Recenzja: Q*Bert Rebooted (PS4)

Recenzja: Q*Bert Rebooted (PS4)

Andrzej Ostrowski | 05.03.2015, 09:30

Kojarzycie postać Q*Berta? A przynajmniej animację Ralph Demolka? Mogliśmy w niej zobaczyć Q*Berta w roli bezdomnego. Ostatnio jednak dostał angaż w pewnym remasterze. Niestety jego gwiazda ponownie od tego nie rozbłyśnie.

Q*Bert oryginalnie narodził się w 1982 roku, debiutując na automatach. Został stworzony przez studio Gottlieb i bardzo szybko zdobył popularność. W założeniu był platformówką 2D i wykorzystywał rzut izometryczny, tworząc pseudo-3D. Powstał nawet cały gatunek tego typu gier, ale dziś (nie)stety raczej już martwy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Śmieszny stworek charakteryzował się niezrozumiałym popiskiwaniem, które miało odzwierciedlać jego mowę. Postawione przed graczami zadanie było pozornie proste. Grając na automatach, dostawaliśmy planszę w postaci ułożonych w piramidę bloków, po których skakaliśmy, zmieniając w ten sposób ich kolor. Cel gry: zmienić kolory wszystkich bloków. Z początku nic trudnego, ale z czasem, kiedy bloki zmieniały się dynamicznie pod naciskiem, musieliśmy w głowie rozpracowywać całe sekwencje do przodu. I to szybko, bo w międzyczasie gonił nas wężopodobny Coily. Z czasem do paczki niemilców dołączali jeszcze Slim i Slam, zmieniający kolory bloków pod naciskiem, i Ugg z Wrongwayem, którzy przelatywali po ukosie przez planszę. Oczywiście musieliśmy unikać konkretnych kreatur, gdyż Q*Bert nie jest typem wojownika i przy dotknięciu części z nich – ginął.

To i wszystko inne możemy ograć w dodanej do remastera oryginalnej wersji tytułu. Gra, w szczególności na dalszych etapach, jest bardzo trudna, ale jeśli damy jej szansę, to z pewnością zmusi do pracy nasze szare komórki. Jedną z ważniejszych rzeczy w automatowym Q*Bercie była oczywiście tablica wyników. Produkcja była na tyle wymagająca, że możliwość wbicia się na pierwsze miejsce, automatycznie nobilitowała nas pośród innych fanów tego tytułu, którzy przychodzili do salonu gier.

Wszystko to czego brakuje w remasterze. Na pewno dużym plusem jest to, że twórcy dali nam możliwość wyboru pomiędzy oryginalną a odświeżoną wersją, ale obydwu brakuje najważniejszego – tablicy wyników online. Punkty w Q*Bert Rebooted nie służą absolutnie do niczego. Nie pochwalimy się nimi fanom gry, gdyż tych raczej nie spotkamy zbyt często. Może udałoby się wśród znajomych, ale szczerze mam wątpliwość, czy ktokolwiek wokół siebie znajdzie oddane i wierne Q*Bertowi grono, które dzień w dzień katuje produkcję, aby tylko pochwalić się wynikiem.

Naszym największym wrogiem w edycji odnowionej będzie sterowanie. Kierowanie Q*Bertem po całej piramidzie jest po prostu koszmarne. Póki skaczemy po liniach prostych – wszystko gra. Jeśli jednak tylko będziemy chcieli skoczyć po ukosie… trzymajcie mnie. Musimy wychylić gałkę IDEALNIE pod kątem 45 stopni, inaczej Q*Bert skoczy w bok. Plansze zaś są znacznie mniejsze, co oznacza, że wiele razy zginiemy nie dlatego, że nie pomyśleliśmy, tylko dlatego, że gra nie zaliczyła nam skoku po ukosie. Na kontrolerze PS4 zdarzało mi się to tak często, że kiedy tylko mogłem, to używałem d-pada. Na nim jednak kompletnie nie da się skakać po ukosie (zero tolerancji, jeśli nie naciśniemy przycisków dokładnie w tym samym momencie), więc byłem zmuszony co chwile przeskakiwać palcem pomiędzy gałką a d-padem. Świetna zabawa! Tak świetna, że gdybym spotkał Q*Berta na dworcu, to zadzwoniłbym po policję, żeby go zabrali. Edycja oryginalna nie ma na szczęście tego problemu.

Sama rozgrywka skupia się na przechodzeniu kolejnych plansz. Te oczywiście różnią się poziomem trudności, a z czasem budową. Q*Bert Rebooted jest w teorii (STEROWANIE!) dużo łatwiejszy niż oryginał. Biorąc pod uwagę, że ten jest dostępny z menu głównego, nie zaliczam tego jako minusa. A raczej nie zaliczyłbym, gdyby nie pewne detale. Przedstawione wyżej założenia niespecjalnie się zmieniły – świetnie. Plansze są mniejsze – w porządku. Problem w tym, że w efekcie wiele znanych z oryginału rzeczy straciło sens. Nie będziemy tutaj za wiele myśleli, nie będziemy raczej oszczędzali latających dysków, dzięki którym mogliśmy dostać się na szczyt piramidy i uciec goniącym nas potworom. 

Na dodatek w wersji odświeżonej pojawiło się coś, co określono jako „wyzwania”. Każdy, składający się z kilku plansz etap możemy zaliczyć trzykrotnie. Za pierwszym razem musimy po prostu przejść wszystkie plansze. Za drugim robimy to na czas, a za trzecim zbieramy określoną ilość punktów. Do pójścia dalej musimy wykonać tylko pierwszy cel. Pytanie brzmi – czemu nie możemy zaliczać tego wszystkiego w ramach jednego etapu? Czemu gra nie zaliczy mi drugiego wyzwania, jeśli przejdę je w określonym czasie już przy pierwszym podejściu? Czemu jeszcze raz będę musiał zdobywać punkty, jeśli zdobyłem określoną ilość za pierwszym razem? Po co to nachalne przedłużanie długości gry? Jak ma mnie to do czegokolwiek zachęcić?

Na plus trzeba zaliczyć pewną innowację. W grze pojawiły się kamienie szlachetne, które będziemy mogli wykorzystywać do odblokowania kolejnych postaci z rodziny Q*Berta. Niestety, poza efektem wizualnym, nie dostaniemy nic więcej. Wielka szkoda, bo gra przeraźliwie cierpi na brak świeżej zawartości.

Choć to brutalne, uważam, że Q*Bert w obecnej formie powinien niestety pozostać na śmietniku historii gier wideo. Ci, którzy go pamiętają, z pewnością poczują nostalgię, ogrywając dostępny w grze oryginał. Przejście na wersję odnowioną szybko jednak spowoduje podkłady tłumionej frustracji i niechęci. Naprawdę warto zobaczyć oryginał, ale sam remaster przez sterowanie szybko nas do siebie zniechęci. Skok na kasę? Być może, bo jeśli na chwilę zapomnimy, że mamy do czynienia z ponad 30-letnią grą, to zobaczymy jedynie nie najlepiej wykonaną grę. Chyba że kupimy ją tylko dla dostępnej oryginalnej wersji tytułu. W tym wypadku świadomy zakup ma sens. Jeśli jednak ktoś oczekuje po edycji zremasterowanej fajerwerków, to srogo się zawiedzie.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Q*Bert Rebooted

Atuty

  • To Q*Bert
  • Dodany oryginał
  • Nowe postacie

Wady

  • Fatalne sterowanie
  • Mało zawartości
  • Potrzeba wykonywania tych samych etapów trzykrotnie
  • Straszliwe uproszczenie względem oryginału
  • Brak tablicy wyników online

Warto zagrać w dostępny w grze oryginał, ale edycja odświeżona jest od niego dużo słabsza. Raczej zniechęci niż da frajdę. Chyba że świadomie kupimy grę tylko dla dostępnego oryginału.

Andrzej Ostrowski Strona autora
cropper