Recenzja: Final Fantasy X/X-2 HD Remaster (PS3/PSV)

Recenzja: Final Fantasy X/X-2 HD Remaster (PS3/PSV)

Paweł Musiolik | 01.04.2014, 16:22

Final Fantasy X i jej kontynuacja w postaci X-2 nigdy nie należały do moich ulubionych odsłon całej serii. Mówiąc wprost – traktowałem to jako podwójny wypadek przy pracy Squaresoft. Mimo to, mając w głowie wiele fatalnych scen z oryginału, ucieszyłem się na zapowiedź remasterów. Ot, fabułę znałem, więc w tym aspekcie gra nie mogła mnie niczym zaskoczyć i zostało mi chłonąć samą rozgrywkę.

Przy spisywaniu pierwszych wrażeń pokusiłem się o tezę, że jest to najlepiej zrobiony remaster z wszystkich do tej pory wydanych. Zdanie nadal podtrzymuję, ale im dalej było w las, tym częściej gra chciała mi udowodnić, że jednak powinienem zweryfikować swój pogląd. Połowę gry ogrywałem na PS Vita, a połowę po przesiadce na PlayStation 3 dzięki czemu w pełni świadom mogę przyznać, że do wersji na przenośną konsolę Sony nie przyłożono się aż tak jak do wersji stacjonarnej. Vitowa wersja niestety cierpi na spadki animacji, które, o dziwo, nie tyle co występują przy wielkim obciążeniu graficznych, a w kompletnie losowych momentach. Pierwszy raz zaczęło chrupać w Guadosalam by później robić to samo w Macalanii i co jakiś czas dalej. Zadziwiające zwłaszcza przy fakcie, że przywoływanie Aeonów i używanie ich ataków powinno zmusić Vitę do spocenia się, a tego nie robi. Bez wątpienia jest to rzecz, którą mogłaby poprawić łatka, ale wątpię, by taka kiedykolwiek się ukazała. Wersja na PS3 za to nie ma jakichkolwiek problemów z płynnością animacji, dodatkowo całość obrazu wyświetla w rozdzielczości 1080p z użyciem antyaliasingu, dzięki czemu zminimalizowano poszarpane krawędzie. W obu przypadkach dostosowano grę do proporcji 16:9, zmieniając w wielu scenach ujęcia, by pokazać lepiej to, co pokazywano w oryginale.

Dalsza część tekstu pod wideo

Square Enix podeszło bardzo poważnie do odświeżenia swoich gier, dlatego, poza zwykłym podbiciem rozdzielczości i zremasterowaniu nagrań wideo w grze, postarano się w wielu przypadkach o kompletnie nowe tekstury, poprawiono modele postaci, a Tidus został zbudowany kompletnie od nowa (plotka mówi, że powodem jest zgubienie oryginalnego modelu przez Square). Jeśli ktoś zaliczył choć raz oryginał na PlayStation 2 zauważy różnicę gołym okiem. I gdyby nie brzydkie modele NPCów, którzy wyglądają jak ociosane koło z naklejonymi twarzami, to gra spokojnie mogłaby kandydować do miana natywnie tworzonej na PS Vita i PS3. Handheldowa wersja otrzymała całkiem przydatny bajer – przesuwając palcem po ekranie możemy wywołać szybkie menu z opcją leczenia się magią lub przedmiotami, a gdy wykonamy ten ruch w trakcie walki, otrzymamy opcję wyboru długości animacji Aeonów. Bez grzebania w menu i tracenia czasu. Niestety obie wersje cierpią na zasadniczy problem – niesamowicie długie czasy wczytywania przed filmikami, po filmikach, między lokacjami, na początku gry i po jej starcie. Po pewnym czasie do głowy przyszła mi kompletnie idiotyczna wariacja „They see me loadin', they hatin'” ale tak właśnie jest. Irytować mogą nadal obecne graficzne glitche – przenikające tekstury czy modele postaci, ale to rzeczy już mniej ważne.

Z wszystkich zmian największe kontrowersje wzbudzaa warstwa audio. Japończycy postanowili, że nie mogą zostawić oryginalnej ścieżki dźwiękowej bez zmian i zaproszono ponownie Masashiego Hamauzu, pozwalając mu remiksować istniejące utwory, przy których oryginalnie przecież pracował. Jak wyszło? Tutaj zdania, jak zawsze, będą podzielone. Ja nigdy nie byłem wielkim fanem całej ścieżki dźwiękowej, mając swoich faworytów. Część utworów brzmi niestety wiele gorzej, gdyż przesadzono z ilością efektów, nadając im ton lekko remizowy. Z drugiej strony trafiają się takie perełki jak zremiksowany motyw Besaid Island, który brzmi tak niewiarygodnie dobrze, że wałkuję go, kiedy tylko jestem w stanie. Jeszcze in minus zaliczyłbym niezmienione głosy postaci i brak dodatkowych NPC. Słychać też, że to pierwszy „Fajnal”, w którym pokuszono się o dubbing - Tidus, Yuna, Wakka, Seymour – oni wszyscy brzmią źle, bardzo źle. Sprawę nadal ratuje Jecht, Auron i Lulu, ale jeśli włożono w całość tyle pracy, to i ktoś mógł tym się zająć.

W przypadku obu gier zmiany w przeniesieniu gry do HD są identyczne. Do całego zestawu włożono dodatkową powieść audio łączącą wydarzenia między końcem FF X, a początkiem FF X-2; kontynuacja ponadto jest w wersji „ostatecznej”, japońskiej, w której otrzymaliśmy dodatek w postaci Last Mission, nowe dresspheres, system tworzenia stworów i Monster Arenę wraz z dodatkowym dungeonem. Do całości dorzucono nową historię dziejącą się po FF X-2, o której fani spekulowali, że może być wstępem do trzeciej części. To tylko pokazuje jak bardzo Square lubi mieszać w pozornie zamkniętych historiach. Jeśli więc ktoś grał w oryginalne wersje i nie przeszkadza mu ponowne ukończenie obu historii to śmiało może sięgać po te produkcje. To nadal kilkadziesiąt godzin potrzebne na ukończenie obu produkcji lub oraz kilkaset, jeśli ktoś ma w krwi masterowanie gier. A co z tymi, którzy jeszcze nie grali i planują zrobić to pierwszy raz?

Listen to my story. This...may be our last chance.

Spira, piękny świat naznaczony różnorodnością, cudownymi widokami, przesycony religią wyznającą Yevona. Świat w którym jednak całość żyje w spirali śmierci napędzanej przez ogromnego potwora zwanego Sin. Cofnijmy się w czasie. Tysiąc lat wcześniej Spirą wstrząsa okropna wojna w której ścierają się potężne maszyny i magia. Efektem jest destrukcja zabierająca ze sobą miliony istnień, naznaczająca nację Al-Bhed skazą, zakazującą maszyn w naukach Yevona, a także, po pewnym czasie, sprowadzająca Sina jako karę za grzechy. Wierzenia mówią, że Sin odejdzie, gdy ludzie odpokutują swoje winy. Czy i kiedy się to stanie – nikt tego nie wie i od tysiąca lat powtarzane jest to jak mantra. By dać ludziom Spiry nadzieję, Summonerzy wybierają się wraz z własnymi obrońcami na pielgrzymkę po świątyniach, gdzie po modlitwie otrzymują Aeony, aż do ostatniego przystanku. Tam, zyskując Aeona Ostatecznego, są w stanie pokonać Sina. I tutaj wstępujemy my wraz z naszym bohaterem Tidusem, który w dziwnych okolicznościach pojawia się w Spirze. Wyruszając w pielgrzymkę i w poszukiwaniu drogi powrotnej do domu, poznajemy kolejne etapy historii, która przede wszystkim opiera się na relacjach ojca z synem i dorzuca do tego wątek miłosny między bohaterami. Przez większość czasu nie wypada to źle, ale niestety trafiają się tak fatalnie wyreżyserowane sceny, że towarzyszy nam uczucie żenady. Kontynuacja otwiera się kilka lat po końcu Final Fantasy X i pokazuje nam kompletnie inne motywy, tempo prowadzenia gry oraz klimat w Spirze. Z oczywistych względów więcej nie napiszę, ale należy pamiętać, że FF X-2 mocno skręciło w kierunku fandomu j-popowych wokalistek i ich fanów.

Rozgrywkę w Final Fantasy X oparto na klasycznej formule eksploracji miast i terenów poza nimi, porzucając jednak swobodę mapy świata, dyktując nam prostą ścieżkę aż do końcówki gry, gdzie możemy z samolotu wrócić do dowolnej lokacji lub poszukać nowych. Oczywiście ma to uzasadnienie w fabule, ale już wtedy było widać, że Square odchodzi od nieliniowości i rozległych map świata, prawdopodobnie z powodów skomplikowania prac. Kontynuacja jeszcze bardziej odpływa od klasycznych gier, oferując nam pocięte na rozdziały wątki oraz misje do wykonywania, z racji czego możemy poczuć się zagubieni. Różnice rozlewają się na praktycznie każdy element gry. Walki w FF X opierają się na lekko zmodyfikowanej formule turowych starć i 3 postaci na polu walki jednocześnie. Dorzucono do tego jednak opcję błyskawicznej zmiany postaci, zabierając nam motyw porządnego planowania całości przed walką, ale jednocześnie oferując większą dynamikę starć. X-2 znowuż przypomina bardziej nowsze odsłony gry dorzucając nam ATB na sterydach. Nie mamy sztywnego podziału na „klasy”, wrzucono system zmiany ubrań (Lightning Returns się kłania), a walka jest jeszcze szybsza i faktyczne przypomina zmodyfikowany z FF XIII system walki.

Rozwój postaci to również temat rzeka. Zrezygnowano ze znanych dotychczas poziomów postaci, stawiając za to w FFX na Sphere Grid, a w FF X-2 na rozwinięcie punktów AP i rozwój poszczególnych dresspheres oraz Garment Grids, skąd czerpiemy nowe umiejętności. System z FF X może początkowo przytłaczać, dlatego możemy wybrać opcję podstawową, w której gra przez długi czas prowadzi nas za rękę, pokazując jak rozwinąć optymalnie postać. Dla osób niebojących się wyzwań jest także opcja ekspercka, gdzie mamy wolną rękę. W obu grach po wygranych walkach otrzymujemy wspomniane wcześniej punkty AP, które przeznaczamy na rozwój. Rozwiązanie do którego być może niektórym ciężko będzie się przyzwyczaić, ale ja, po dłuższych przemyśleniach, chwalę sobie tego typu urozmaicenie.

Final Fantasy X/X-2 HD Remaster #73

Oba „Fajnale” się na tyle dużymi grami, że zjedzą Wam od kilkudziesięciu do kilkuset godzin. Owszem, czuć w nich pewnego ducha ery PlayStation 2, ale w przypadku japońskich eRPeGów chyba nie ma lepszego komplementu. Uprzedzam jednak, że może to być dla was trochę skok na głęboką wodę (może nie tak głęboką jak gry z generacji PSXa), ale zdecydowanie warto podjąć ryzyko, bo „takich gier się już nie robi”. A przynajmniej „takich Fajnali się już nie robi”.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Final Fantasy X | X-2 HD Remaster

Atuty

  • Kilkaset godzin gry za cenę niższą niż standardowa
  • Ogromna ilość zmian w grafice
  • Zremiksowana ścieżka dźwiękowa
  • Dodatki w postaci powieści audio
  • Kompletne wydanie FF X-2

Wady

  • Zwolnienia animacji (PS Vita)
  • Długie czasy wczytywania
  • Brak zmian w angielskim dubbingu

Bez wątpienia jest to najlepszy remaster gier z PlayStation 2 jaki do tej pory się pojawił. Poza zwolnieniami animacji w wersji na Vitę i długimi loadingami nie ma tak na prawdę się do czego przyczepić. Znak jakości i order uśmiechu.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper