Recenzja: Transformers: Rise of the Dark Spark (PS3)

Recenzja: Transformers: Rise of the Dark Spark (PS3)

Bartek Wiak | 09.07.2014, 14:28

Witamy w świecie, w którym wszystko jest wielkie, wybucha i wygląda efektownie. No, przynajmniej miało wyglądać efektownie, bo o ile w przypadku filmu zabieg został przeprowadzony pomyślnie, to gra, która pojawiła się niemal w tym samym czasie (a z filmem ma tylko troszkę wspólnego) nie stanęła na wysokości zadania.

Transformersy są głupie jak przerośnięte muchy spalające się w pułapkach na owady. Poważnie. Nigdy nie wymagałem od tej serii intrygującej historii i zwrotów fabularnych na poziomie powieści kryminalnych. Zresztą wszystko, co powstało w oparciu o tę markę, charakteryzuje się głównie sporym naciskiem na akcję. Wielkie roboty i ich wielkie walki, bitwy, w których stawką jest życie na ziemi. Tak, to właśnie są Transformersy. Niestety, przy Transformers: Rise of the Dark Spark całkowicie pojechano po bandzie. Historia absolutnie nie trzyma się kupy, a wydarzenia są przedstawiane w taki sposób, że chcąc coś zrozumieć gracz musiałby prowadzić notatki, które później powinien analizować wraz z profesorami odpowiedzialnymi za analizy dzieł największych pisarzy.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
 
Kojarzycie filmowy wątek z “Matrycą Dowodzenia” (Matrix of Leadership)? Taki śmieszny gadżet o wielkiej mocy, który, jak to zazwyczaj bywa w tego typu historiach, może zniszczyć lub uratować świat. Wszystko w zależności od jego użytkownika. Otóż w Transformers: Rise of the Dark Spark wątek Matrycy został pociągnięty dalej. W pełnym powagi i głosu Optimusa wstępie dowiadujemy się, że absolutnie wszystko na świecie istnieje również w wersji (-1). Materia i anty-materia, woda i ogień, pies i kot itd. Tyczy się to również przepotężnego artefaktu jakim jest Macierz. Tym anty jest tytułowe “Dark Spark”. Już na samym wstępie gry jesteśmy świadkami jak Lockdown (którego mogliśmy zobaczyć w filmie Age of Distinction) wchodzi w posiadanie tego przedmiotu. Jak łatwo się domyślić, ani Autoboty, ani Deceptikony nie mogą na to pozwolić. Jedni chcą ratować świat, a drudzy samemu go rozwalić. Ot tak, żeby historią z anty wszystkim była w pełni prawdziwa.
 
Właściwie to tyle informacji jesteśmy w stanie spokojnie przyswoić. Później następuje prawdziwy chaos. Grę rozpoczynamy jako Autobot-samuraj zwany Driftem. Ten pierwszy fragment to taki samouczek wprowadzający nas w tajniki sterowania. Na szczęście, obsługa robota nie jest zbyt trudna i w prosty sposób pozwala na siekanie wrogów. Transformers jest wyposażony w dwa rodzaje broni palnej - lekką i ciężką. Poza tym potrafi dokopać przeciwnikowi z bliska atakami wręcz oraz użyć specjalnej umiejętności, która jest różna dla większości robotów. W przypadku Drifta jest to zasiekanie wszystkich widocznych wrogów na ekranie, ale już inny Transformers może zamiast tego przyciągać się do odległych platform. Czym jednak byłyby Transformersy bez zmian w pojazdy? Każdy robocik może zostać zamieniony w pojazd latający lub jeżdżący, zależnie od typu maszyny. W tym stanie może korzystać z dopalaczy pozwalających na szybkie zmiany pozycji i uzyskuje dostęp do specjalnego rodzaju uzbrojenia. 
 
 
Skoro sterowanie proste, wrogów dużo, a w grze chodzi o efekty specjalne, to walka powinna być ultraprosta, nie? Otóż nie. Inaczej - nie jest trudno, ale absolutne olanie podstaw prowadzenia batalii i wykorzystanie stylu pewnego amerykańskiego bohatera filmowego, któremu zdarzyło się spędzić sporo czasu w dżungli, sprawi że nasz robot szybko wyląduje na złomie. Szczególnie uciążliwe są takie małe strzelające kulki, których nie dość, że nie widać, to dodatkowo są fatalnie zbalansowane - potrafią w sekundę pozbawić nas wszystkich osłon. Bardzo irytujące jest również zachowanie wrogów. Czasem dostosują się do zasad zdrowego rozsądku i będą nas spokojnie ostrzeliwać z ukrycia, a czasem po prostu się za tymi skrzynkami schowają i będą z nami grać w chowanego. Gdyby SI potrafiło formułować swoje myśli brzmiałoby to mniej więcej tak - “on jest silniejszy, zaraz mnie rozwali, lepiej przesiedzieć za tą skrzynką całe życie”. 
 
Kolejnym sporym minusem jest design gry. Na samych robotach zaczynając, przechodzą przez bronie i na mapach kończąc. Transformersy wyglądają jak plastikowe zabawki z odpustu, mapy, mimo że zmienia się ich układ, to zdają się być identyczne. Różnorodności brak, sporo natomiast monotonii. Sytuację ratuje trochę fakt, że dostępnych w grze grywalnych robotów jest naprawdę dużo, a odblokowuje się je po prostu grając. Ekipa stojąca za tą produkcją wprowadziła system nagradzania poprzez skrzynki. Za wykonanie poszczególnych misji pobocznych (coś na kształt pucharków, zabij X wrogów z broni Y), zwiększanie swojego poziomu czy po prostu przechodzenie gry otrzymujemy różne skrzynki. W środku czekają na nas nowe rodzaje uzbrojenia, kolejne grywalne postacie, gadżety utrudniające rozgrywkę (dzięki temu dostajemy więcej doświadczenia) i ulepszenia do naszych działek. 
 
 
Czymś, co sprawia, że w Transformersy można zagrać, jest sieciowy tryb Escalation. Niby nic innowacyjnego, bo to przyozdobiony inną nazwą tryb hordy, ale i tak sprawia sporo frajdy. Maksymalnie czterech graczy łączy swoje siły i staje naprzeciw armii złych robotów, które atakują falami, piętnastoma konkretnie. W walce pomagają nam różnego rodzaju konstrukcje, które znajdziemy na mapie, i możemy je rozbudować za zgromadzone pieniądze. 
 
Czy warto w takim razie zainwestować w tę produkcję? Kiedyś, gry cena gry spadnie do ~50 złotych, jak najbardziej. Na razie jednak wstrzymałbym się z zakupem. Gra nie oferuje absolutnie nic specjalnego, można pograć, pocieszyć się robo-nawalanką, ale nic poza tym. Ukończenie tej idealnie średniej gry to zabawa na 7 godzin, które raczej nie są warte pełnej ceny. Oczywiście, jeśli jesteście zagorzałymi fanami wszystkiego, co jest jakoś z Transformersami powiązane, to pewnie, będziecie się przy grze nieźle bawić. W końcu możecie pokierować swoimi ulubionymi maszynami. Jest ich tyle, że ogranie każdego zajmie Wam trochę czasu.
Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Transformers: Rise of the Dark Spark

Atuty

  • Spory wybór robotów
  • Zamiana w pojazdy
  • W miarę zbalansowany poziom trudności
  • Tryb Escalation
  • Walki wielkich robotów!

Wady

  • Monotnia
  • Powtarzalność
  • Fabuła (ktoś się czegoś spodziewał?)
  • Dziwne zachowania SI

Rise of the Dark Spark to idealnie średnia gra. Wszystkie plusy, które można jej wystawić znoszą się z minusami. Chyba cała produkcja oddana jest idei przedstawionej już we wstępie do gry.

Bartek Wiak Strona autora
cropper