Recenzja: Tales of Hearts R (PS Vita)

Recenzja: Tales of Hearts R (PS Vita)

Kaszana | 26.11.2014, 11:52

Seria Tales od Bandai Namco niezmiernie cieszy się ogromną popularnością na całym świecie, czego dowodem jest to, że liczy sobie już kilkanaście głównych części, wydanych na prawie wszystkich wiodących platformach. PS Vita, choć nie dostała żadnej nowej opowieści, doczekała się remake’ów dwóch odsłon z Nintendo DS. Po ponad roku dopraszania się o lokalizację wreszcie dostaliśmy zachodnie wydanie jednej z nich.

Premiera Tales of Hearts R powinna być sporym wydarzeniem dla fanów cyklu z trzech powodów. Po pierwsze, w oryginalnej wersji tytuł nigdy nie opuścił granic Kraju Kwitnącej Wiśni. Po drugie, jest to remake w pełnym znaczeniu tego słowa. Wystarczy tylko spojrzeć, jak gra prezentowała się przed laty na poczciwym handheldzie konkurencji, a jak wygląda teraz. I wreszcie po trzecie, Hideo Baba - twórca serii - przyznał, iż jest to jego ulubiona część, a lepszej rekomendacji chyba nie trzeba. Nic więc dziwnego, że oczekiwania posiadaczy konsolki Sony były bardzo duże. Pomimo pokpionego po raz kolejny marketingu, wielu z nas wyczekiwało premiery nowych-starych Talesów, mając nadzieję na kolejny powód do dumy z posiadania PS Vity. Czy się udało? Wybiła godzina zero, czas na odpowiedzi!

Dalsza część tekstu pod wideo

Gra przenosi nas do magicznego Imperium Maximus, gdzie świat jest zjednoczony pod egidą tegoż mocarstwa, a mieszkańcy żyją w pokoju i harmonii. Historia rozpoczyna się w momencie, gdy protagonista Kor Meteor kończy szkolenie w walce u swojego dziadka. W nagrodę otrzymuje od niego Somę - potężną broń, którą posiadają nieliczni, a jeszcze mniej potrafi się nią posługiwać. Wyjątkowość tego oręża tkwi w tym, iż jednoczy się ona z naszą duszą (tj. umysłem i sercem), zwaną tutaj Spirią, i pozwala walczyć lepiej w miarę doskonalenia naszego charakteru. Niedługo po zakończeniu treningu, Kor znajduje w swojej wiosce wyrzuconą na brzeg Kohaku i szybko do pary dołącza także brat dziewczyny - Hisui. Okazuje się, iż uciekają oni przed złą wiedźmą Incarose i potrzebują własnej Somy, aby odpędzić od siebie niebezpieczeństwo. Ponieważ dziadek Kora posiadał jedną dodatkową, z której nie korzystał, chłopak postanawia przekazać ją rodzeństwu. Niestety zaraz po tym trójka wpada w pułapkę wiedźmy, co kończy się między innymi uszkodzeniem Spirii Kohaku. Kor próbuje naprawić sytuację, ale w wyniku jego działań wnętrze chorej ulega zniszczeniu - pęka na kawałki, które zostają rozsiane po przeróżnych zakątkach świata. Od tego momentu rozpoczyna się wielka wędrówka w celu odnalezienia wszystkich z nich.

Historia w Tales of Hearts R może i zaczyna się banalnie, ale w miarę upływu czasu akcja nabiera rumieńców i jest coraz ciekawiej. Drogi naszych bohaterów krzyżują się z licznymi frakcjami i postaciami o własnych motywach działania. Część z nich dołączy do drużyny, z innymi trzeba się będzie rozprawić. Co więcej okazuje się, że świat wcale nie jest już taki bezpieczny jak dawniej i poza miastami co rusz czai się niebezpieczeństwo ze strony przeróżnych potworów. Choć sama fabuła wciąga, nie można o niej powiedzieć, by była jakoś specjalnie wyrafinowana czy pełna zwrotów akcji, rzekłbym - godna innego Hideo tej branży. Ale ona celowo jest, jaka jest. Czasami infantylna, często przejaskrawiona. Po prostu ma pasować do wykreowanego przez twórców świata. A ten jest chyba najmocniejszym elementem omawianej produkcji. Kolorowy, przepełniony humorem i niebanalnymi postaciami. Wchodząc do poszczególnych miast aż ma się ochotę, by porozmawiać z dosłownie każdym mieszkańcem, bo choć kwestie dialogowe mniej ważnych postaci są dość krótkie, to i tak potrafią zainteresować. Już od pierwszych minut tej epickiej przygody gracz wsiąka w specyficzny klimat i momentami żałuje, że w rzeczywistości nie jest częścią Imperium Maximus. Że nie przeżywa przygód takich jak Kor i spółka.

Choć to dwie mocno różniące się gry, porównywałbym doświadczenia z Tales of Hearts R do Pokemonów. Tam także uniwersum jest mocno przerysowane, ale pełne osobliwych miejsc i postaci. Z tym że Tales of Hearts R ma tę przewagę, iż tutaj cały czas jesteśmy w drużynie. I to właśnie kreacja grywalnych postaci jest kolejnym wielkim atutem tytułu. Każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego i żadnej nie da się nie lubić. Co więcej interakcje między członkami ekipy nie są ograniczone wyłącznie do głównych scenek fabularnych. Między kolejnymi ważnymi etapami gry możemy porozmawiać na temat tego, co się właśnie wydarzyło lub o jakichś kompletnych pierdołach, jak np. gdy Gall (jeden z dorosłych bohaterów) tłumaczy Korowi, że ten jest jeszcze dzieckiem, skoro nie smakuje mu kawa. Uśmiech na twarzy wywołują także rozmowy Kora z Hisuim, który jest horrendalnie zazdrosny o swoją siostrę i często w niewybrednych słowach „dojedzie” chłopaka. No ale wiadomo - kto się lubi, ten się czubi. Wszystkie takie scenki nie są powiązane ściśle z opowiadaną historią, ale w świetny sposób budują wiarygodność postaci. Aż chce się grać!

Lwią część gry stanowi wędrówka przez niezamieszkane tereny Imperium, a co za tym idzie - walka. Ta, podobnie jak we wspominanych Pokemonach, wywoływana jest automatycznie. Tu jednak wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym. Atakujemy, parujemy, robimy uniki, a do tego używamy specjalnych umiejętności odblokowywanych poprzez tradycyjne levelowanie i podwyższanie statystyk naszej Somy. Inne postacie (niż ta wybrana przez nas) kierowane są przez sztuczną inteligencję, która radzi sobie całkiem dobrze, choć czasem potrafi zdenerwować. Jak na przykład wtedy, gdy mamy bardzo mało zdrowia, a sojusznik ociąga się z leczeniem. Dobra współpraca teamu jest kluczem do sukcesu, zwłaszcza w cięższych potyczkach. Innymi słowy - bez healera czy długodystansowca ani rusz. Swoim kompanom możemy wydawać polecenia, układać specjalną taktykę (co przyda się wtedy, gdy przegramy, ale wiemy już jak walczyć następnym razem), a także używać na nich przedmiotów regenerujących pasek zdrowia czy inicjatywy. Walka przynosi sporo radości, punktów doświadczenia oraz złota, które później wydamy na lepsze uzbrojenie. Niestety ciągłe natrafianie na wrogów potrafi być uciążliwe, zwłaszcza gdy mamy sporo mil podróży przed sobą. I nie pomagają tu nawet eliksiry odstraszające adwersarzy. Co prawda możemy uciec z pola walki, ale i tak tracimy za dużo czasu. Nie jest to jednak jakaś wielka wada, która dyskredytowałaby całą grę, i bez problemu da się ją przełknąć.

Zaletą gry jest za to oprawa audiowizualna. Jak już wspomniałem we wstępie, gra przeszła ogromny lifting względem pierwowzoru. Efektem jest otoczenie w pełnym 3D i to niezależnie od tego czy eksplorujemy, czy walczymy. Graficznie może nie jest to Mount Everest, ale do K2 brakuje już całkiem niewiele. Sporą różnicę robi design. Miasta zostały stworzone w ten sposób, że każde z nich ma swój unikalny styl, który cieszy oko. Podobnie jest w przypadku lokacji pozamiejskich, które, choć nieco puste, raczej nie zdążą znudzić. Animacje postaci prezentują się bardzo dobrze, a serwowane dość rzadko cut-scenki zachwycają. I w kwestii ścieżki dźwiękowej producenci nie zawiedli. Główny motyw muzyczny jest naprawdę bardzo ładny i wpada w ucho, a przygrywająca podczas gry muzyczka buduje klimat. Nagrane japońskie głosy dają radę i stanowią perfekcyjne dopełnienie charakterów postaci.

Tales of Hearts R ideałem nie jest. Mogło być jeszcze ładniej, cut-scenek jeszcze więcej, historia bardziej zagmatwana. Ale zamiast mówić o tym, czego nie ma, lepiej spojrzeć na to, co jest. A jest tego naprawdę dużo (zabawy starczy na kilkadziesiąt godzin) i naprawdę dobrze. A że na PS Vicie konkurencji wielkiej nie ma, to z miejsca można rzec, iż jest to jedna z najlepszych gier na tę konsolkę i to nie tylko tego roku. Fani serii nie mają się nad czym zastanawiać. Cała reszta zresztą też - bez problemu powinniście się wciągnąć. Takich gier potrzebujemy na naszej konsolce, dlatego uśmiechnijmy się portfelami do Bandai Namco. A nuż zlokalizują nam i Tales of Innocence R.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tales of Hearts R

Atuty

  • Świat oczarowuje
  • Wiarygodni bohaterowie
  • Wciąga
  • Oprawa A/V
  • System walki

Wady

  • Za często trafiamy na wrogów
  • Zbyt banalna historia

Tales of Hearts R jest dokładnie tym, czego oczekiwałem. W Danganronpę jeszcze nie grałem, więc dla mnie - gra roku!

Kaszana Strona autora
cropper