociągnięcia. Cena 37,80 złotych dla Plusowiczów jest trochę zbyt wygórowana jak na tak niedorobioną produkcję. Z drugiej jednak strony stosunkowo powoli rozwijająca się opowieść i klimat spowodowały, że zakochałem się w tym tytule. Uwielbiam, kiedy gry wymagają ode mnie czegoś więcej niż szybkiego naciskania przycisków. Ostatnie sekwencje Toren poruszyły mnie tak bardzo, że cały świat poza grą przestał istnieć. Dzwoniący telefon, pukanie do drzwi – to wszystko było bez znaczenia przy stanie katharsis, którego doświadczyłem. Nie będę namawiał Was do zakupu, ale jeśli gra pojawi się w ofercie PlayStation Plus, dajcie jej szansę. Myślę, że nie pożałujecie.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Toren

Atuty

  • Wciągająca opowieść
  • Wszechobecny klimat
  • Przepiękna muzyka
  • Ogromna ilość nawiazań i metafor

Wady

  • Wariująca lub zasłaniająca widok kamera
  • Zawieszanie się animacji
  • Nieciekawe łamigłówki
  • Glitche zmuszające do restartu etapu
  • Zbyt odległe od siebie punkty kontrolne
  • Przenikające się tekstury

Toren jest przepiękną opowieścią z całą masą metafor, nawiązań i wspaniałą muzyką. Nie wynagrodzi nam jednak ilości błędów oraz problemów technicznych, które napotkamy w trakcie dwugodzinnej rozgrywki.

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper