Recenzja: Senran Kagura: Shinovi Versus (PS Vita)

Recenzja: Senran Kagura: Shinovi Versus (PS Vita)

Kaszana | 05.11.2014, 14:30

Wraz z końcem roku kalendarz konsolowych premier wygląda coraz bardziej okazale i aż ciężko się zdecydować, na co wydawać pieniądze. Chociaż w przypadku PS Vita nowe wydawnictwa nie straszą mnogością, jest kilku pretendentów do zdobycia naszych oszczędności. Jednym z nich jest Senran Kagura: Shinovi Versus, które znane może być z frywolnego podejścia do roznegliżowanych panienek.

Sam tytuł z pewnością niewiele wam mówi, gdyż seria nie jest zbyt popularna na Zachodzie, a w dodatku dotychczas mogli mieć z nią styczność wyłącznie posiadacze Nintendo 3DS. Spokojnie, nie jest to żaden problem. Dopóki nie uruchomiłem gry, sam nie do końca miałem pewność, z czym będę mieć do czynienia. To, co ujrzałem, mocno mnie zdziwiło. Ostrzegam, gra jest bardzo specyficzna! Dlaczego? Bo jest przepakowana erotycznymi akcentami, co od razu rzuca się w oczy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gatunkowo produkcję należy zaliczyć bijatyk w stylu Musou (Dynasty Warriors, Samurai Warriors etc.)!

Dalsza część tekstu pod wideo

Ale po kolei. W omawianym tytule przyjdzie nam się wcielić w studentki trzech/czterech szkół Shinobi. Same uczelnie parają się kształceniem młodych adeptów sztuk walki. Po odbyciu 3-letnich przygotowań, uczniów poddaje się egzaminowi końcowemu, po którym ci stają się kwalifikowanymi Shinobi, gotowymi do wypełniania przeróżnych zleceń wydawanych przez kierownictwo organizacji. My zastajemy nasze protagonistki, gdy te jeszcze ciężko trenują, pracując nie tylko nad swoją techniką, ale także nad wpojeniem sobie zasad, których powinny przestrzegać. Główny wątek fabularny koncentruje się na walkach pomiędzy szkołami, a także szeroko pojętej batalii między dobrem a złem. Wydaje się więc, że połączenie dosyć poważnej tematyki z erotyką nie mogło się udać. A jednak jakoś wyszło! Świat gry jest bowiem mocno zinfantylizowany, by nie rzec "słodko pierdzący". Tak samo jest z bohaterkami. Chociaż próbuje się nas przekonywać, że każda z postaci niesie ze sobą bagaż emocjonalnych doświadczeń z przeszłości, to nie da się ukryć, że dziewczyny są w większości przypadków po prostu głupiutkie i przypominają stereotypowe blondynki. Ich życiu może grozić niebezpieczeństwo, ale i tak znajdą czas, by łapać się za piersi i brać wspólne kąpiele. Zdarza się też, że gadają o naturze dobra i ciężkich chwilach z dzieciństwa, by za chwilę prawie dostać orgazmu na wieść, iż odbędzie się festiwal, na którym będą cukierki i banany w czekoladzie. Mimo wszystko całość pod tym względem wyszła zaskakująco strawnie, a głupota protagonistek jest na swój sposób naprawdę urocza.

Sama fabuła na tym tle kuleje. Doskonale wiem, że to nie ona miała stanowić o sile produktu, ale mimo wszystko czytane między misjami dialogi są płytkie, przewidywalne do bólu i po prostu męczące. Ile razy można słyszeć: „To były wspaniałe lata, bardzo przez nie dojrzałaś. Jako Shinobi oraz kobieta. Mogę dotknąć twoich cycków? - Hej, co robisz?! Jestem zawstydzona. Lepiej przygotujmy się do potyczki z rywalami.”? Zadałem sobie wiele trudu, by niczego nie przeklikiwać, licząc na jakieś twisty i choć te rzeczywiście się pojawiały, to nie wywoływały u mnie żadnych emocji. Także wątki poboczne dla każdej z bohaterek są nieskomplikowane i niekiedy idiotyczne. Przykładowo, historia jednej z nich opowiada o poszukiwaniach dziewczyny, która będzie stawiać mocny opór wobec... łapania za piersi, ponieważ wszystkie inne laski już się do tego przyzwyczaiły. Ale w porządku, przecież wiadomo, że większość kupi tę grę nie dla historii, ale dla miziania biustów. Ewentualnie dla rozgrywki.

A rozgrywka, jak już wcześniej wspomniałem, mocno przypomina zabawę znaną z tasiemców produkowanych przez Omega Force. Z tą różnicą, że tu niemal zawsze celem każdej misji jest eliminacja bossa (czyli innej dziewczyny), a po drodze do antagonistek musimy uporać się z setkami słabych adwersarzy. Sama walka przynosi sporo frajdy, a ponadto ciosy, kombinacje i ataki specjalne są różne dla każdej z bohaterek. Zabawne jest też to, że w miarę zadawania obrażeń rywalkom niszczymy ich ubrania, pod koniec pozostawiając je w samym bikini. Działa to w obie strony - my także możemy zostać pozbawieni garderoby, jeśli nie idzie nam najlepiej. Dodatkowo w trakcie walki możemy dokonywać specjalnych transformacji podbijających nam statystyki, a jedna z nich zakłada dobrowolne rozebranie się do bielizny. Dla przykładu, w takiej sytuacji zadajemy większe obrażenia, ale też i nasza obrona ulega osłabieniu. Trzon gry wypada ogółem całkiem nieźle, choć trzeba przyznać, że dość szybko nuży ze względu na swoją powtarzalność. Wpływ na to może mieć także poziom trudności - na normalnym jest zwyczajnie za prosto, co zabija nieco satysfakcję z odnoszonych sukcesów. Na trudnym zaś, w mym odczuciu, jest trochę za ciężko. Słabo wyważono więc ten aspekt.

Gra tego typu nie mogła się też obyć bez zabawy w przebieranki. W miarę postępów odblokowujemy nowe ubrania dla pań. Często coraz bardziej skąpe i seksowne. Wówczas pozostaje je tylko kupić i już możemy się szykować na casting do por... rewię bitewnej mody. W sklepie znajdziemy także specjalną loterię, na której za dowolną kwotę będziemy mogli wylosować zestawy bielizny. Trochę to wszystko chore i z początku przecierałem oczy ze zdumienia, ale jednak jeśli odrzucimy polityczną poprawność i zapomnimy o przekazie feministek, to nawet w garderobie możemy bawić się nieźle. Dla zboczuszków w przebieralni dostępna jest opcja zabawy piersiami bohaterek i zaglądania im pod spódniczki.

Miłośnicy rozgrywki wieloosobowej ucieszą się, że Shinovi Versus posiada tryb multiplayer dla maksymalnie 4 graczy. Zarówno lokalnie, jak i poprzez Sieć. Trybów mamy trzy (pierwszy to klasyczny deathmatch, drugi to zabawa w rozbieranego, a trzeci polega na zbieraniu majtek spadających z nieba), a dodatkowo każdy z nich ma także dodatkowy wariant drużynowy. Co ciekawe, rywalizować możemy również z botami. Przyjemny dodatek.

Pochwalić należy oprawę audiowizualną, która stoi na naprawdę niezłym poziomie. Same postacie wyglądają bardzo dobrze, podobnie jak ich ubrania. W trakcie potyczek modele bohaterek pokryte są cel-shadingiem, co przyjemnie współgra z resztą otoczenia. Lokacje, choć nieco niezagospodarowane (jak to w tego typu grach bywa), nie świecą pustkami tak, jak ma to miejsce np. w Dynasty Warriors. Są także trochę mniej powtarzalne. Owszem, często będziemy walczyć na tych samych arenach, ale jednak nie ma się wrażenia, że ciągle jesteśmy w tym samym miejscu. Animacje wyglądają na medal. Może nie na złoty, ale na srebrny już jak najbardziej. Udźwiękowienie również bardzo przyjemnie współgra z sytuacją na ekranie, a kilka motywów ma się jeszcze w głowie po odłożeniu konsolki. W sferze technikaliów nie ma się zatem do czego przyczepić.

Senran Kagura: Shinovi Versus nie jest może najambitniejszą pozycją na rynku, ale z pewnością pasuje do specyfiki przenośnego grania. Myślę, że większość nabywców przez kilka godzin będzie bawić całkiem nieźle. Później przyjdzie jednak monotonia i produkcję odstawicie na półkę - być może zanim przejdziecie choć jeden z głównych wątków fabularnych. Gra na pewno jest warta sprawdzenia, ale czy warta jest także swojej ceny? Niekoniecznie. Chyba że jesteście zboczonymi fanami Musou - wtedy śmiało atakujcie (cnotę studentek Shinobi)!

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Senran Kagura: Shinovi Versus

Atuty

  • Przyjemna rozgrywka
  • Multiplayer z botami
  • Kolekcjonowanie ubrań!
  • Oprawa A/V
  • Erotyzm
  • Bohaterki urocze w swej głupocie

Wady

  • Monotonia
  • Fabuła
  • Kiepsko wyważone poziomy trudności

Nie jest to żaden must-have ani nawet gra miesiąca, ale stanowi dobry dodatek do biblioteki gier PS Vita.

Kaszana Strona autora
cropper