Recenzja: Tropico 5 (PS4)

Recenzja: Tropico 5 (PS4)

Andrzej Ostrowski | 10.05.2015, 09:00

Tropikalna miłość pośród krzywych jak jasna cholera dróg. Pierwsza poważna gra strategiczno-ekonomiczna na PlayStation 4, którą można albo kochać, albo nienawidzić. Pytanie tylko, czy ostatecznie mamy do czynienia z dobrą produkcją?

Historia cyklu zaczęła się w 2001 roku wraz z wypuszczeniem na komputery stacjonarne pierwszej części. Niewiele się zmieniło od tamtego czasu. Wciąż wsuwamy swoje stopy w buty dyktatora, aby wcielić się w El Presidente i objąć kontrolę nad małą, tropikalną wysepką. Zarządzamy nią w sposób będący krzyżówką rozmaitych Tycoonów z grami pokroju SimCity czy ostatnio modnego na pecetach Cities: Skylines.

Dalsza część tekstu pod wideo

Różnicą jest oczywiście kontrolowanie wyspy z pozycji dyktatora. Z początku wykonujemy rzeczy typowe dla gier strategiczno-ekonomicznych - budujemy różnorakie budynki, od domów mieszkalnych, po budowle powiązane z jedną z trzech dostępnych gałęzi przemysłu. To od nas będzie zależeć, czy będziemy chcieli ściągnąć turystów czy też zostać industrialną lub rolniczą potęgą. Zawsze też można korzystać z wszystkiego po trochu na przestrzeni epok.

Tych w grze są cztery. Naszą przygodę zaczniemy jako gubernator rządzący w imieniu króla maluteńką kolonią. Z czasem jednak wywołamy rewolucję, obejmując władzę nad całą wyspą. Przynajmniej w teorii, gdyż mieszkańcy Tropico chcą demokracji. To już od nas zależy, jak do tego podejdziemy. W naszym dyktatorskim arsenale jest cała masa opcji do wykorzystania. Możemy żyć w zgodzie z naszym ludem, wydając przychylne mu dekrety, lub wręcz przeciwnie – wziąć go pod buta za pośrednictwem policji, wojska i wszechobecnej inwigilacji. Nasze konto w Szwajcarii samo się nie zapełni, a ulepszenia postaci robione za zdefraudowane pieniądze mogą się bardzo przydać.

W międzyczasie musimy balansować pomiędzy różnymi potęgami. Nasza wysepka nie jest jedynym lądem na świecie. W okresie wojen światowych zainteresują się nami alianci i państwa osi. Potem przeniesiemy się do czasów zimnej wojny, aby ostatecznie skończyć we współczesności.

Nim jednak to wszystko zrobimy, najpierw musimy zapoznać się ze sterowaniem. Na padzie gra się całkiem przyjemnie. Lewą gałką sterujemy kursorem, a prawą kamerą. Kombinowane ze spustami przyciski służą za wyświetlanie poszczególnych okien i tabelek, po których poruszamy się krzyżakiem. Jedyny zarzut, jaki mam do sterowania, to brak precyzji przy wybieraniu obiektów. Nasz kursor ma kształt dużego koła i jeśli budynki lub obywatele są zbyt blisko siebie, to możemy mieć problem z dokładnym wybraniem interesującego nas obiektu.

Zajmując się rozwojem, szybko zauważymy pierwsze drobne błędy. Budynków jest cała masa, ale w rzeczywistości nie wszystkie są opłacalne czy nawet potrzebne. Grze brakuje trochę balansu, co powoduje, że po kilkunastu godzinach odkryjemy, iż w rzeczywistości jest tylko jedna „słuszna” droga rozwoju. Niezależnie jednak od wybranej, będziemy walczyli z krzywymi ulicami. Zrobienie układu ulic w kształcie szachownicy często okazuje się zadaniem nie do wykonania, bo gra z nieznanego powodu nie chce pozwolić nam połączyć poszczególnych miejsc. Efektem tego są niekiedy dziwaczne układy przypominające dzieło pijanego planisty.

Napotkamy również problemy z wydajnością. W późniejszych epokach tytuł potrafi brzydko stracić całą masę klatek na sekundę, prowadząc do krótkich pokazów slajdów. Nie trwają dłużej niż 2-3 sekundy, ale budzą niesmak. Inną rzeczą są powielane już od pierwszej części błędy. Brak możliwości dokonywania wszystkich ulepszeń jednocześnie doprowadza szybko do frustracji dyktowanej potrzebą podnoszenia wydajności każdego pojedynczego budynku. Przy 100-200 pozycjach robi się to irytujące. Podobnie będzie w wypadku wybieraniu zarządców poszczególnych biznesów oraz ustalania płac w danym sektorze.

Same płace i ekonomia nie raz doprowadzą nas do szewskiej pasji. Tropikanom po zdobyciu wykształcenia często nie chce się pracować. Wymarzone zawody, maksymalne pensje, benefity, luksusowe apartamenty – nic ich nie przekona do podjęcia pracy. Będą woleli swoje ulepione z błota szałasy, pozostawiając nasze wybudowane w pocie czoła fabryki nieobsadzonymi. Przynajmniej póki nie dołączą do rewolucjonistów, chcąc je jeszcze na dodatek zniszczyć. Niewdzięcznicy! Gorzką prawdą jest, że mechanizm rewolucji nie ma zbyt wielkiego sensu. Możemy mieć maksymalne poparcie i szczęśliwość, a i tak nie poradzimy sobie bez corocznego wysyłania wojska na naszych obywateli. Pięć odsłon to dla twórców serii za mało na poprawienie znanych od dawna problemów.

Z drugiej jednak strony poświęciłem Tropico 5 masę czasu. Pomimo drobnych błędów, to wciąż solidna gra strategiczno-ekonomiczna. Nawet nużąca i zbyt mało różnorodna ścieżka dźwiękowa nie zniechęciła mnie do grania dalej. Satysfakcja z przekształcania naszej dzikiej wyspy w tropikalne imperium jest ogromna. Co chwile wpadamy na kolejny pomysł, aby jeszcze bardziej ulepszyć naszą ekonomię czy też spróbować coś zmienić w życiu podległych nam Tropikan. 

Przy tym gra jest naprawdę trudna i nie raz będziemy próbowali odkryć rozwiązanie na nasze problemy, aby ostatecznie zwrócić się o pomoc do Googla. Bez dobrego poznania zasad mechaniki, szybko obalą nas rebelianci lub wrogie armie złupią naszą wysepkę. Ta na dodatek może być jeszcze nawiedzona przez widowiskowe klęski żywiołowe, a to wszystko w realiach deficytu budżetowego. W trudu i znoju będzie nas wspierać przychylna, acz frywolna spikerka radiowa oraz wierny nam adiutant. Obydwie postacie są kopalnią osładzającego grę humoru oraz jaj wielkanocnych. Jak spikerka radiowa zaczęła nucić The Ballad of Serenity, to niemalże zakręciła mi się łezka w oku.

Tropico 5 jest naprawdę wciągającą i angażującą gracza produkcją. Syndrom „jeszcze kilku minut” działa tutaj niezwykle mocno, a początkowy wysoki poziom trudności powoduje, że przez długie godziny nie będziemy narzekać na nudę. Chcąc tego wszystkiego doświadczyć, będziemy musieli niestety wybaczyć produkcji całą masę drobnych błędów. Jeśli jesteśmy na nie wyczuleni, to Tropico 5 może doprowadzić do frustracji. Tutaj jest coś za coś. To mimo wszystko pierwsza poważna gra strategiczno-ekonomiczna na PS4. Wykazując się cierpliwością oraz tolerancją, dostaniemy produkcję na naprawdę wiele długich, dobrze spędzonych godzin. Kolejnego tytułu tego typu prędko raczej nie dostaniemy.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tropico 5

Atuty

  • Angażująca rozgrywka
  • Daje dużo satysfakcji
  • Ogromna grywalność
  • Gra nie kończy się na jednym przejściu
  • Klimat
  • Wysoki poziom trudności
  • Humor i nawiązania do popkultury

Wady

  • Problemy z tworzeniem ulic w układzie szachownicy
  • Błędy w działaniu ekonomii i rebeliantów
  • Nużąca, mało różnorodna muzyka
  • Potrafi chrupnąć

Pierwsza gra strategiczno-ekonomiczna na PS4. Jeśli wybaczymy jej drobne błędy, to dostaniemy satysfakcjonującą rozgrywkę na wiele godzin.

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper