Recenzja: Final Fantasy XIV: A Realm Reborn (PS3)

Recenzja: Final Fantasy XIV: A Realm Reborn (PS3)

Paweł Musiolik | 10.10.2013, 18:11

Najtrudniejsze wyzwanie z jakim miałem do czynienia od kiedy zajmuję się grami zawodowo? Właśnie ten tekst. Recenzowanie MMORPG-a, który praktycznie codziennie się rozwija, ewoluuje i za kwartał, po pierwszej aktualizacji zmienić się może znacząco to nic łatwego.

Ale czas, który spędziłem w każdej fazie betatestów jak i już po premierze, która okupiona była (jak zawsze w takich przypadkach) znaczącymi problemami pozwala mi ocenić to, co przygotował Naoki Yoshida wraz z ekipą. Jego osoba i zapowiedzi wiązały się raz, że z nadzieją na naprawę klęski jaką było oryginalne Final Fantasy XIV, ale także z obawą – czy efekt końcowy zrekompensuje fundowane przez oryginał tortury.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak, udało się. Nie wiem, czy nie jesteśmy świadkami jednego z bardziej spektakularnych „nawróceń” ze złej ścieżki w chyba całej branży growej ostatnich kilku lat. „Zwykła” czternastka była tworem niesamowicie nudnym i męczącym, odbierającym siły witalne każdemu, kto zbliżył się do niej na odległość myszki i klawiatury (gra ukazała się tylko na PC). Moja przygoda rozpoczęła się pod koniec ery, w momencie w którym każdy fan znał przyszłość Eorzei. I muszę to przyznać, FF XIV uśmiercono z pomysłem. Zamiast zamknąć serwery ot tak, postanowiono wpleść w to interesujące tło fabularne w którym Dalamud ciągle się powiększał, a gdy armie Eorzei starły się ze sobą, wyłonił się z niego Bahamut, który … zniszczył wszystko. Ocalała tylko grupa Wojowników Światła, która kilka lat później wyparowała. Tak rozpoczyna się A Realm Reborn, w którym odrodzenie dotknęło każdego aspektu gry.

ff1

Na dzisiejszym rynku opanowanym przez produkcje opierające się na modelu Free 2 Play i wszelakich mikrotransakcjach, wypuszczenie produkcji za którą miesięcznie trzeba wyłożyć ponad 40 złotych jest zagrywką ryzykowaną. W rękawie trzeba mieć przygotowanych kilka asów, którymi przyciągnie się stałą rzeszę fanów będących gotowym płacić za możliwość biegania po wirtualnej krainie. Square postanowiło chyba na najlepsze co mogło. Zebrano całą spuściznę kolejnych produkcji, to co kojarzy się z marką Final Fantasy, dorzucono klasyczny styl znany nam do ery PSOne, wszystko podkolorowano muzyką Nobuo Uematsu, rysunkami Yoshitaki Amano co w efekcie końcowym dało nam to, czego tak bardzo brakowało w tej grupie fanów – powrotu do starego, dobrego Final Fantasy. Jasne, jest to MMO, ale silnie fabularyzowane i zrobione z pomysłem, mimo że historia raczej beretu nam nie zerwie z czerepu. Oczywiście większość osób wychowanych na dziesiątkach gier MMO może nie interesować się historią, którą próbuje się nam sprzedać, ale jeśli ktoś jest specyficznym typem gracza, podobnie jak ja i stawia raczej spokojne, samotne bieganie i poznawanie świata bez silenia się na bycie „społecznościowcem” zagadującym do każdego, to doceni sposób prowadzenia gry. Nikt nas nie rzuca na głęboką wodę, tylko stara się odpowiednio prowadzić, sterując wymaganymi od nas zadaniami. Im dalej i im większy poziom, tym gra otwiera przed nami więcej możliwości. Pierwsze kilka godzin to aktywny samouczek, który dzięki bogu – nie przytłacza nas wymaganiami. Stopniowo jesteśmy wprowadzani w specyficzne dla tej gry funkcjonalności. A tych pojawiło się kilka.

Najbardziej reklamowany był system FATE, czyli nic innego jak losowe zadania pojawiające się w specyficznych miejscach. By je aktywować wystarczy wejść w zaznaczony obszar i ewentualnie zsynchronizować poziom jeśli mamy za wysoki. Im większy wkład w wykonanie postawionego przed nami zadania, tym oczywiście lepsza nagroda. Takie zadania możemy zaliczać w dowolnej kolejności, wielokrotnie i w jaki sposób chcemy, oczywiście nadal pozostając w pewnych ramach. Nie ukrywam, że część z nich po dłuższym czasie męczy i sam łapałem się na tym, że wygodniej było mi to ominąć. Na szczęście pozostają inne czynności do wykonania. Guildhesty istnieją jako swego rodzaju samouczki jak działać w grupie daną klasą. Oczywiście wszystko w ramach kolejnych zadań do wykonania. Najwięcej zabawy mamy jedne z Levequestami. Rozmawiając z odpowiednią osobą, przyjąć możemy określoną ilość specjalnych zleceń. Ogólnie zawrzeć można je w kilku grupach – zabij wszystkich, zbierz odpowiednie rzeczy, eskortuje kogoś do danego miejsca. Ale są także zadania w których musimy zrobić trochę więcej – użyć odpowiedniego przedmiotu na odpowiednim przeciwniku i liczyć na łut szczęścia. Na każde zadanie mamy 30 minut, więc im szybciej się z czym uwiniemy tym lepiej. System sprawdza się bardzo dobrze i staje się dobrym dostarczycielem punktów doświadczenia, które z samych stworków wpadają wolno.

ff2

Następny punkt obrad – walka. Zaryzykuję stwierdzenie, że w miarę bezboleśnie udało się przenieść turowy charakter walk starszych odsłon serii do świata MMO. Nie każdemu przypadnie do gustu globalne opóźnienie ataków, nie jak w wielu grach – rozbite na poszczególne ataki, ale jeśli to miało na celu ograniczyć idiotyczne spamowanie atakami i wymusić odrobinę bardziej taktyczną grę i wykorzystywanie mocnych stron danej klasy to się udało. Wykonując wspólne zadania czy bawiąc się w raidy na konkretnych przeciwników, współpraca jest kluczem do sukcesu. Jeśli pójdziemy bez typowego tanka lub zignorujemy rolę jednostki leczącej, to faktycznie będziemy mieli z tym problem. Oczywiście tutaj brawa za dobry ruch z możliwością podnoszenia poziomu innej klasie. Wystarczy „ubrać” się w odpowiedni ekwipunek i zamiast Lancera, wbijamy poziomy jako Gladiator, zyskując dostęp do jego umiejętności, z których możemy swobodnie korzystać. Samych klas postaci mamy na start, rzekłbym, wystarczająco. W każdej kategorii po trzy. Klasy od zadawania obrażeń, typowego tanka wyróżniającego się wysoką obroną i w miarę sensownym atakiem oraz wsparcie w postaci maga. Dodatkowo klasy podzielono na trzy startowe miasta i ścieżkę fabularną, która każda stara się różnić od kolejnej. Największym wyzwaniem jest przenieść sterowanie na pada, który w teorii powinien być wygodniejszy do tego typu gier jeśli chodzi o podstawowe komendy, jednak problemem są wszelakie makra i skrótowe ustawienie umiejętności, których jest więcej niż przycisków na padzie. Na szczęście rozwiązano to sensownie. Raz, że menu przypomina nam systemowe XMB, dlatego chyba każdy połapie się w nim momentalnie. Dwa – pasek skrótów możemy dowolnie przełączyć i ustawić sobie aktywne umiejętności i przełączyć gdy zajdzie taka potrzeba. Same ataki poza podstawowym przypisane są także pod dodatkowe kombinacje, dzięki czemu jednorazowo, dostępnych mamy aż 16. Także interfejs nie jest zły, choć przeglądarka postaci i ekwipunku mogłaby być ciut lepsza, bo czasami to co nam wydaje się logiczne i klikamy „w lewo” gra przesuwa kursor w kompletnie inne miejsce. Można się do tego przyzwyczaić, ale mimo wszystko – to myli.

Mieszane uczucie budzić może także oprawa graficzna, która kolejny raz nam pokazuje, jak starą technologicznie konsolą jest PlayStation 3. Źle nie jest, lokacje obfitują w detale i miejsca w które możemy włożyć nos, a same modele postaci i przeciwników prezentują się jak na MMO – co najmniej dobrze. Jednak mała ilość pamięci RAM skutkuje ciągle doczytującymi się obiektami, a co gorsza – postaciami. I pół biedy gdy nie pojawi nam się inny gracz, problemem jest gdy na wczytanie NPC-a zlecającego zadanie musimy czekać czasami nawet minutę. I problemem nie jest tutaj łącze internetowe, bo lagi w połączeniu nie występują przez większość czasu wcale. Ciężko nie zauważyć także, że A Realm Reborn działa notorycznie poniżej 30 klatek na sekundę, a gdy wdamy się w konkretną walkę z ogromem efektów wizualnych i większą ilością przeciwników – wszystko leci tragicznie w dół. W teorii można przybliżyć kamerę maksymalnie jak się da i wtedy ograniczymy dławienie się gry, ale jednocześnie – nie będziemy nic widzieć. Zdecydowanie na plus wyróżnia się warstwa dźwiękowa gry. Jestem sentymentalnym skurczybykiem i w momencie w którym usłyszałem motyw przygrywający w menu, wszystkie do tej pory zebrane wspomnienia, które dotyczą tej serii wróciły do mnie w ciągu kilku sekund. I właśnie jeśli jedna rzecz składa hołd serii, to właśnie muzyka. Ścieżka dźwiękowa jest przyjemna do odsłuchu nawet poza grą, idealnie dobrana pod dane sytuacje i jest jedno określenie, które idealnie oddaje całą ścieżkę dźwiękową. W każdej nucie słychać, że za kompozycje odpowiada Nobuo Uematsu. Nowe utwory dołożyło kilku znanych kompozytorów (chociażby Mizuta i Sekito), co tworzy coś niepowtarzalnego. Rzadko kiedy zdarza się bym spędzał w menu kilkanaście minut słuchając jednego motywu z gry, w przypadku A Realm Reborn czasami tylko po to włączę ten tytuł.

ff3

Restart nad wyraz pomyślny o czym wspomniałem na początku. Kilkanaście miesięcy czekania i niesamowity wysiłek by pokazać, że to kompletnie nowa gra nie poszły na marna. Produkt jest w stanie obronić się sam, nawet mimo faktu, że trzeba za niego co miesiąc płacić. Jeśli jesteście w stanie ponieść dodatkowy koszt, to nie powinniście się zawieść. Jasne, po setkach godzin można się znudzić jak wszystkim, ale … czym nie można? Gra ma już zapowiedziane pierwsze, konkretne aktualizacje jeszcze na ten rok, a to gatunek, w którym wszystko się rozwija i dostosowuje pod graczy. Nie jest to idealne MMO dla każdego, ale bez wątpienia – najlepszy wybór dla fanów Final Fantasy. Ta grupa poczuje się tutaj jak ryba w wodzie. Identycznie jak poczułem się ja – osoba z reguły stroniąca od MMORPG-ów.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Final Fantasy XIV: A Realm Reborn

Atuty

  • Czuć klimat starszych odsłon serii Final Fantasy
  • Dobrze zrealizowany system FATE oraz Levequesty
  • Brak nastawienia na typowy grind
  • Znośna historia napędzająca całość
  • Wspaniała ścieżka muzyczna

Wady

  • Częste spadki płynności animacji
  • Problemy z doczytywaniem lokacji
  • Interfejsowi brakuje szlifów
  • Część obecnych w grze zadań jest oklepana i nudna

Naoki Yoshida podniósł z kolan tytuł upadły i tchnął w niego nowe życie. Jeśli płacenie abonamentu nie jest problemem, a przy okazji należysz do grona serii Final Fantasy, to nie ma co się zastanawiać.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper