Recenzja: Knack (PS4)

Recenzja: Knack (PS4)

Mateusz Greloch | 01.12.2013, 09:59

Knack od samego początku dewelopingu budził niemałe kontrowersje – za jej produkcję odpowiadał m.in. Mark Cerny, maczający przedtem palce przy takich grach jak Crash Bandicoot, Spyro the Dragon, Jak & Daxter i Ratchet & Clank, więc oczywistym było, że fani tychże produkcji pokładali w niej spore nadzieje. Czy jego gra godnie reprezentuje tytuły startowe nowej generacji konsol?

Knack miał być tytułem, który pokaże na co stać PlayStation 4 i jednocześnie czerpać z poprzednich dzieł Cerny’ego. Czy widać tę spuściznę? Widać, choć na powrót do przeszłości nie ma co liczyć. Wydaje mi się, że w tym przypadku wpływ na ocenę może mieć również sentyment oraz kwestia wieku, bowiem nie da się ukryć, że latka lecą i to co cieszyło 8-śmio latka, niekoniecznie może bawić dorosłego chłopa. Nie da się ukryć, że zarówno design, historia oraz bohaterowie przemyślani są pod kątem młodocianych użytkowników, choć bardzo mały nakład humoru może odrzucić od tej produkcji tych, którzy w Knacku szukają przede wszystkim dużych pokładów radosnej eksploracji. Dla dorosłego fabuła wyda się sztampowa i przewidywalna, bohaterowie będą stereotypowi i od razu widać, kto odegra jaką rolę. Zwroty akcji mogą zdziwić młodszego odbiorcę, a na starszym nie zrobią żadnego wrażenia. Wszystkie te aspekty tłumaczyłem sobie tym, że reliktowy stwór jest grą dla dzieci, choć po skończeniu, sam już nie wiem dla kogo jest ta gra.

Dalsza część tekstu pod wideo

Główny architekt PlayStation 4, programista, designer i zapalony gracz – Cerny to człowiek orkiestra, który sam o swojej produkcji mówił, że jest skierowana dla każdego. Najniższy poziom trudności powinien zadowolić młodszych użytkowników konsol, średni stawiać wyzwanie tym doświadczonym, a dla prawdziwych hardkorowców przewidziano wysoki poziom trudności, nie wybaczający błędów. Czy to rzeczywiście prawda? Nie uważam się za najgorszego konsolowca, ale ogrywając normalny poziom trudności zdarzały się frustrujące momenty, w których moje umiejętności zostawały poddawane cięższym próbom. Muszę jednak zaznaczyć, że należę do tych w gorącej wodzie kąpanych, więc wiele z moich wirtualnych zgonów było spowodowanych zbytnim pośpiechem, frustracją i chęcią pokonania bossa, który w decydującym momencie kładł mnie na deski jednym ciosem. Chwila nieuwagi i nawet niepozorny, mały robaczek jest w stanie wyrządzić nam znaczącą krzywdę. Gra dla dzieci? Na pewno nie na normalnym poziomie trudności.

Tytułowy Knack to golem składający się z jądra i lewitujących wokół niego reliktów. Im więcej kawałków podniesiemy, tym większy staje się bohater - prosta i dająca sporo radości zagrywka. W zależności od tego, z czego zbudujemy golema, ten dysponuje innymi właściwościami – oprócz standardowych reliktów, Knack może wchłonąć drewno, lód lub metal, a wtedy jego właściwości ulegają delikatnej zmianie. Wprowadzenie naszej postaci do świata gry jest uzasadnione badaniami doktora, który przedstawia go przedstawicielom rządu jako sposób na ochronę przed goblinami, którzy dotychczas operowali archaicznym uzbrojeniem, a którzy nie wiadomo skąd weszli w posiadanie czołgów i machin oblężniczych. Zadanie znalezienia fortecy goblinów i rozwiązania zagadki maszyn powierzone zostało wcześniej wspomnianemu doktorowi, jego asystentowi Lucasowi, podróżnikowi Ryderowi i właśnie Knackowi, który odwala większość brudnej roboty. Tak mniej więcej rysuje się zarys fabularny, który jest wyjściem do prawie 10-cio godzinnej rozgrywki pełnej wszelkiej maści przeciwników i platformowe elementy, choć ubogiej w zagadki i pożywkę dla umysłu.

Knackowi najbliżej do przygód rudego jamraja, widać to przede wszystkim w samym systemie eksploracji, manewrach oraz sposobie ukrywania znajdziek. Sterowanie jest uproszczone do bólu – lewą gałką poruszamy bohaterem, prawa odpowiada za uniki, kwadratem zadajemy cios, X to skok. Kółko odpala specjalny tryb skupienia żółtej energii, zbieranej z okolicznych kryształów, dzięki czemu może on skorzystać z paru ataków specjalnych, takich jak atak z dystansu lub wykorzystanie fragmentów do wytworzenia swoistego tornada. Również niektóre etapy zostały jakby żywcem wyjęte z Crasha, szczególnie te, w których bohater lewituje nad ogromnymi wentylatorami. Od razu widać wtedy, kto odpowiada za główny design gry i rozkład niektórych pomieszczeń. Niestety na tym kończą się plusy związane ze spuścizną Marka Cerny’ego. Jako tytuł startowy, moglibyśmy oczekiwać oszałamiającej oprawy graficznej, która pokaże nam, że warto było wydać ciężko zarobione pieniądze na konsolę nowej generacji. Niestety o ile niektóre miejscówki faktycznie chwytają za serce, to większość jest sterylna do bólu lub mogłaby być spokojnie do ogarnięcia na poprzedniej [już teraz] generacji. Pomieszczenia techniczne są skąpe w szczegóły, te środowiskowe nie powalają projektami, a w pewnym momencie łapałem się na tym, że rozpoznawałem identyczny układ pokoi lub platform z tymi, które widziałem 5 minut wcześniej, jakby komuś zabrakło pomysłu na przejście z jednej dużej lokacji do kolejnej i zastosował słynne „kopiuj-wklej”. Można sobie pomyśleć, że wszystko to jest spowodowane tym, by gra działała płynnie w 1080p i 60 klatkach na sekundę, ale tutaj również rozczarowanie – nie dość, że gra ma dynamiczną zmianę liczby klatek na sekundę, które wahają się w granicach 30-60, to przy większej zadymie gra się najzwyczajniej w świecie krztusi, zacina i spada klatkami do granicy pokazu slajdów. Technicznie niewybaczalne – nie wiem jak ktoś mógł nie zauważyć, że rozrośnięty ma maksa Knack, który stosuje na przeciwnikach jeden ze swoich ataków specjalnych i rozpadając się na cząsteczki pierwsze, nie spowoduje ogromnego spadku wydajności, widocznego gołym okiem, nawet dla Stępnia z „13-ego Posterunku”. Bez kieliszko-okularów.

Po blisko 10 godzinach z grą, kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, doszedłem do wniosku, że większość rozgrywki przechodziłem mechanicznie bardziej zainteresowany cutscenkami, niż przechodzeniem kolejnych kill-roomów, w których Knack staje naprzeciw różnym kombinacjom przeciwników, którzy choć różnią się designem w zależności od poziomu i środowiska w jakim się aktualnie obracamy, to stanowią różne wariacje tych samych rozwiązań. Od mniej więcej połowy gry wiadomo jak skończy się cała przygoda, bohaterowie nie zaskakują i zachowują się zgodnie z ich stereotypowym usposobieniem, a lepsze dialogi widziałem w „Kreciku”. Dubbing nie zachwyca, ale też nie przeszkadza. Głosy zostały dobrane z dużym kontrastem, jednak na pierwszy plan wychodzą trzy postacie – Victor, Doktor i sam Knack. Ich głosy oraz interpretacja dialogów wychodzą najmniej sztucznie z całej obsady, co nie oznacza, że ich kreacje są wybitne, bo nie są - są najzwyczajniej w świecie poprawne. Czasem brakuje w głosie emocji, czasem nagrania są przeakcentowane i nawet jak na bajkową oprawę – przesadzone.

Knack miał szansę na bycie porządnym tytułem startowym, jednak tak naprawdę nie wiadomo do kogo skierowana jest ta gra. Dzieci odrzuci brak humoru, dzięki któremu nie przyciągnie się ich uwagi do postaci i sytuacji. Dorosłych znuży rozgrywka, zirytują bohaterowie, dubbing i fabuła, a hardkorowców może odrzucić oprawa i sztucznie podniesiony poziom trudności, dzięki czemu Knacka można nazwać dziecięcym Dark Souls dla ubogich, gdzie nawet wcale nie największy przeciwnik jest nas w stanie położyć jednym ciosem. Dla rodziców z dziećmi wartym uwagi trybem jest kanapowa kooperacja, dzięki której rodzic pokieruje metalowym Robo-Knackiem i będzie asystował swojemu potomstwu, które spokojnie będzie eksplorowało kolejne etapy w towarzystwie bardziej doświadczonego kompana. Jeśli ich stan zdrowia zbliży się do krytycznego, będziemy mogli użyczyć mu parę swoich części, by pociecha nie ginęła i mogła bez stresu przechodzić dalej tryb fabularny. Remote Play spisuje się bardzo dobrze, nie dostrzegłem na tyle dużych opóźnień, by przeszkadzały w grze nawet dwa pomieszczenia dalej, niż znajduje się PlayStation 4. Jeśli nie chcecie przerywać rozgrywki, wystarczy odpalić RP na PS Vita i spokojnie można odwiedzić pomieszczenia sanitarne.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Knack

Atuty

  • Design i wariacje Knacka
  • Zróżnicowane poziomy trudności dla różnych graczy
  • Widać inspiracje Crashem

Wady

  • Zwalniająca animacja
  • Prosta fabuła
  • Stereotypowi bohaterowie
  • Sterylne pomieszczenia
  • Potrafi znużyć
  • Brak humoru
  • Zmarnowany potencjał

Czy Knack jest dobrym tytułem startowym? Nie. Czy warto go ograć? Jeśli go pominiecie, nikomu nie stanie się krzywda, a na premierze nowej konsoli warto zainteresować się innymi tytułami.

Mateusz Greloch Strona autora
cropper