Recenzja: Assassin's Creed IV: Black Flag (PS3)

Recenzja: Assassin's Creed IV: Black Flag (PS3)

Bartek Wiak | 10.11.2013, 09:44

“Do what you want cause a pirate is free! You are a pirate!”. Cytatem z znanego utworu zaczniemy tę recenzję. Tekst ten idealnie oddaje nie tylko charakter całej gry, ale i samego głównego bohatera Edwarda Kenwaya. Człowieka wolnego, zawsze gotowego wyruszyć w drogę ku większemu bogactwu.

Ostatnie kilka dni miałem przyjemność spędzić na słonecznych Karaibach. Może i nie fizycznie, ale najnowsza odsłona słynnej serii gier o batalii pomiędzy asasynami i templariuszami skutecznie oddała ten specyficzny klimat i pozwoliła mi odpocząć od problemów codziennych. Nauczyła mnie też jednej bardzo ważnej lekcji. Nie ma sensu tracić czasu na zmartwienia gdy jest się piratem!

Dalsza część tekstu pod wideo

Zanim jednak w pełni oddamy się karaibskiemu klimatowi przyjrzymy się współczesnemu aspektowi tej gry, który na szczęście nie narzucał się nam zbyt często. O ile sama koncepcja poruszania się po wspomnieniach przodków danego osobnika wydaje się być nader interesująca, tak w każdej odsłonie serii trochę mnie irytowała. W Assassin’s Creed IV: Black Flag wcielamy się w nowego pracownika Abstergo Entertainment. Firmy, która zajmuje się dostarczaniem rozrywki na zupełnie nowym poziomie. Oferują oni dostęp do Animusa napchanego wspomnieniami ludzi o bujnej historii. Zadaniem naszego bohatera jest prześledzić żywot Edwarda Kenwaya, jednego z przodków znanego nam Desmonda.

Główny bohater - Edward - znacząco różni się od znanych nam dotąd asasynów. Przede wszystkim nie należy on do żadnej z grup. Nie jest ani asasynem, ani templariuszem, a ich sprawy interesują go tak długo jak długo może na nich zarobić. Tak, Edward jest piratem z krwi i kości, jednak nie zamierza nim być do końca swoich dni. W jego życiu pojawiła się kobieta i to ona czeka na końcu jego trudnej drogi ku bogactwu. Rysuje nam się powoli obraz romantycznego bohatera gotowego po trupach osiągnąć swój cel. W przypadku Edwarda stwierdzenie “po trupach” nabiera trochę bardziej dosadnego znaczenia. Nie sposób zliczyć ilu ludzi zginęło od jego ukrytych ostrzy czy szybkich cięć mieczem. Kenway pomimo, iż oficjalnie nie należy do zakonu asasynów to jednak przywdział ich szatę. Dlaczego? Przez przypadek. Uznał, że w danym momencie akurat w ten sposób zdoła się szybko wzbogacić. Studiu udało się wykreować wyjątkowo rzeczywistego bohatera, oczywiście, pomijając fakt, że biega, skacze po murach, walczy i pływa bez odpoczynku. Edward to niejako urzeczywistnienie wyobrażeń na temat najsławniejszych piratów.

Byłoby jednak niesprawiedliwe gdybym interesował się jedynie postacią Kenwaya. Na pochwałę zasługuje cały świat przedstawiony w nowej grze. Do naszej dyspozycji dostaliśmy olbrzymi kawałek Karaibów wraz z kilkoma większymi miastami. Co lepsze, nie jesteśmy niemal w żaden sposób ograniczani i w każdej chwili możemy stanąć za sterem naszego statku ochrzczonego mianem Jackdaw i popłynąć gdzie nam się żywnie podoba. Twórcy zadbali również by ta podróż nam się zbytnio nie nudziła. Jednym z takich klimatycznych urozmaiceń są szanty wyśpiewywane przez naszą załogę. Więcej piosenek odblokowujemy odnajdując na lądzie specjalne nutki. Poza tym na porozrzucanych po całej planszy wyspach znajdziemy dodatkowe zadania, znajdźki, a czasem wykopiemy na nich skarb. Plan morski został podzielony podobnie jak lądowy - gdy “zsynchronizujemy” się na szczycie jakiegoś wysokiego punktu poznajemy dokładną lokalizację przedmiotów do zebrania i specjalnych wydarzeń mających miejsce w danym rejonie. Różnica polega na tym, że zamiast wdrapać się na kościelną wieżę musimy podbić strzegący rejonu fort. Tutaj niestety może na was czekać mały zawód. Podbicie takiej placówki jest zdecydowanie łatwiejsze niż mogłoby się wydawać. Wystarczy kilka salw z dział naszego statku, by fort przestał do nas strzelać, wtedy schodzimy na ląd i wyposażeni w zabójcze umiejętności Edwarda odnajdujemy ważną personę zajmującą się obroną placówki.

Dodatkowej rozrywki dostarcza możliwość wyławiania szczątków zatopionych statków, to jednak wymaga od nas wykupienia odpowiednich usprawnień do naszego statku. W AC IV: Black Flag usprawniamy nie tylko naszego bohatera, ale też jego łajbę. Możemy ją doposażyć w mocniejsze działa, silniejszy kadłub, a nawet w specjalny taran. Ubisoft bardzo sprytnie zdołał zatuszować faktyczny rozmiar całej mapy. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z ogromnym, niemal nie do przejścia terenem. W praktyce okazuje się, że do bardzo wielu miejsc nie mamy dostępu. Na większe wyspy wejdziemy tylko poprzez porty, a gdy spróbujemy przedrzeć się z boku to dowiemy się, że dostępu bronią wysokie skały. Ograniczenia są, ale zapewniam was, że i tak będzie co robić.

Jeśli znudziło nam się zbieranie fragmentów animusa, czy poszukiwanie skrzynek z skarbem możemy zmienić się w myśliwego i pozbawić kilka zwierzaków ich odzienia wierzchniego. Nic jednak nie dzieje się bez celu. Zebrane skórki wykorzystamy na usprawnienie naszego bohatera. Uzbieranie odpowiedniej ilości zwierzęcych fragmentów umożliwi nam wytworzenie nowego wyposażenia dla Edwarda. Raz będzie to torba zdolna pomieścić więcej naboi niż dotychczasowa, a kiedy indziej przygotujemy sobie nowe wdzianko, które może wydłużyć nasz pasek życia.

Wiem, że się powtarzam ale raz jeszcze podkreślę, że Assassin’s Creed IV: Black Flag nie pozwala nam się nudzić. Kilkukrotnie zdarzyło mi się przerwać moją wycieczkę w stronę głównej misji, bo w pobliżu akurat ktoś bił jakiś piratów i chciałem im pomóc, lub na horyzoncie pojawił się statek pełen drogocennego łupu, a ja jako prawdziwy pirat nie mogłem przepuścić takiej okazji. Na uwagę zasługują misje poboczne o niby banalnym celu “zlokalizuj i zniszcz”. O ile te, które odbywają się na lądzie nie odbiegają od prezentowanego przez serię schematu to morskie zadania stanowią nowy i dość trudny element serii. Obsługa Jackdawa nie jest zbyt skomplikowana, a sam statek zachowuje się jak polonez na zamarzniętym jeziorze (poważnie, niektóre skały brałem bokiem), a i tak część morskich batalii może stanowić wyzwanie.

Zanim siadłem do pisania tej recenzji powiedziałem sobie, że nie będę wspominał o oprawie graficznej. Dobrze, czy nie, złamałem się. Zacznijmy od kilku komplementów. Po pierwsze w całej produkcji czuć klimat pirackiego życia. Lokacje są kolorowe, jasne i mimo leżących tu i ówdzie trupów napawają jakąś taką radością. Ubisoft świetnie poradził sobie z odwzorowaniem karaibskiego klimatu. Niestety, odniosłem wrażenie, że AC IV: Black Flag jest trochę brzydsze od poprzedniej części. Nie wiem na karb czego to zrzucić, zbyt duża ilość detali? Może w pełni oddali się idei stworzenia gry na nową generację? Zdarzają się spadki wyświetlanych klatek na sekundę, głównie przy okazji wyświetlania scenek przerywnikowych, jednak nie przeszkadzają w przejściu gry, więc nie traktowałbym ich jako zbyt poważnej wady. Jest jeszcze jeden dość drażniący błąd. Dość często Edward zacina się na przeszkodach. Biegniemy w kierunku kamienia, wchodzimy na niego i lądujemy w punkcie początkowym, tuż przed kamieniem. Pozostaje nam obejście całego obiektu, lub cofnięcie się kilka kroków i podejście do przeszkody pod minimalnie innym kątem.

Assassin’s Creed IV: Black Flag to również kupa dobrej zabawy z ludźmi w sieci. Przygotowano dla nas naprawdę rozbudowany tryb dla wielu graczy. Do wyboru mamy kilka możliwych scenariuszy. Jednym z nich jest zmodyfikowana na potrzeby gry zabawa w kotka i myszkę. Gracze dzielą się na dwie równe ekipy, lider zespołu wybiera postać jaką będą grać, a następnie polują na siebie na ulicach jednego z miast. Zawsze są dwie rundy. Tak, żeby każdy mógł zagrać jako łowca i jako zwierzyna.

W ramach krótkiego podsumowania muszę stwierdzić, że Assassin’s Creed IV: Black Flag to zdecydowanie najlepsza odsłona serii w jaką przyszło mi zagrać. Przejście na pirackie klimaty było genialnym pomysłem i ktoś powinien człowieka za to odpowiedzialnego mocno uściskać. Twórcy bardzo dobrze oddali piracki klimat, a efekt ten osiągnęli między innymi dzięki udanej kreacji głównego bohatera i ciekawemu przedstawieniu ucharakteryzowanych na karaibskie lokacji. Zdecydowanie polecam tę grę każdemu fanowi klanu asasynów i trochę mniej zdecydowanie ale nadal każdemu innemu. Mam wrażenie, że czasem nadludzkie zdolności Edwarda mogą się nie spodobać sporej części graczy.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Assassin's Creed IV: Black Flag

Atuty

  • Piracki klimat
  • Olbrzymia ilość misji pobocznych
  • Warstwa audio
  • Wprowadzenie do gry postaci historycznych

Wady

  • Gra wygląda trochę staro (minus pewnie zniknie po wejściu nowej generacji)
  • Czasem przycinająca animacja, przerywająca swobodny bieg

Czyś szczur lądowy, czy też wilk morski, chwyć butelkę rumu i wyruszaj na Karaiby! AC IV: Black Flag to zdecydowanie najlepsza odsłona serii, wyposażona w świetną fabułę, ciekawego głównego bohatera i nie pozwalający się nudzić świat.

Bartek Wiak Strona autora
cropper