Recenzja: Tearaway (PS Vita)

Recenzja: Tearaway (PS Vita)

Paweł Musiolik | 20.11.2013, 09:00

Halina Frąckowiak śpiewała o papierowym księżycu, Media Molecule co prawda nie śpiewa, a tworzy gry, ale papier u nich odgrywa znacznie większą rolę niż we wspomnianym utworze, znanym głównie starszym czytelnikom. Tearaway zabiera nas na wycieczkę po stworzonym z papieru świecie w którym przeżyjemy po prostu pewną historię. Opowieść mocno spersonalizowaną, z identycznym szkieletem w postaci historii naszego posłańca, ale bardzo zróżnicowanym w odbiorze przez każdego, kto w produkcję brytyjskiego studia zagra.

Poznajcie Iotę, najsłodszego i najprzyjemniejszego bohatera gry z jakim mieliście kiedykolwiek do czynienia. Iota jest posłańcem, którego celem jest dostarczyć wiadomość odbiorcy. Wiadomość zapisaną na papierze i zapakowaną w kopertę, którą jest sam Iota. Treść wiadomości jest nam nieznana aż do samego końca gry i przyznaję – jest to zabieg idealny. Często zastanawiałem się, co jest ważnego w tym, co przekazać ma nam posłaniec. I gdy już się dowiedziałem, to jakkolwiek to nie zabrzmi – poczułem się poruszony tą z pozoru prostą opowieścią w której my sterujemy naszym bohaterem, a całość komentuje dwójka narratorów. Spodobał mi się pomysł by zrobić z nas jednostkę boską, zwaną tutaj Istotą, która swoją osobą wdarła się do papierowej krainy przyprowadzając z sobą złe Pudłaki. Jako, że wdarliśmy się do świata, to widoczni jesteśmy zamiast słońca w którym zrobiona została wyrwa. Sam na początku miałem problemy z przyzwyczajeniem się do oglądania mojej gęby w grze, bo do najpiękniejszych nie należę, ale później gdy wykonywałem kolejne czynności – nagrywałem głos strachowi na wróble, czy robiłem zdjęcie dłoni by wróżka mogła mi z niej powróżyć – przywykłem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Produkcja wykorzystuje każdą funkcję zawartą w przenośne konsoli Sony, a najbardziej opiera się na dotykaniu konsoli. Wykorzystując przedni ekran rozwijamy kokardki prezentom, odklejamy naklejki, rozsuwamy papierki lub zgniatamy wybranych przeciwników jak robale. Drugą opcją jest rysowanie, wycinanie i dekorowanie wszystkiego czego się da. Czasami napotkana przez nas postać poprosi o narysowanie jej brakującego elementu. O ile koronę dla króla wiewiórek byłem w stanie narysować, to płatka śniegu, który by ten płatek przypominał już nie. I tak w lokacji ze śniegiem padało coś, co bardziej przypominało małe, połamane precle. Łatwiej operuje się wszelakimi naklejkami, które musimy powiększać, pomniejszać lub przesuwać po ekranie. Z początku ciężko jest odpowiednio wyczuć czułość naszych ruchów, ale początkowa frustracja „nie działa” zmieniła się gdy zauważyłem, że zamiast dotykać całymi palcami ekranu dotykowego i tylnego panelu – robiłem to krańcami palca, czasami wręcz paznokciem.

Tearaway jest pierwszą grą w której żadna z czynności wykonywana czymś innym niż przyciskami nie jest wrzucona na siłę. Wszystko współgra z trzonem rozgrywki, który tutaj nie jest w jakikolwiek sposób odkrywczy, ale dopracowano go w praktycznie każdym aspekcie. Mamy do czynienia z klasyczną do bólu platformówką 3D połączoną z pewnymi elementami gry przygodowej. Zdziwić może niektórych kompletny brak HUDa. Nie mamy życia, nie mamy energii, nie mamy ekwipunku. Giniemy gdy spadniemy w przepaść lub dwa razy damy się dorwać Pudłakom. Walka z nimi poleca na unikaniu ich ataków i rzucaniu gdy są oszołomione. Później, gdy otrzymujemy zdolność turlania się i miniaturowy akordeon – mamy trochę większe pole manewru. Jednak to co odblokujemy potrzebne jest nam do eksploracji, bo tej jest tu po prostu najwięcej. Naszym nieodłącznym towarzyszem w tych wędrówkach będzie aparat otrzymany na samym początku gry. Nim nie tylko przywrócimy do świata gry przedmioty, które utraciły kolory, ale będziemy mogli zrobić zdjęcie wszystkiemu, czego dusza zapragnie. Wyobraźcie sobie całego Instagrama włożonego w Tearaway, włącznie z opcją wgrywania waszych zdjęć na specjalny serwis społecznościowy. Ba – wykonując zdjęcia „nieobecnym” elementom, odblokowujecie faktyczne schematy papierowych figurek do złożenia.

Na wstępie wspomniałem o papierowym świecie. Nie wiem jak Media Molecule wpadło na taki pomysł i w jaki sposób zrealizowali go tak dobrze. Design gry jest fantastyczny, przyjemne dla oka barwy, grafika ostra jak żyleta na ekranie konsoli (uwierzcie – nic nie odda tego, jak produkcja wygląda na OLED-zie). Jeśli dołożymy do tego bardzo przyjemną dla ucha ścieżkę dźwiękową i perfekcyjną polonizację zarówno jeśli chodzi o tekst, jak i dubbing, to ciężko się nie zachwycać tak samo jak ja. Łyżką dziegciu w beczce miodu jest upierdliwa praca kamery, która czasami na siłę chce nam udowodnić, że ona wie lepiej co chcemy oglądać i w efekcie czego – oglądamy teksturę podłoża. Gdy okiełznamy szaloną kamerę, będziemy mogli cieszyć się w pełni najlepszą produkcją na PlayStation Vita. Mieć konsolkę i nie zagrać w Tearaway powinno skutkować natychmiastową interwencją służb porządkowych.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tearaway

Atuty

  • Cudowny design gry
  • Wykorzystanie możliwości jakie daje nam PS Vita
  • Realizacja rozgrywki
  • Pomysł na opowiedzenie historii
  • Funkcja fotografowania i wykorzystanie serwisu społecznościowego

Wady

  • Problematyczna praca kamery

Tearaway jest produktem prawie idealnym. Tak jak Super Mario 64 zdefiniowało platformówki 3D na Nintendo 64 i dalej, tak Tearaway definiuje pojęcie pięknej, przenośnej gry. Nie tylko na PlayStation Vita, ale w całej branży gier.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper