Recenzja: Trine Enchanted Edition (PS4)

Recenzja: Trine Enchanted Edition (PS4)

Jaszczomb | 25.12.2014, 10:00

Po oszałamiających widoczkach z ciężko jest wrócić do części pierwszej. Na szczęście jednak wciąż broni się tym, co niegdyś oczarowało graczy i umożliwiło powstanie wspaniałego sequela.

Nie ma się co oszukiwać – „podkręcanie” oryginału nie jest zrobione tak ambitnie, jak choćby odnowione Metro 2033 Redux. Jest to jednak pozycja obowiązkowa, coś jak pierwszy Portal – krótki, gameplayowo rześki i przy tym na tyle grywalny, by stanowić podstawę dla rozbudowanej kontynuacji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Podobnie jak w wiekowym Lost Vikings, wcielamy się tu w trzech bohaterów - rycerza Pontiusa, złodziejkę Zoyę i maga Amadeusa. Zostali oni połączeni w jedną postać poprzez tytułowy artefakt Trine, co pozwala graczowi przełączać się w locie między całą trójką. Pontius to niezrównany mistrz miecza i potrafi bronić się tarczą przed zagrożeniem, Zoya strzela z łuku oraz huśta się na linie, a Amadeus potrafi tworzyć pudła, kładki i unoszące się w powietrzu podesty. Tylko współpraca pozwoli im przemierzyć piętnaście plansz (+ jedną bonusową) i wyzwolić królestwo od nieczystych sił.

Najważniejsze jest kombinowanie. Próbując przeskoczyć jezioro lawy, możemy wybrać maga i stworzyć kładkę. Mag nie żyje? Przehuśtajcie się na linie złodziejką. Został tylko rycerz? Wykorzystajcie ulepszenie tarczy, pozwalające przyciągać i odpychać przedmioty, by stworzyć ścieżkę z leżących obok kamieni. Zginąć tu nietrudno, ale nie jest to wadą, bo wykazywanie się nieszablonowym wykorzystywaniem pozostałych postaci, które to pomysły pewnie zaskoczyłyby samych twórców, jest najbardziej satysfakcjonujące.

Zabijając szkielety i zbierając znajdźki zwiększamy doświadczenie naszej ekipy, a to pozwala rozwijać umiejętności. Szarża dla woja, większa liczba przedmiotów tworzonych przez maga czy też miotanie kilku strzał naraz jest dość przydatne, lecz nie niezbędne, by ukończyć grę. Poukrywano też skrzynie z amuletami, które dają rozmaite bonusy, lecz całość jest na tyle prosta, by te kilka dodatkowych punktów życia czy kilka dodatkowych kładek nie robiło specjalnej różnicy.

Jeśli na koncie macie wyłącznie drugą część, poczujecie się tu jak w domu. Menu i system sterowania (włącznie z celowaniem i tworzeniem przedmiotów poprzez touchpad) zostały żywcem wyjęte z Complete Story. Pożyczono również silnik, dzięki któremu fizyka obiektów jest bardziej naturalna. Graficznie zaś jest już gorzej niż w dwójce i z różnym skutkiem próbowano ukryć to pod przesadnymi refleksami światła. Trine: EE wciąż wygląda bajecznie, oferuje magiczne 1080p/60fps i stereoskopowe 3D, lecz nie jest to poziom przepięknego sequela.

Względem oryginału gra jest przyjemniejsza w odbiorze. Porzucono wredne nietoperze (!), dodano szkielety na ostatnim poziomie (w końcu jakieś wyzwanie, nie ma co narzekać!), a ze znajomym zagramy nie tylko przy jednej konsoli, ale także przez Sieć. Kooperacja jest oczywiście docelową formą zabawy (do trzech osób), ale grając samemu jest równie fajnie, szczególnie gdy trzeba wykazać się sprawnym zmienianiem postaci w locie.

Tytuł nie wspiera opcji Cross-Buy dla posiadaczy Trine na PS3, chociaż na pecetach Enchanted Edition wypuszczono w formie darmowej aktualizacji. Przyczyną jest podobno zmiana wydawcy, ale cena lekko ponad pięciu dyszek nie powinna zniechęcić nikogo do tej kilkugodzinnej przygody. Boli brak polonizacji, szczególnie że narracja przypomina tu opowiadaną baśń, a sama formuła rozgrywki prowokuje do kombinowania, co dla rozwoju małolata wypadłoby na plus. Ostatecznie dostajemy uboższą wersję sequela, opierającą się dokładnie na tych samych zasadach.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Trine

Atuty

  • Poprawiona oprawa graficzna
  • Lepsza praca nowego silnika
  • Pole do popisu dla kombinatorów
  • I dla samotnika, i do co-opa

Wady

  • Miejscami przesadne refleksy światła
  • Brak polonizacji

Najlepsze wydanie pierwszej części bez denerwujących aspektów oryginału, jednak za niewiele większe pieniądze dostaniemy znacznie bogatszą i piękniejszą dwójkę.

Jaszczomb Strona autora
cropper