Recenzja: PlayStation All-Stars Battle Royale (PSV)

Recenzja: PlayStation All-Stars Battle Royale (PSV)

Paweł Musiolik | 23.11.2012, 16:12

Gdy swego czasu na Nintendo 64 odpaliłem po raz pierwszy Super Smash Bros. Gra wciągnęła mnie jak mało która bijatyka imprezowa. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego Sony nie stworzy swojej gry. Miało wystarczająco bohaterów na wyłączność w trakcie ery PSOne. Później przyszła era PS2, pojawili się kolejni bohaterowie, ale gry nadal nie było widać.

Przestałem już nawet zastanawiać się jakby taki tytuł mógł wyglądać, a dosłownie z powietrza wziął się przecież właśnie o PlayStation All-Stars Battle Royale. Ciężko było w niego uwierzyć, aż do pierwszego materiału wideo. ”Stało się! Wreszcie się doczekałem.” pomyślałem sobie w duchu i pełen obaw widząc pierwsze wersje czekałem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Parę dni temu się wreszcie doczekałem gry na mojej konsoli PlayStation Vita. Obawy ulotnił się co prawda wcześniej gdy miałem okazję testować grę na targach gamescom, ale nadal nie wiedziałem jak wypadnie pełna wersja gry, jak bardzo będzie bawić i ile contentu pojawi się ostatecznie w wersji sklepowej. Zanim jednak gra pojawiła się w sprzedaży, w internecie większość ludzi nie grając w ten tytuł, nazywała go crapem. Nawet nie wiedzą, jak bardzo się pomylili w swoich osądach. PlayStation All-Stars Battle Royale to tytuł na który czekałem i który nie ma prawa zawieść gdyż jest wykonany bardzo dobrze. Zarzuty mogą pojawiać się jedynie odnośnie obsady, gdyż każdego nie da się zadowolić. Ale trzeba oddać honory, SuperBot Entertainment to zapaleńcy i starali się zamieścić w grze jak najwięcej znanych postaci. 20 zawodników z całej ery PlayStation to liczba która zadowoli niejednego malkontenta i krytyka. Sir Daniel Fortesque, Spike z Ape Escape, Heichachi, Nariko, Ratchet z Clankiem, Dante, Sackboy czy Nathan Drake to mały wycinek osobistości którymi przyjdzie nam grać. Każdą z postaci gra się inaczej, każdy zawodnik jest oddany identycznie tak, jak zachowywał się i poruszał w swoich nominalnych grach. Big Daddy jest wolnym, ale cholernie wytrzymałym skurczybykiem, Toro swoim rozmiarem potrafi uniknąć części ciosów, a ślamazarny i fajtłapowaty Sir Daniel biega tak samo jak w Medievil. Ogromne brawa za oddanie w tak doskonały sposób każdej z postaci i brak jakichkolwiek klonów (no, może poza Złym Colem).

Również zawarte w grze plansze zostały w taki sposób przeniesione do reali bijatyki, że ręce same składają się do oklasków. Wejście na mapę San Francisco z Resistance 2 zaskoczyło mnie bardzo mocno. Najbardziej jednak co robi wrażenie to fakt, że każda z map jest wymieszana z innym tytułem i zmienia się w trakcie gry. Z pozoru sielankowa kraina Loco Roco zostaje zdewastowana atakiem Metal Gear Raya, a Hadesa odwiedza grupka Pataponów. Jednak nie są to tylko wizualne elementy, gdyż mają one ogromny wpływ na pole walki i grę. A to Songbird zacznie nas atakować na planszy z Uncharted 3, a to w Wieży Aldena pojawi się Carmelita Fox i zacznie do nas strzelać ze swojej spluwy. Gdy nas trafi – tracimy punkty AP, które potrzebujemy do ładowania paska specjalnych ataków. Takich kombinacji jest dużo więcej i często są zaskakujące i wymuszają na nas błyskawiczne zaadaptowanie się do zmieniających się warunków walki. Ponadto każda z plansz jest bardzo bogata w szczegóły i gra na niej utwór z odpowiedniej gry, niektóre zremiksowane, inne w oryginale. Uczta dla uszu fana marki PlayStation.

Jednak w każdej bijatyce najważniejszy jest system walki. Nawet gdy mówimy o typowych bijatykach nastawionych bardziej na casuali i imprezy, niż ostre masterowanie gry po nocach. Gra nie jest skomplikowana, nie znajdziemy tu 10-klawiszowych kombinacji jak w Tekkenie, czy kręcenia analogiem w różne kierunki jak w Street Fighterze. Jednak nie znaczy to, że All-Stars jest prostackie. Każda postać ma swoje kombinacje, zarówno te łatwiejsze jak i trudniejsze z mniejszym okienkiem inputu. Oprócz standardowych ciosów przypisanych pod trzy przyciski, mamy także skok, możliwość uniku i turlania się (pod L) oraz użycia ataków specjalnych pod R. By użyć takiego ataku musimy wpierw zebrać odpowiednią ilość AP, które zbieramy za wykonywanie ataków lub rozbijanie skrzynek z niebieskimi kulkami. Poziomy paska są trzy i każdy następny ładuje się wolniej. Oczywiście im atak wyższego poziomu tym bardziej śmiercionośny. O te ataki rozbija się cała filozofia gry. Bo zależnie czy ustawimy sobie limit czasowy, czy punktowy, zabicia przy pomocy takich ataków podnoszą licznik punktowy.

W grze zarówno znalazło się miejsce dla jednego gracza, jak i paru osób. Jako, że testowałem grę na ten moment na Vicie to granie na jednej konsoli nie jest możliwe, ale za to w 4 osoby jak najbardziej. Możemy sobie także ustawić walkę z 3 przeciwnikami dostosowując ją do naszych potrzeb, a także pobawić się w wielu wyzwaniach dotyczących każdego z zawodników oraz ogólnych dla wszystkich. W grze SuperBot pojawiła się także kampania, ale jest ona krótka (około 30 minut na jednego zawodnika) i opowiada nam krótką historyjkę postaci, a także zapoznaje nas z rywalem, który jest do naszego wyboru przypisany.

Inną parą kaloszy jest multiplayer przy którym obawiałem się lagów czy innych problemów. A tutaj nic, ani przez sekundę nie miałem problemu z opóźnieniami czy też połączeniem. Graczy wyszukuje bardzo szybko, sprawnie i w trakcie walki czujemy się jak w trakcie gry offline. Nie wiem jak to się udało osiągnąć, ale jestem miło zaskoczony. Sposobów grania przez sieć niestety nie ma zbyt dużo. Albo gramy rankingowe mecze w lidze, która podzielona jest na sezony, albo ustawiamy własne zasady i gramy z innymi. Wybrać możemy między innymi Każdy na Każdego i pojedynki drużyn (tak jak w singlu) i tyle w meczach rankingowych. Zaprosić znajomego także można i działa to bez problemów gdyż parę meczów zagrałem z Soqiem z PSX Extreme (oczywiście moja Nariko bardzo szybko go załatwiła). Komunikacja głosowa także znalazła swoje miejsce, ale jakoś gracze nie są chętni do rozmów. Częściej słyszałem odgłosy tła niż rozmowy ludzi. Zabawnie było słuchać komentarzy kogoś na temat gry jego kumpla w Halo 4.

Jako, że przenośna wersja zawartością nie odstaje od wersji na PS3, możecie śmiało odnieść to do dużej wersji. Kwestię cross-playu sprawdzę na dniach (ledwo dostałem wersję na PS3) i pojawi się dodatkowy artykuł testujący to rozwiązanie. Graficznie jednak jest różnica, z tym, że i tak wersja na PS Vita jest jednym z najładniejszych tytułów. Zero ścin, zwiech czy dławienia się animacji. Płynna non stop tak jak trzeba. Bluepoint Games zrobiło kawał świetnej roboty. W kwestii dźwięku także nie można niczego grze zarzucić. Zastanawia mnie jednak dlaczego gra jest tylko w połowie zdubbingowana. Mamy Boberka, mamy polską Nariko czy Spike'a. Ale już na przykład Dante i Raiden mówią po angielsku. Rozumiem, że Heichachi gada po japońsku, ale dlaczego nie zdecydowano się podłożyć głosów pod resztę postaci – nie mam bladego pojęcia. Dodatkowo czasami Ratchet mówi po angielsku, a zaraz potem – po polsku. Zdziwił mnie mocno ten fakt.

Całościowo dostaliśmy produkt lepszy niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Podejrzewam, że Sony traktuje PlayStation All-Stars Battle Royale jako test i w momencie zadowalającej sprzedaży (czego im i reszcie życzę) gra przekształci się w serię i Sony będzie miało wreszcie flagową bijatykę ze swoją ekipę. Jak dla mnie to strzał w dziesiątkę i wiem, że będzie to tytuł z którym spędzę mnóstwo czasu. Zarówno sam, jak i na imprezach.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry PlayStation All-Stars Battle Royale

Atuty

  • Bijatyka z postaciami Sony!
  • Idealnie działający multiplayer
  • Multum rzeczy do zrobienia dla jednego gracza
  • Oprawa audio-wizualna
  • Wciąga i jest prosta w opanowaniu

Wady

  • Niektóre postaci nie mówią po polsku
  • Z początku wydaje się być chaotyczna
  • Mało trybów online

Bardzo długo przyszło nam czekać na bijatykę, która byłaby odpowiedzią Sony na serię Smash Bros., czy wyszło? I tak i nie. Gra sama w sobie jest bardzo dobra i wciągająca, ale widać, że poskąpiono budżetu, głównie na licencje.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper